- Przez wiele lat czułem, że mam już wszystko. Powolne poranki spędzałem przy kawie i śniadaniu z żoną, codziennie pracowałem nad ciekawymi projektami, wieczory mijały mi przy układaniu klocków z synkiem lub na grze na gitarze. To była moja codzienność, moje wszystko! - wspomina Marcin Mrugalski. Pochodzi z Grzybna (woj. kujawsko-pomorskie). Ma 34 lata. - Gdy myślę, że mogę to stracić, moje serce pęka. Jestem śmiertelnie chory – mam ostrą białaczkę. Choć walczę już rok, choroba nie daje za wygraną, a szala zwycięstwa powoli przechyla się w przeciwną stronę. Jestem przerażony, ale wiem, że nie mogę na to pozwolić! Nie mogę tak bezczynnie czekać. Przecież mam wspaniałą rodzinę, jestem tatą. To zdecydowania najpiękniejsza rola, w jakiej mogę się spełniać. Rodzina jest całym moim światem. Jak mógłbym zostawić ich samych? - pyta z żalem.
Ludzie z Unisławia, Torunia, Bydgoszczy zgłaszali się jako potencjalni dawcy szpiku. Udało się znaleźć bliźniaka genetycznego
W zeszłym roku dziesiątki wolontariuszy zaangażowały się w szukanie bliźniaka genetycznego dla pana Marcina. Przeszczep szpiku był wtedy szansą na zdrowie. Udało się, w styczniu przeszedł przeszczep, a leczenie dawało tak dobre rezultaty, że do lipca, do czasu badań kontrolnych właściwie zapomniał o chorobie.
- Od ponad roku moje życie toczy się wyłącznie wokół choroby - opowiada. - Pierwsze objawy pojawiły się nagle, czułem zmęczenie i osłabienie. Pamiętam, że byłem wtedy na wakacjach. Od razu gdy tylko wróciłem do domu, zrobiłem badania krwi. Wyniki były bardzo złe - opowiada. - Ostra białaczka limfoblastyczna była dla mnie jak wyrok. Natychmiast rozpoczęliśmy leczenie, zacząłem przyjmować chemię, równocześnie szukając dawcy do przeszczepu. I w końcu udało się, w styczniu tego roku szczęśliwie przeszedłem operację. Przeszczep i chemioterapia przyniosły zadowalające rezultaty. Mogłem odetchnąć z ulgą. Z każdym dniem czułem się coraz lepiej, a białaczka powoli stawała się tylko przykrym wspomnieniem - dodaje.
Nowotwór wrócił ze zdwojoną siłą. Zostaje tylko drogie leczenie w zagranicznej klinice
Nagle, znów w wakacje, choroba brutalnie o sobie przypomniała. Pan Marcin po kontroli już ze szpitala do domu nie wrócił, od razu został skierowany na oddział. Usłyszał tylko jedno zdanie: „Przykro mi, mamy wznowę”. Nowotwór wrócił ze zdwojoną siłą – komórki rakowe namnażały się w zastraszającym tempie. Niestety, po kolejnym intensywnym leczeniu na oddziale hematologii w Gdańsku okazało się, że choroba stała się lekooporna.
- Oznacza to jedno – koniec leczenia w Polsce. Lekarze pozostają bezradni - mówi pan Marcin. - Zamierzam jednak walczyć do końca. Nie zostawię mojego synka i ukochanej żony. Obecnie szukamy pomocy poza granicami kraju. Jesteśmy w kontakcie z kliniką w Izraelu, pod uwagę bierzemy również Belgię. Koszty leczenia będą ogromne. Niestety, czuję się coraz gorzej. Chemia narobiła wiele szkód w moim organizmie, tracę wzrok. Opadłem z sił, dlatego od kilku dni znów jestem w szpitalu. Jestem jednak gotowy, by po raz kolejny stanąć do walki. Potrzebuję tylko odrobiny wsparcia - dodaje.
Jak pomóc 34-latkowi walczącemu z nowotworem?
Zbiórkę można wesprzeć za pośrednictwem strony siepomga.pl. Potrzeba pół miliona złotych.