Prezydent Andrzej Duda zwołał na czwartek naradę w związku z przygotowaniami do szczytu NATO, który ma się odbyć w Wilnie w dniach 11-12 lipca. Jak przekazał szef BBN Jacek Siewiera, prezydent zaprosił na naradę m.in. wicepremiera, szefa MON Mariusza Błaszczaka, szefa MSZ Zbigniewa Raua, ambasadora Polski przy NATO Tomasza Szatkowskiego oraz szefa Sztabu Generalnego WP gen. Rajmunda Andrzejczaka i Dowódcę Operacyjnego RSZ gen. Tomasza Piotrowskiego.
Przydacz w rozmowie w Radiu Zet podkreślił, że prezydent takie rozmowy prowadzi regularnie.
- Głównym tematem jest przygotowanie do szczytu NATO w Wilnie, który jest za kilka tygodni: na jakim etapie jesteśmy, gdzie zmierzamy, jakie są nasze dalsze cele - wymieniał szef BPM.
Prowadzący rozmowę stwierdził, że oczywistym jest, że rozmowa będzie dotyczyła także sprawy rakiety, która spadła pod Bydgoszczą, a naprzeciw siebie siądą generałowie Andrzejczak i Piotrowski oraz szef MON i w tym kontekście Przydacz został zapytany, czy prezydentowi uda się pogodzić zwaśnione strony.
- W interesie państwa polskiego jest to, żeby wszystkie instytucje działały jak najlepiej - zarówno armia, Wojsko Polskie, jak i cywilny nadzór nad armią. (...) Ta rozmowa dzisiaj na pewno będzie dotyczyć tej sytuacji, bowiem - jak wiemy - jest tam jeszcze parę tematów do wyjaśnienia, do przedyskutowania i pan prezydent chce też taką rolę odgrywać, w której Pałac Prezydencki czy Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest miejscem, gdzie można spokojnie usiąść, w bezpiecznych warunkach przedyskutować i wymienić się także swoimi opiniami - dodał.
Jak podkreślił Przydacz, "to, co jest najważniejsze to bezpieczeństwo państwa polskiego i przejrzenie procedur tak, aby do tego typu sytuacji nie dochodziło". Wskazał, że sytuacja jest skomplikowana.
- Mieliśmy do czynienia z sytuacją niepożądaną, trzeba się jej przyjrzeć, trzeba ją skontrolować i jeżeli są jacyś winni, to z całą pewnością będą pociągnięci odpowiedzialności, ale nie można zamykać oczu na to, że są pewne procedury, które w stu procentach nie zadziałały i to trzeba poprawić, także na poziomie NATO-wskim, bo to też było przedmiotem rozmowy pana prezydenta z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem generalnym NATO - mówił.
Szef BPM był pytany, czy prezydent spotkał się z szefem MON po konferencji prasowej, na której zarzucił on gen. Piotrowskiemu, że naruszył procedury i go nie poinformował.
- Spotkanie było, według mojej wiedzy, już po tej konferencji. Pan premier Błaszczak był w Pałacu Prezydenckim, rozmawiał z prezydentem. Nie byłem przy tej rozmowie - dodał.
Przyznał, że rozmowa była dość długa.
- Ta rozmowa była konstruktywna i prowadząca do ważnych wniosków z perspektywy bezpieczeństwa - powiedział.
W Radiu Zet padło też pytanie dotyczące terminu, w którym prezydent miał zostać poinformowany. Przydacz przypomniał, że BBN wydało komunikat, że był to kwiecień. Dopytywany, czy to normalne, że zwierzchnik Sił Zbrojnych dowiaduje się o sprawie dopiero w kwietniu.
- Efektem tego działania było - mówiąc najbardziej dyplomatycznie - bardzo duże niezadowolenie pana prezydenta z faktu przekazania tej informacji w tym momencie. (...) Oczywistym jest, że taka informacja powinna wpływać do najważniejszych przedstawicieli państwa polskiego dużo, dużo wcześniej - powiedział Przydacz.
Do czwartkowego spotkania w BBN dojdzie tydzień po tym, gdy 11 maja szef MON wygłosił oświadczenie, w którym odniósł się do kwestii obiektu, który w grudniu ub.r. spadł w Zamościu pod Bydgoszczą, oraz do kwestii kontroli w tej sprawie w DO RSZ. Błaszczak oświadczył wówczas, że podległe Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych Centrum Operacji Powietrznych-Dowództwo Komponentu Powietrznego otrzymało 16 grudnia ub.r. od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą" oraz że "procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego", który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej".
W reakcji na słowa szefa MON Dowódca Operacyjny RSZ gen. Tomasz Piotrowski zareagował dzień później
- Apelujemy o rozsądek, o to abyśmy w nadchodzących dniach bardzo ważyli emocje, abyśmy byli rozsądni w tym co robimy, abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy - przekazał.
BBN podało 12 maja, że informacje, w posiadaniu których jest aktualnie prezydent Duda nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, a ponadto prezydentowi nie przedstawiono żadnego wniosku w tej sprawie. Następnie MON poinformowało, że prezydent i premier otrzymali raport z kontroli funkcjonowania Systemu Obrony Powietrznej RP. Wnioski – jak podano - wyraźnie wskazują na zaniedbania Dowódcy Operacyjnego RSZ.
W środę prezydent – przebywający tego dnia z wizytą w Islandii, gdzie odbywa się szczyt Rady Europy – został zapytany przez dziennikarzy, czy zapoznał się z raportem MON, powiedział, że zapoznał się z nim od razu "w szczegółach", przekazał go także do analizy ekspertom w BBN. Prezydent podkreślił, że ma swoje wnioski w tej sprawie, ale "raport jest klauzulowany" i nie można publicznie mówić o jego szczegółach.
Stwierdził, że są problemy w przygotowanych już dawno procedurach. Zaznaczył, że procedury są, lecz nigdy nie były wykorzystywane, ponieważ Polska nigdy nie była w takiej sytuacji.
- Nigdy politycy polscy nie znaleźli się w tej sytuacji. To jest kwestia współdziałania, wspólnej realizacji zadań: z jednej strony cywilnego kierownictwa nad armią, ale z drugiej strony kwestii czysto wojskowych. Pewne elementy funkcjonują dobrze, a pewne elementy funkcjonują gorzej, czy nie zafunkcjonowały. (...) Będziemy to poprawiali, łącznie z procedurami NATO – oświadczył prezydent.