Droga z Bydgoszczy do Złej Wsi wiedzie wzdłuż brzegu Wisły, choć w oddaleniu. Z ulicy widać te charakterystyczne łąki gęsto porośnięte wierzbami. Biegają po nich sarny. Urzeczona takimi okolicznościami przyrody, docieram do Krainy Dolnej Wisły. To gospodarstwo agroturystycznym. Na 9 hektarach żyje 200 zwierząt. Wszystkie sprowadził tu Jacek Stielow. Po przekroczeniu bramy wjazdowej czuję się, jakbym znalazła się w innym świecie. Kilkanaście kilometrów i niecały kwadrans stąd jest największe miasto w regionie, a kilkaset metrów od miejsca, w którym jestem, biegnie droga wojewódzka? Nie do uwierzenia.
Jedyny wielbłąd dwugarbny w województwie kujawsko-pomorskim zamieszkał pod Bydgoszczą
A jestem tu, jak mi się wydawało, dla wielbłąda dwugarbnego, który niedawno przyjechał do Krainy z niemieckiej hodowli. To maluszek. Waży ok. 300 kg.
- Na razie się poznajemy, trzyma nas na dystans, bo byliśmy przy nim w stresującej sytuacji, kiedy trzeba było wprowadzić go do samochodu. Przerabialiśmy to jednak nie raz i wiemy, że lada moment nas zaakceptuje i polubi, a potem pewnie miłość wybuchnie. Zabawnie na nas początkowo pohukiwał, jakby syczał. Po rozmowie z ekspertem wiemy, że nie możemy okazywać w takich sytuacjach niepokoju. Po kwarantannie i adaptacji Habibi przeprowadzi się do swojego docelowego wybiegu. Jest zdecydowanie większy, będzie się czuł tam swobodnie, a za siatką będzie miał lamy i alpaki, więc na pewno nie będzie samotny - mówi Jacek Stielow.
Wielbłąd już ma dwa metry wysokości, będzie rósł jeszczeż dwa lata
Pomysł sprowadzenia nad Wisłę wielbłąda narodził się po tym, jak poznał przyjaznego i bardzo łagodnie usposobionego wielbłąda Zigi z Farmy Goławice. Habibi ma nieco ponad rok i mierzy prawie 2 metry. Będzie rósł jeszcze przez ok. 2 lata, aż osiągnie ok. 3 m wysokości. Jego ojciec, Ivan waży 1 tonę. Już pierwszej nocy maluch dał znać o sobie, głośno rycząc. Witał się z innymi mieszkańcami Krainy. Choć to m.in. zwierzęta z rodziny wielbładowatych - lamy i alpaki - tylu różnych towarzyszy to dla niego nowa sytuacja. Dotąd żył w stadzie wielbłądów i tylko je znał.
Jednym z opiekunów zwierząt w Krainie Dolnej Wisły w Złej Wsi jest Filip Naworski, technik weterynarii, zoofizjoterapeuta, student zootechniki na Politechnice Bydgoskiej. Habibi dotarł do Krainy późnym wieczorem. Pan Filip miał wolny dzień, ale ciągle dzwonił, dopytywał, czy to już. W końcu zaplanował randkę. Wtedy zadzwonił telefon - to już. Zabrał więc dziewczynę do Krainy.
- Zawsze staram się być na miejscu w momencie przyjazdu nowego zwierzęcia - mówi Filip Naworski. - To stresujący dla niego czas, ważne dla mnie, by być wtedy przy nim. W przypadku wielbłąda doszła ekscytacja. W naszym regionie takiego zwierzęcia jeszcze nie ma. Na wolności żyje ich ok. 950, w hodowlach na całym świecie ok. 2 mln. Łatwo powiedzieć: w sieci można znaleźć mnóstwo informacji o tym, jak żyją i czego potrzebują wielbłądy dwugarbne. Fakt, ale w większości to wiedza niepraktyczna, dlatego wielu rzeczy trzeba po prostu uczyć się samemu - dodaje.
Na wolności wielbłądy dwugarbne - baktriany - żyją na pustyni Gobi, na terenie Chin i Mongolii
- Żyją ok. 40-50 lat. Mogą osiągnąć wysokość do ponad 2 m. Dorosłe waż ok. 1 tony.
- Garby służą im jako rezerwy wysokoenergetycznego tłuszczu, służącego wielbłądom w okresach bez pożywienia.
- Ich oczy otoczone są podwójnymi rzędami długich rzęs, chroniących przed piaskiem, nozdrza natomiast mają możliwość zamykania się podczas burz piaskowych, chroniąc w ten sposób drogi oddechowe.
- Potrafią regulować temperaturę ciała – może się ona zmieniać nawet o 6 stopni Celsjusza w ciągu doby, dzięki czemu nie traci nadmiernie wody w procesie pocenia. Baktriany potrafią dobrze pływać.
- Są roślinożerne. Bez wody przetrwają nawet 2 tygodnie, a spragniony dorosły wielbłąd może wypić na raz nawet do 120 litrów.
- Wielbłąd dwugarbny jest gatunkiem krytycznie zagrożonym wyginięciem – posiada status CR w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych.
Czym się różni wielbłąd od krowy? Niczym szczególnym
- W gruncie rzeczy wielbłąd i inne zwierzęta z rodziny wielbłądowatych, jak lamy czy alpaki, nie różnią się znacznie od swojskiej krowy - zauważa Filip Naworski. - Mają po cztery żołądki, są przeżuwaczami, więc mają takie samo uzębienie (zęby tylko na dole, więc spokojnie, nie ugryzą, zresztą nie taka jest raczej ich natura), samice wszystkich produkują mleko. Cieszy mnie, że mam okazję pracować ze zwierzętami w Krainie Dolnej Wisły, bo z naszego punktu widzenia są jednak wciąż egzotyczne i rzadko spotykane. To dobre uzupełnienie wiadomości zdobywanych na uczelni. To, że do hodowli trafiają zwierzęta gatunków zagrożonych wyginięciem (z innych hodowli, nie odławiane w naturalnym środowisku!), to dobra informacja. Dzięki temu możemy zwrócić uwagę na problem i pokazać ludziom te wyjątkowe stworzenia - dodaje.
Kraina Dolnej Wisły jest jedyna w swoim rodzaju. Spacerując śnieżką na górze, przy wybiegu danieli, mam widok na rzekę i nabrzeżną roślinność. Na całym terenie rosną śliwki mirabelki, ale jest i spory stary sad. Z owoców tych drzew powstają słynne strzeleckie powidła (są robione w wielu gospodarstwach w gminie Dobrcz).
Nagle znikąd u moich stóp pojawiają się dwa ciekawskie koty. Ruda i Drożdżówka. Oprowadzają mnie po całym gospodarstwie. Spacer, podczas którego odwiedzimy wszystkie zwierzęta i wsłuchujemy się, jak opowiada o nich pan Jacek, może trwać 2-3 godziny, a i tak pozostanie niedosyt.
Żyją największe na świecie osły Poitou z Francji i czarne kury z Indonezji
W wygodnych, obszernych zagrodach żyją tu m.in. pawie, struś, alpaki, owce walliserskie, barbados, największe na świecie osły Poitou z Francji, kozy anglonubijskie, a nawet kangurzyca. Akurat jest w ciąży. W zagrodzie mamy rodzą i wypoczywają z maluchami na porodówce, gdzie na świat przyszło już wiele zwierząt. Gospodarze mają szczęście, bo nie raz już urodziły się bliźniaki, a nawet trojaczki, co wprawia w konsternację urzędników, kiedy przychodzi do zarejestrowania zwierzaków, bo brakuje takich rubryczek.
- Pewnie trudno jest wyjść z pracy i nie myśleć o zwierzakach, zwłaszcza kiedy wiadomo, że lada chwila może zacząć się poród? - pytam pana Jacka.
- Cały czas myślimy o zwierzakach, ale nie czuję, że to moja praca, to po prostu życie - odpowiada pan Jacek. - Wieczorami niektórzy włączają film w telewizji, inni wiadomości, a ja siadam przed ekranem i sprawdzam, co u moich zwierzaków, bo zagrody są monitorowane. Kiedy mam gorszy dzień, zamiast się denerwować, chodzić od ściany do ściany, przychodzę tutaj, od razu się wyciszam, łapie dystans. A skoro to tak działa, to nie może być przecież praca - żartuje.
Pasjonat zjawił się nad Wisłą biegiem, 13 lat temu. Dosłownie, bo mieszkał wtedy w Fordonie, a droga do Złej Wsi była jego trasą biegową (trenował, uprawiał wspinaczkę wysokogórską). Zakochał się w tej okolicy i niedługo potem kupił kawałek ziemi. Z czasem siedlisko mocno powiększył, a 7 lat temu zamieszkały tu pierwsze zwierzaki. Sprowadza je dziś z odległych zakątków świata. Żartuję, że przywozi je tak, jak inni przywożą magnesy z wakacji. I okazuje się, że właściwie to nie żarty. Mniej więcej tak było np. z czarnymi kurami z Indonezji (ich mięso jest czarne, ale w Krainie nikt tego na własne oczy nie widział...).
Zwierzęta z Krainy Dolnej Wisły są jak terapeuci
Kiedy wchodzimy do kolejnych zagród, zwierzęta niemal prześcigają się w drodze do opiekunów. Nadstawiają głowy do głaskania, dają się brać na ręce, wyczekują smakołyków i dobrze wiedzą, że je dostaną. Jeśli ktoś nie chce, nie musi tego nazywać miłością. Ale od niej tu kipi, a na każdym kroku widać też wzajemny szacunek. Tu po prostu każdy jest u siebie.
- Panie Jacku, po co właściwie to wszystko? - pytam.
- Może powinienem opowiedzieć o wizytach alpak w domach dziecka, to chwyta za serce - mówi pan Jacek. - Nas też zdumiewa to jak nastolatki, które tak dużo zła w życiu doświadczyły i tak mało miłości, potrafią zaopiekować się zwierzętami, ile czułości im okazują podczas krótkiego spotkania, jak chętnie biorą na siebie odpowiedzialność przekazania młodszym kolegom, jak należy podchodzić do czworonogów. A może o tym, jaką terapeutyczną moc mają zwierzęta i o tym, jakie wiadomości po wizytach u nas pisze nam mama autystycznego chłopca. Na co dzień ona praktycznie nie ma z nim żadnego kontaktu, ale po długim i pełnym emocji spotkaniu z alpakami patrzy na niego i nie może wyjść z podziwu, bo uśmiecha się szeroko przez sen do samego rana. Ale powiem o czym innym. O tym, jak działają na mnie spotkania z seniorami w domach opieki. Pewnego razu do alpak podeszła para. Pan prowadził za rękę panią. Widać było, że z nią nie jest dobrze. Nie do końca rozumie, co dzieje się wokół. Może polegać tylko na nim, a i on ma już ponad 90 lat. Senior położył z czułością dłoń zdezorientowanej i zagubionej w świecie seniorki na głowę alpaki, a ona jakby ożyła. Nagle na tym świecie była tylko ona i zwierzę. Innym razem poznaliśmy niewidomego seniora. Nigdy wcześniej nie miał okazji dotknąć alpaki, więc było to dla niego wyjątkowe doświadczenie, rozpromienił się, ale po jakimś czasie zasępił. Zwierzył się w końcu, że lata cale nie spotkał kota, a to jego wielkie marzenie. I nagle, nie wiadomo skąd, przy nas znalazł się kot i dał się pogłaskać - dodaje.
Spotkania ze zwierzętami, warsztaty w Krainie Dolnej Wisły w Złej Wsi
- Do Krainy przyjeżdżają rodziny z dziećmi. Za długi spacer z opiekunem zwierząt, podczas którego można pogłaskać, przytulić się do czworonogów, trzeba zapłacić 35 zł.
- Są tu też organizowane warsztaty np. z robienia ozdób z wełny, ich koszt to 45 zł. Prowadzi je pani Kasia, ekspertka od kreatywnych zabaw.
- Szczegóły można znaleźć na facebookowej stronie Krainy Dolnej Wisły.
- Opiekunowie jeżdżą głównie z alpakami do przedszkoli, domów seniorów.
- Na co dzień zwierzętami opiekują się jeszcze panowie Darek, Adam i Mariusz.
- Właściciele chętnie biorą udział w programach, w ramach których do pracy przy zwierzętach zatrudniają więźniów, a ci ustawiają się w kolejkę, by znaleźć zajęcie właśnie tu.