To ostatnia wieczerza polskiej gastronomii – powiedzieli właściciele bydgoskich lokali. To ich drugi protest w Bydgoszczy. Nie mogą pogodzić się z tym, że rząd pozwolił im na sprzedaż tylko na wynos i z dowozem. Przed Urzędem Wojewódzkim postawili talerze z czarną polewką, i przynieśli swoje postulaty.
Chcemy złożyć petycję, chcemy zwrócić na siebie uwagę, że mamy wielki problem. Co z ludźmi, opłatami za czynsz, za towar. To nie tylko restauracje, ale też hurtownicy, producenci żywności, rolnicy. Całość się zapada. Chcemy, żeby ktoś z nami rozmawiał, dał jakiś kierunek, czy są jakieś plany
- mówi Tomasz Welter, restaurator.
Sytuacja dla nas jest dramatyczna. Branża gastronomiczna zginie, umrzemy śmiercią naturalną, bo nikt nie przychodzi.Powiem szczerze, nie wiem, czy damy radę, czy nasi pracownicy z nami zostaną. Jest bardzo źle, pomocy żadnej
- mówi Barbara Chyła z restauracji w Ślesinie.
Przed bydgoskim urzędem pojawiło się zaledwie kilka osób. Wyszedł do nich wicewojewoda, któremu wręczono postulaty.
Zapewniam, że jeszcze dzisiaj zostanie to przesłane w formie elektronicznej, jak wszystkie apele i protesty, które trafiają do wojewody jako przedstawiciela rządu. Jak w demokratycznym reżimie każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów. To co w tej chwili widzimy jest wyrażone w spokojnej formie. Sytuacja jest dynamiczna i rząd w swoich działaniach musi wybierać między działaniami koniecznymi ratującymi zdrowie, życie obywateli i osłaniać gospodarkę
- mówi Józef Ramlau, wicewojewoda.
Branża gastronomiczna domaga się m.in. zwolnienia pracodawców i pracowników z ZUS na pół roku, Tarczy Antykryzysowej dla gastronomii oraz zniesienia ograniczeń czasowych otwarcia wszystkich lokali.
Podobne protesty zostały zostały zorganizowane też w innych polskich miastach.