Na początku czerwca pisaliśmy o trudnej sytuacji pani Katarzyny z Bytkowic pod Bydgoszczą. Niedawno została właścicielką gospodarstwa, w skład którego wchodzi półhektarowe pole truskawek. Nie stosowała sztucznych nawozów ani środków ochrony roślin. Owoce obrodził i, były wyjątkowo smaczne.
Nie było chętnych do pracy w polu. Na polu pod Bydgoszczą marnowały się tony truskawek
Pani Katarzyna pracuje zawodowo, sama nie była więc w stanie zająć się uprawą od A do Z. Rolniczka nie znalazła chętnych do pracy przy zbiorach truskawek, choć proponowała dobre stawki. Bała się, że zmarnuje się 7 ton owoców.
Wymyśliła, że zaprosi ludzi na samozbiory. Zaproponowała, żeby jeden koszyczek zerwanych owoców brali sobie za darmo, a dwa zebrali dla niej lub żeby zbierali owoce tylko dla siebie, wtedy za kg płaciliby 7 zł. Początkowo nikt nie odpowiadał na ogłoszenie. Po naszym tekście to się zmieniło.
Ludzie przyjechali na samozbiory truskawek z całego kujawsko-pomorskiego
- Ludzie przyjeżdżali z Bydgoszczy, a nawet z Torunia oddalonego przecież o jakieś 70 km - opowiada pani Katarzyna. - Zrywali truskawki głównie dla siebie. Udało się uratować dużą część. Zmarnuje się najwyżej tona. Poczułam ulgę i mam motywację do pracy w gospodarstwie. Teraz owoce już się kończą, jest właściwie po sezonie, ale na pewno powtórzę to za rok, bo widać, że ludziom chcę się brać udział w takich akcjach - dodaje.
Rolniczka opowiada, jak cieszył ją widok ludzi schodzących z pola po zbiorach, bo widziała, że praca sprawiła im frajdę. Zapowiada, że za rok zmieni jedno - z nagłośnieniem pomysłu wystartuje znacznie wcześniej.