Boże Narodzenie w PRL-u
Długa kolejka do sklepu, a wszystko na kartki. Tak wyglądało codzienne życie Polaków w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Typowy obraz polskiego konsumenta zobaczyć możemy na TikToku.
Na półkach – pustki. A o to co zostało – trzeba było się postarać, wyczekując (czasem godzinami) na swoją kolej. A jak wyglądały święta? Przygotowania do wigilii zacząć było trzeba znacznie szybciej. Począwszy od bożonarodzeniowych prezentów.
Pod choinką królowały sławne perfumy Pani Walewskiej, kolońska woda brzozowa, a także dżinsy – wszystko zakupione za dolary w Peweksie. Dla dzieci największą frajdą było natomiast odpakowanie prezentu, w którym znajdowały lalki przypominające niemowlaki czy drewniane klocki.
W wielu regionach Polski do dzieci przychodził nie Święty Mikołaj a… gwiazdor, czyli postać typowa dla PRL-owskich świąt. Choć jego postać była wymyślona przez pogańskich Słowian, swoją popularność zyskała w okresie komunizmu. Chodziło oczywiście o to, by odejść od tradycji katolickich i nadać chrześcijańskiemu świętu „świeckiej” atmosfery.
Na wigilijnych stołach królował natomiast (tak jak i obecnie) karp. Choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, ryba, która kojarzy nam się ze świętami to również tradycja wywodząca się z PRL-u.
„Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce” – to hasło pojawiło się po raz pierwszy w PRL-u w 1947 roku. Wszystko przez straty wojenne. Uwielbiane i tradycyjne (dla przedwojennych mieszkańców Polski) dania były już niedostępne, a powojenna gospodarka – w katastrofalnym stanie.
Wtedy do akcji wkroczył Hilary Minc - ministr przemysłu i handlu oraz wicepremier ds. gospodarczych, który z łatwością wykorzystał fakt, że karp był jedyną rybą, którą można było w łatwy sposób „wyprodukować”, a następnie kupić. Stąd – wigilijny stół nie był już dłużej pusty.