Wystrój zaprojektowano ponad 50 lat temu na specjalne życzenie antykwariuszy. Drewniane biurko, ozdobny sufit, lampy, ale przede wszystkim wysokie regały. Ich półki dźwigają kilkanaście tysięcy książek, przez lata żadna się nie złamała.
- Kto to odkurza? - pytam.
- Cały wydz polega na tym, żeby dobierać takie książki, by szybko znalazły czytelnika i nie zdążyły się zakurzyć - odpowiada Wiesław Dreas. Prowadzi najstarszy antykwariat w kraju.
Antykwariat na Starym Rynku w Bydgoszczy działa już ponad 70 lat. Starszego, a nawet drugiego równie sędziwego nie ma w całym kraju.
- Nawet personel jest wiekowo dopasowany do tego wyniku, więc wszystko ze sobą współgra – żartuje Wiesław Dreas, związany z tym miejscem od 50 lat. - Trafiłem tu z pasji do książek, bez tego nie wytrwałbym tak długo. Ale nie tylko dlatego. Skończyłem studia historyczne w czasach całkowicie chybionego ustroju. Szukałem dla siebie miejsca, w którym nie trzeba będzie chodzić na moralne kompromisy. Antykwariat był wolny od koneksji – dodaje.
Przyznaje, że studia humanistyczne ułatwiły mu wdrożenie się w pracy, ale podstawa to doświadczenie. Klienci go uwielbiają. Internauci komentują, że nikt tak nie doradzi, jak on.
- Chodzi o jakość - przekonuje pan Wiesław. - Nie ogranicza nas chronologia, jak księgarnie, gdzie nie znajdziemy książki wydanej kilka lat wcześniej, dlatego u nas swoje miejsca mają inkunabuły, czyli publikacje sprzed 1500 r. i starodruki, czyli te wydane do końca XVIII w. Są u nas tylko książki w takim stanie, w jakim sami chcielibyśmy je mieć. Książki z pozoru są delikatne, bo zrobione z kruchego tworzywa. Papier może jednak przetrwać kilkaset lat w niemal nienaruszonym stanie pod warunkiem, że jest dobrze przechowywany. Kluczem jest też rozszyfrowanie, co potrzeba klientowi. Chce rady? Podpowiedzi? A może woli w samotności i ciszy przechadzać się od półki do półki, poszperać, odkrywać, a od nas oczekuje tylko, żebyśmy na chwilę zniknęli? - dodaje.
Pan Wiesław mówi, że każdy dzień w jego pracy jest przygodą. Odwiedzają go wycieczki ciekawskich przedszkolaków, zagraniczni turyści zaglądają i rozpływają się nad antykwariatem, robią sobie zdjęcia z książkami. Nie te sytuacje ma jednak na myśli.
- Bywa, że zapowiada się zwyczajny dzień, ale nagle przychodzi niezapowiedziany klient i przynosi coś wyjątkowego - tłumaczy.
Tak do Bydgoszczy trafił Norwid.
- To trochę jak chichot historii. Żaden wielki romantyk nie odwodził Bydgoszczy, choć przecież było blisko, bo Mickiewicz inspiracji do „Pana Tadeusza” szukał w Wielkopolsce. Ale to właśnie do naszego antykwariatu z prywatnych zbiorów trafiły rękopisy Norwida i jego autoportret. Rysunek był wart kilkanaście tysięcy złotych, kupiła go na szczęście Biblioteka Narodowa w Warszawie – opowiada pan Wiesław.
Antykwariat w Bydgoszczy odwiedzają bibliofile i kolekcjonerzy. Nie ma ich jednak tylu, co przed laty.
- Dobre czasy dla książek minęły. Mamy w internecie potrzebne informacje na wyciągnięcie ręki, a czytamy e-booki. Zmianę cywilizacyjną w antykwariacie widać jak na dłoni. Wciąż są jednak tacy, którym jesteśmy potrzebni, dlatego istniejemy - mówi pan Wiesław.