W Bydgoszczy jest dom Griswoldów. Zapraszamy do podziwiania!
Dom przy ul. Sielskiej 55 w bydgoskim Fordonie od lat tuż po Mikołajkach rozbłyska setkami tysięcy światełek. Bydgoszczanie czekają na ten moment, bo efekt jest magnetyzujący. Nie tylko piętrowy budynek, ale cały ogród wygląda jak z bajki. Furtka jest otwarta na oścież, a na płocie wisi kartka, na której ktoś ręcznie napisał: Witamy, zapraszamy do podziwiania. Wchodzę! Dotarcie do drzwi wejściowych zajmuję dłuższą chwilę, bo zatrzymuje mnie biała, podświetlona choinka i połyskujące na czerwono prezenty pod nią, lampiony, sznury lampek. Trudno się powstrzymać przed robieniem zdjęć. Na pukanie nikt nie reaguje, ale ogród kusi. Idę dalej. Pod drzewem stoi opleciony sznurami lampek rower, taras jest pełen ozdób, w centralnej części, przy choince, której gałęzie uginają się od bombek i świateł, stoją sanie z reniferem i chatka świętego Mikołaja. Można tam usiąść w fotelu przy kolejnej choince i poczuć się jak dziecko, wpatrując się w sunącą po torach kolejkę. Słyszę głośny i radosny świergot ptaków. Tutaj? W grudniu, późnym wieczorem? Chwilę zajmuje mi zrozumienie, że to nie moja wyobraźnia.
- Podoba się? - słyszę głos za plecami.
- Jest jak w bajce - odpowiadam i już rozumiem: właściciel głosu wyszedł z ptaszarni, gdzie opiekował się papugami. - Skąd tu się wzięły wszystkie te ozdoby? - pytam.
- To ja zadzwonię do żony - odpowiada pan Maciej.
Spacer w setkach tysięcy świątecznych lampek ładuje bydgoszczan dobrą energią
- Co roku już latem zaczynamy przygotowania do świąt - tłumaczy pani Agnieszka. - Za każdym razem siostrzenica, Magda, pomaga nam wyszukać jakieś nowe ozdoby, trzeba przejrzeć te zeszłoroczne, bo lampki się przepalają. Tym razem rozwiesiliśmy 200 tysięcy światełek, a rok temu było ich 120 tys. Ten zwyczaj rozpoczęli moi rodzice lata temu. Chcieli sprawić nieco frajdy mojemu niesłyszącemu bratu. Mama zawsze kochała Boże Narodzenie i przekazała mu tę miłość. Kiedy był mały, rodzice zauważyli, że właściwie tylko podziwianie światełek i świątecznych dekoracji przynosi mu niezmąconą radość. Wtedy mama z jeszcze większym zapałem zdobiła dom, po jej śmierci to zadanie przejął tata. Teraz iluminacje wzięliśmy na siebie my, a Andrzej, dziś już dorosły, własnymi rękami wykonuje wiele ozdób. Teraz może korzystać z aparatów słuchowych, więc łatwiej jest mu się porozumiewać z ludźmi, ale kiedyś prawie w ogóle nie miał znajomych (towarzyszył mu jedynie przyjaciel, Paweł), nikt go swobodnie nie zagadywał, nie pytał, co u niego. Było mu z tym bardzo źle. Odkąd zdobimy dom, ludzie przychodzą tu tłumnie i zaczęli go zauważać, podpytują o dekoracje, chwalą jego pracę, co jest bardzo motywujące. Zauważamy też, że światełka dają radość nie tylko Andrzejowi i nam, ale też bydgoszczanom. Rodzice przychodzą z dziećmi, także niepełnosprawnymi. Opowiadają, że taki spacer wycisza maluchy i ładuje pozytywną energią. I o to przecież chodzi! - dodaje.
Po tej rozmowie podziwiam dalej - światełka wokół studni, karmnika, przechodzę przez dmuchaną bramę, której pilnują świecący bałwan ze świecącym Mikołajem. Zerkam przez okno, bo wnętrze domu też jawi się bajkowo, topi się w czerwieni, złocie, światłach. Z sufitu zwisają świerkowe girlandy.
Trzy tysiące bombek, a na jednej z choinek jeździ kolejka elektryczna
- Zapraszam do salonu - znów słyszę za plecami znajomy głos. - Andrzej czeka - precyzuje pan Maciej.
Uśmiechnięty od ucha do ucha 40-latek w świątecznym swetrze pokazuje po kolei każdą z tysięcy bombek na choinkach, które stoją w każdym rogu. Po jednej jeździ elektryczna kolejka!
- Dzieci zawsze przyglądają się jej najdłużej - wyjaśnia pan Andrzej i prezentuje bombki. - O, ta jest od mojej mamy, a ten drewniany ptaszek to z czasów dzieciństwa mojego taty - dodaje.
Każda ozdoba ma swoją historię. Długi stół w salonie jest już nakryty jak do wigilijnej kolacji. Czerwona zastawa służy też jako dekoracja.
W domu bydgoskich Griswoldów przy wigilijnym stole usiądzie 30 osób
- Co roku na święta przyjeżdża cała rodzina, 30 osób, gotuję dla nich, piekę, kocham Boże Narodzenie, jak mama - mówi pan Andrzej.
- A nie obrażacie się, kiedy słyszycie, że bydgoszczanie nazywają was rodziną Griswoldów? - dopytuję potem pani Agnieszki.
- Nie, to miłe, takie komentarze wypowiadane serdecznie, w klimacie świąt Bożego Narodzenia wywołują tylko uśmiechy na naszych twarzach. Ale Andrzej bardzo się zdziwił, kiedy usłyszał to po raz pierwszy. Nie znał słynnego filmu „W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju”, musiałam mu go pokazać - dodaje.