Bydgoszczanin miał poważny wypadek na wypożyczonej hulajnodze. Przed sądem chce udowodnić, że to wina firmy Lime

i

Autor: Archiwum M. Nestorka

wypadek

Bydgoszczanin miał poważny wypadek na wypożyczonej hulajnodze. Mówi, że to nie pierwsza usterka i pozywa spółkę Lime

- W wypożyczonej hulajnodze elektrycznej nagle przestał działać hamulec i nie można było skręcać, zwiększała prędkość. Po kilkunastu sekundach raptownie się zatrzymała. Było to tak gwałtowne, że się przewróciła, a ja pamiętam tyle, że leciałem w powietrzu i wpadłem w rosnące nieopodal krzaki. Potem - czarna dziura. Kolejny obraz to już krople krwi skapujące na chodnik. Siedziałem na ziemi. Nie wiem, jak się tam znalazłem. Wybrałem numer 112. Dopiero po kilkunastu minutach podeszła jakaś kobieta, podała mi chusteczkę i poczekała ze mną na karetkę - opowiada Mateusz Nesterok. Złożył pozew przeciwko spółce Lime. Idzie do sadu nie tylko po odszkodowanie.

Bydgoszczanin od dawna jeździ wypożyczanymi hulajnogami elektrycznymi w polskich miastach, ale też w Brukseli, Atenach, Kijowie. Korzysta, m.in. z wypożyczalni sieci spółki Lime. Tylko jej pojazdami pokonał dotąd 1,5 tys. km. Nie bez niechcianych przygód.

- Nie raz zauważałem usterki, hulajnoga potrafiła nagle się zatrzymać albo jakaś część na chwilę przestawała działać - mówi Mateusz Nesterok. - Za każdym razem zgłaszałem to w aplikacji firmie Lime, czyli właścicielowi i operatorowi hulajnóg. Czytałem o tym, że firma przepraszała już za błędy w oprogramowaniu pojazdów, które powodowały ich nagłe hamowanie. Nie wiem, czy mój wypadek był związany z wadliwym działaniem pojazdu, czy jego oprogramowania. A może algorytmów samej aplikacji i powiązanych z nią systemów. Wiem, że wina leży po stronie operatora - dodaje.

W Bydgoszczy doszło do poważnego wypadku. Ucierpiał użytkownik elektrycznej hulajnogi

Także 21 sierpnia wypożyczył hulajnogę tej firmy, o godz. 6.22, jak właściwie co dzień. Do pokonania miał trasę, którą dobrze znał. Wydawało się, że pojazd działa prawidłowo.

- Jednak po jakimś czasie, a dokładniej po zakręcie z ulicy Focha w ulicę Królowej Jadwigi, obok Multikina, w wypożyczonej hulajnodze elektrycznej nagle przestał działać hamulec i niemożliwe było skręcanie, przy czym zwiększała ona swoją prędkość. Po kilkunastu sekundach nagle się zatrzymała. Było to tak gwałtowne, że się przewróciła, a ja pamiętam tyle, że leciałem w powietrzu i wpadłem w rosnące nieopodal krzaki. Potem - czarna dziura. Kolejny obraz to już krople krwi skapujące na chodnik. Siedziałem na ziemi. Nie wiem, jak się tam znalazłem. Wybrałem numer 112. Dopiero po kilkunastu minutach podeszła jakaś kobieta, podała mi chusteczkę i poczekała ze mną na karetkę - opowiada Mateusz Nesterok.

Bydgoszczanin na razie musi żyć właściwie bez lewej ręki. To po wypadku na hulajnodze

Czuł silny ból lewej ręki, nie mógł nią poruszać. Miał otwarte złamanie obu kości przedramienia z przemieszczeniem, otwarte złamanie żuchwy. W szpitalu okazało się, że ma też uszkodzone zęby oraz mniej groźne obrażenia głowy i kończyn. Te zranienia, po zakończeniu leczenia, pozostawią widoczne blizny. Spędził w szpitalu cztery dni. Przeszedł operację złamania kości przedramienia, lekarze złączyli je dwoma tytanowymi płytkami. Kiedy kości się zrosną, rany wygoją, trzeba je będzie znów operacyjnie usunąć. Konieczna będzie też długa rehabilitacja, kosztowne leczenie stomatologiczne. Bydgoszczanin wciąż ma bardzo ograniczone możliwości poruszania lewą ręką. Jak mówi: uczy się żyć z jedną.

Bydgoszczanin miał poważny wypadek na wypożyczonej hulajnodze. Przed sądem chce udowodnić, że to wina firmy Lime

i

Autor: Archiwum M. Nestorka

- W ciągu dnia może jeszcze nie jest tak koszmarnie, biorę leki. Lekarze mówią, że jeden z nich wspomaga szybsze zrastanie się kości - opowiada Mateusz Nesterok. - Od wypadku nie przespałem jednak spokojnie ani jednej nocy, ból wyrywa mnie ze snu co kilka godzin. Dręczą mnie też sny o tamtym zdarzeniu. Źle się czuję na samą myśl o hulajnogach, a kiedy widzę te pojazdy na ulicy, obchodzę je szerokim łukiem, unikam nawet okolicy, w której doszło o wypadku. Nie mogę pracować, na razie zwolnienie mam do końca października, ale nie jest powiedziane, że na tym koniec - dodaje.

Bydgoszczanin po wypadku na hulajnodze pozywa spółkę Lime. Nie chodzi tylko o odszkodowanie

Bydgoszczanin podkreśla, że do sądu idzie nie tylko po odszkodowanie, które miałoby mu umożliwić podjęcie koniecznego, drogiego leczenia. Idzie tam też po to, by do takich sytuacji więcej nie dochodziło. Jak mówi: jest nawet gotów stracić na tej sprawie, bo wie, że to na powodzie leży obowiązek dowodowy, a przecież większość dowodów posiada firma. Podkreśla też, że w polskich przepisach brakuje jasnych, ujednoliconych regulacji, zobowiązujących producentów i wypożyczających do pilnowania jakości i bezpieczeństwa sprzętów, z jakich korzystają ludzie. Jego zdaniem te sprzęty powinny przechodzić testy podobne do samochodów. Ustawodawca poprzestał właściwie na nałożeniu obowiązków na jeżdżących hulajnogami i ustaleniu represji.

 - Teraz nikt nie wymaga od operatorów certyfikatów bezpieczeństwa, nikt nie sprawdza, jak są wyposażone te pojazdy - mówi Mateusz Nesterok.

Kolejną niepokojącą rzeczą jest system zgłaszania usterek. Bydgoszczanin nie raz to robił właśnie w przypadku hulajnóg z sieci wypożyczalni spółki Lime.

Jak argumentuje w pozwie, są różnice w działaniu systemu obsługi i reakcji firmy wypożyczającej hulajnogi elektryczne w zależności od tego, czy przejazd został opłacony bezpośrednio po jego zakończeniu, czy też był częścią wcześniej zakupionego karnetu. Kiedy zgłaszał usterkę po jednorazowym przejeździe, zwykle rzeczywiście pojazd wycofywano. Inne osoby nie mogły korzystać z niego aż do rozwiązania problemu. Natomiast zgłaszanie usterek przy przejazdach przedpłaconych w ramach karnetów w jego ocenie nie zawsze skutkowało zablokowaniem możliwości ponownego wynajęcia pojazdu przez kolejne osoby. Nadmienia też, że po zakończonym przejeździe aplikacja pyta o ocenę przejazdu. Kiedy wystawi się jedną gwiazdkę, pyta o przyczynę takiej noty. Po otrzymaniu takiej oceny, w opinii pana Mateusza, hulajnoga również powinna być blokowana.

Bydgoszczanin złożył do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciwko spółce Lime. Przygotował cały arsenał dowodów, dokumentów. Sprawa jest w toku. Wypadek analizują też bydgoscy policjanci. Trwa postępowanie karne związane z narażeniem mężczyzny na utratę zdrowia lub życia.

Mailowo zapytaliśmy przedstawicieli polskiego oddziału firmy Lime, m.in. o system zgłaszania usterek i wypadek pana Mateusza. W odpowiedzi dostaliśmy oświadczenie.

Mamy odpowiedź polskiej filii firmy Lime w sprawie wypadku w Bydgoszczy

 - Bezpieczeństwo to priorytet dla Lime, dlatego jest nam przykro z powodu niefortunnego wypadku Pana Mateusza. Życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia. Nadal jesteśmy w kontakcie z policją w celu zbadania okoliczności zdarzenia i w tym momencie nie udzielamy dalszych komentarzy - czytamy w przesłanym oświadczeniu. - Pojazdy Lime są stale sprawdzane przez nasze przeszkolone, lokalne zespoły operacyjne, aby zapewnić ich pełną funkcjonalność, zarówno w terenie, jak i w naszym magazynie w Bydgoszczy. Każdy pojazd wymagający konserwacji jest wycofywany z możliwości wypożyczenia w celu naprawy. Edukujemy użytkowników, a także naszych lokalnych partnerów, jak prawidłowo korzystać z hulajnóg elektrycznych. W ubiegłym roku 99,99 proc.  przejazdów Lime zakończyło się bez zgłoszonego incydentu. Korzystając z danych z ponad 450 milionów przejazdów, Lime podejmuje proaktywne decyzje w celu poprawy bezpieczeństwa zarówno dla użytkowników, jak i osób niekorzystających z usług. Lime dokłada wszelkich starań, aby udostępniane pojazdy spełniały wszystkie wymogi bezpieczeństwa - tak kończy się oświadczenie.

Zamiast mandatu, spacer w alkogoglach. Akcja policji w Bydgoszczy