Kierowcy MZK: Nie chcemy strajku, ale tak dłużej nie ujedziemy
Kierowcy MZK ostrzegają, że sytuacja w spółce jest tragiczna. Mówiąc w skrócie - z powodu braku pieniędzy, nie ma kto wozić ludzi. Kierowcy odchodzą, bo praca jest wymagająca i stresująca, a pensja niska. Podstawowa pensja w MZK to ok. 4 tys. zł na rękę.
- Nie ma komu jeździć, brakuje ludzi do obsadzenia wszystkich wozów, które danego dnia powinny ruszyć na trasę. Żeby sytuacja była opanowana, trzeba byłoby zatrudnić ok. 30 osób. Ale na tych warunkach, jakie oferuje MZK, do pracy nikt nie chce przyjść, a ci, którzy są, odchodzą lub uprzedzają, że to zrobią - mówi Andrzej Arndt, szef Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej RP w Bydgoszczy. - Bydgoszczanie na szczęście na własnej skórze jeszcze tych braków kadrowych nie odczuwają, ale to dlatego, że obowiązuje wakacyjny rozkład jazdy. Od września może być bardzo źle, dlatego postanowiliśmy działać już teraz. Nie chcemy strajku, bo to najgorsze, co może spotkać bydgoszczan. Nie chcemy powtórki kryzysu, który mieliśmy dwa lata temu, kiedy kierowcy sami zdecydowali, że nie wyjadą w trasy. To jest ostatni dzwonek, by wypracować jakieś rozwiązania, by bydgoszczanie nie musieli mierzyć się z paraliżem komunikacyjnym - dodaje.
Kierowcy z MZK Bydgoszcz mają zawieszane urlopy, wyrobili masę nadgodzin
Andrzej Arndt podkreśla, że kierowcy i motorniczowie wiele robią, by udawało się łatać dziury kadrowe.
- Już prawie osiągnęliśmy roczny limit nadgodzin, kierowcy i motorniczowie MZK wyrobili ich ok. 42 tys. Niektórzy praktycznie mijają się ze swoimi bliskimi. Dzieci nie widzą ojców tygodniami, bo kierowcy wstają o 1.30, żeby wyjechać bladym świtem w trasę. Pracują po 9-10 godzin, wracają padnięci i od razu muszą iść spać, żeby wypocząć przed kolejnym długim dniem. W weekendy, jeśli są wolne, dzieci kolegów mówią: Tatuś wrócił z delegacji. A kobiety - motornicze, pracujące na ranną zmianę, mają chyba jeszcze trudniej. Brakuje kierowców, a pensja, jaką proponuje MZK, nie skusi nowych. Ludzie mają pozawieszane urlopy, niekiedy są wzywani do pracy z wolnego. Prosi się nas, byśmy nie brali urlopów na żądanie, bo nagła nieobecność jednego z nas dezorganizuje pracę całego zespołu. Godzimy się, wiemy, jaka jest sytuacja. Ale jak długo można tak ciągnąć? - pyta.
To z jednej strony kwestia zdrowia kierowców, z drugiej - bezpieczeństwa nas wszystkich. Chroniczne zmęczenie to jedno, dochodzi też obciążenie stresem. Motorniczowie wciąż mają w pamięci serię tragicznych wypadków z udziałem pieszych.
- Ludzie ginęli pod tramwajami i choć nie z winy motorniczych, takie obrazy zostają w głowie. Siedzi w niej też świadomość, że coś takiego może się wydarzyć. To nie jest łatwa i przyjemna praca. Dlatego powinna być godziwie wynagradzana, a pracownicy muszą mieć czas na regeneracyjny odpoczynek - mówi Andrzej Arndt.
Bydgoscy radni apelują do prezydenta, piszą interpelacje
Związkowcy z MZK w Bydgoszczy o trudnej sytuacji w spółce poinformowali bydgoskich radnych w specjalnym piśmie. Piszą w nim m.in, że MZK nie jest już w stanie stabilnie wykonywać nałożonych na nią obowiązków zbiorowego transportu miejskiego. Ich zdaniem braki kadrowe w grupach zawodowych kierowców, motorniczych oraz pracowników zapleczy technicznych powodują, że jakość wykonywanych usług przewozowych znacznie się obniżyła i jeśli nie dojdzie do podjęcia odpowiednich decyzji przez organ właścicielki, to żadna dalsza zmiana kadrowa w zarządzie spółki tej tragicznej sytuacji nie zmieni.
Kierowcy chcą też weryfikacji umowy między spółką a ZDMiKP w Bydgoszczy. Boją się, że w kolejnych latach środków na działanie będzie jeszcze mniej, a sytuacja tylko się pogorszy. Wyliczają, że w krótkim czasie zatrudnienie zmniejszyło się z 1100 osób do 970.
Czy bydgoscy kierowcy i motorniczowie powinni zarabiać więcej?
Pismo podpisane przez Dariusza Piotrowskiego, przewodniczącego Międzyzakładowej Komisji NSZZ "Solidarność" przy MZK w Bydgoszczy i Andrzeja Arndta, szefa Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej RP w Bydgoszczy poruszyło radnych. Ci z kluby Bydgoska Prawica wystosowali apel do prezydenta Bruskiego. Ich zdaniem sytuację rozwiąże wzrost płacy dla kierowców i innych pracowników MZK do wysokości średniej pensji w sektorze przedsiębiorstw, czyli 5259 zł netto i zastrzyk finansowy dla spółki.
Joanna Czerska-Thomas, radna z ramienia Polska 2050, skierowała interpelację w tej sprawie do Rafała Bruskiego.
- Nadmierna liczba nadgodzin i brak odpowiedniej liczby pracowników mogą negatywnie wpływać na jakość świadczonych usług oraz stan zdrowia fizycznego i psychicznego pracowników - pisze do prezydenta.
Joanna Czerska-Thomas domaga się weryfikacji umowy zbiorowej i warunków pracy w MZK, rozważenia możliwości zwiększenia zatrudnienia, zapewnienia odpowiednich warunków pracy i odpoczynku kierowcom oraz motorniczym. Chce też, by sytuacja była na bieżąco monitorowana.
Poprosiliśmy urzędników bydgoskiego ratusza o komentarz. Na odpowiedź czekamy.
Strajk pracowników MZK w Bydgoszczy w 2022 roku. Zobaczcie na zdjęciach, co się działo.