To, co 32-letnia pani Roksana przeżywa w bydgoskim szpitalu przypomina jej los 33-letniej pani Doroty, która zmarła w szpitalu w Nowym Targu z martwym płodem w brzuchu. Mówiła o tym dziennikarzom telewizji TVN, którzy nagłośnili sprawę. Jak opowiada, w domu czeka na nią roczny synek, do którego bardzo chce wrócić. Sytuacja jest dla niej podwójnie trudna, bo najpierw musiała przyjąć do wiadomości informację o tym, że płód nie ma szans na przeżycie, a teraz mierzy się ze strachem o własne życie.
- Z badań wynika, że 24-tygodniowy płód jest nieodwracalnie uszkodzony genetycznie i ma znikome szanse na przeżycie. Jak mówi pani Roksana - lekarze czekają, aż płód obumrze - relacjonują dziennikarze TVN.
Z nieoficjalnych informacji podanych przez członkinie grupy Toruńska Brygada Feministyczna wynika, że 8 czerwca lekarze Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela w Bydgoszczy zdecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia i przeprowadzili zabieg następnego dnia. Poprosiliśmy rzeczniczkę lecznicy o komentarz.
- Szpital z całą mocą pragnie podkreślić, iż jego działania są nakierowane na dobro pacjentów - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez Kamilę Wiecińską, rzeczniczkę Biziela. - Decyzje diagnostyczno- terapeutyczne są podejmowane na bieżąco w oparciu o bieżący stan zdrowia pacjenta, zgodnie z kanonami wiedzy medycznej i za zgodą pacjenta. Decyzje te nie mogą być „wymuszane” presją medialną czy wywieraną przez inne osoby nie posiadające koniecznej wiedzy o stanie zdrowia pacjenta. Szpital rozumie, iż interwencje takie podejmowane są w dobrej wierze, jednakże powodują one zbędny niepokój społeczny, z uwagi na wskazany brak pełnego obrazu sytuacji - dodaje.