Historia stara, lecz nadal aktualna. Jak pisaliśmy jakiś czas temu, osoby zajmujące się kradzieżami zawodowo, potrafią stworzyć iluzję, by okraść nas tak, byśmy tego nie zauważyli. Jeden z byłych więźniów o pseudonimie „Brzytwa” zaznaczył, że idealną metodą złodzieja, by upewnić się, że ktoś wyjechał z domu na dłużej jest sprawdzenie jego profilu w social mediach. Jednak, jeśli ktoś jest mistrzem, potrafi ograbić drugą osobę bez konieczności czekania aż ten opuści swoje mieszkanie.
Dla przykładu do jednej z bydgoszczanek ze Szwederowa kilka lat temu zadzwonił przez domofon obcy mężczyzna. Pytał się, czy trafił pod dobry adres. Oczywiście okazało się, że to nie ta ulica. Kobieta tłumaczyła mu krok po kroku, jak trafić w prawidłowe miejsce. Mężczyzna zadawał coraz to bardziej szczegółowe pytania i prowadził dalej rozmowę. Na koniec podziękował za pomoc. Gdy kobieta wróciła do salonu – nie było już telewizora, komputera i kilku innych elektronicznych urządzeń. Były za to ślady butów prowadzące w stronę otwartego balkonu, gdzie chwilę wcześniej musiała znajdować się drabina. W ciągu 15 minutowej rozmowy ze złodziejem, jego wspólnicy opróżnili pomieszczenie.
To jednak i tak mało profesjonalna akcja w porównaniu z tą, którą przeprowadzili złodzieje z Niemiec. Polka i jej mąż mieszkali na strzeżonym osiedlu za granicą. Pewnego razu zniknął im rower. Do tej pory go nie zabezpieczali, gdyż mieszkania były pod obserwacją ochrony. Mimo wszystko jednoślad został skradziony, jednak już po paru dniach czekał na nich w tym samym miejscu, z którego go zabrano. Dołączony był również list, którego treść brzmiała mniej więcej tak:
- Bardzo przepraszam za zaistniałą sytuację. Zepsuł mi się samochód w okolicy, a pilnie potrzebowałem transportu. Była to sprawa życia i śmierci. Zobaczyłem rower i postanowiłem go na moment pożyczyć. Jest mi niezwykle głupio. Oddaję zgubę, a w ramach przeprosin dołączam dwa bilety do teatru z wejściówkami za kulisy po spektaklu.
Bilety rzeczywiście były dołączone do koperty. Małżeństwo miało wolny wieczór i postanowiło wybrać się na spektakl. Jak tłumaczyli znajomym – czas spędzili niesamowicie. Sztuka była piękna, a dzięki wejściówce za kulisy poznali backstage przedstawienia. Jednak, gdy wrócili do domu zastali… puste mieszkanie.
Dosłownie puste. Zniknął nawet element od zlewu, który ktoś postanowił wykręcić. Mieszkanie wyglądało tak, jakby małżeństwo dopiero miało się tam wprowadzać. W momencie kradzieży sąsiedzi i ochrona nie zareagowali, ponieważ cała akcja wyglądała tak, jakby kobieta z mężczyzną właśnie się wyprowadzali. „Pracownicy” wynosili meble do ciężarówki. Wszystko odbyło się na spokojnie, jakby mieszkanie opróżniała wynajęta firma przeprowadzkowa.
Mały myk z rowerem, stworzenie warunków do kradzieży, a także dokładny czas (złodzieje wiedzieli, o której sztuka się skończy) i przebrania sprawiły, że ta akcja była dla przestępców niczym odebranie dziecku zabawki.
Publikujemy tę historię ku przestrodze. Pamiętajmy, że nawet na strzeżonym osiedlu możemy paść ofiarą kradzieży, jeśli mamy do czynienia z profesjonalistami. Nie przyjmujmy prezentów od osób, których nie znamy, szczególnie, gdy zostaliśmy obdarowani w co najmniej dziwnych okolicznościach. Gdy kupujemy drogi sprzęt – nie wystawiajmy po nim kartonów na zewnątrz czekając aż na dniach zabierze ją śmieciarka. To tylko wiadomość dla złodzieja, że właśnie nabyliśmy coś cennego. Natomiast, jeśli jesteśmy na urlopie, a naszym mieszkaniem nie opiekuje się nikt – nie wrzucajmy zdjęć na media społecznościowe. Nie damy wtedy sygnału, że nasz dom stoi pusty i można się do niego włamać. Zróbmy to po powrocie. Zdjęcia nie uciekną, ale złodziej już tak – i to z naszymi cennościami.