Ludzie patrzyli w niebo. Widzieli, jak samolot spada na ziemię
Miał wylatane zaledwie 5 tys. godzin. Poprzedniego dnia wrócił z Chicago, a następnie miał przetransportować pasażerów do Polski. Ił 62M "Tadeusz Kościuszko" wystartował z Nowego Jorku 9 maja 1987 roku, jednak tuż po godz. 11.00 na niebie pojawia się sylwetka nadlatującego ze strony Piaseczna samolotu. Ludzie patrzyli w górę przerażeni – wiedzieli doskonale co się stanie. Maszyna spadała na ziemię, chybotała się i wydawała charakterystyczne huki.
Do niespodziewanej awarii maszyny doszło w okolicy Grudziądza
Zaledwie pół godziny wcześniej na wysokości miejscowości Warlubie, koło Grudziądza (obecne województwo kujawsko-pomorskie) doszło do awarii odrzutowca. Uszkodzenia doznał lewy silnik wewnętrzny.
Na pokładzie znajdowało się 171 przerażonych pasażerów i 11 członków załogi. Gdy niesprawny samolot minął Piaseczno zaczął spadać w dół. Z luku bagażowego wydobywał się ogień, a maszyna powoli zbliżała się już do pasa startowego na Okęciu. Jednak… przeszkodami były liczne budynki.
„Do widzenia! Cześć! Giniemy!". Zapis ostatniej rozmowy przyprawia o dreszcze
Pilot mógł wówczas sterować jedynie samymi lotkami, skręcił w kierunku Lasu Kabackiego. Jak relacjonuje portal Rynek Lotniczy, tuż przed zderzeniem pilot miał powiedzieć „Ja już z tego nie wyjdę". Dalszy zapis rozmów jest niezrozumiały, słychać jednak wyraźnie ostatnie słowa: „Do widzenia! Cześć! Giniemy!".
Samolot spadł między drzewa 30 metrów od południowego skraju Lasu Kabackiego o godz. 11.12, dokładnie 32 minuty od momentu awarii w okolicy Grudziądza. Na miejscu zginęły 183 osoby.
Utrudniona identyfikacja zwłok. Uszkodzenia były ogromne
Słup ognia sięgał trzydziestu metrów wzwyż. Rozpoczęła się akcja ratunkowa. Pilot śmigłowca, który jako pierwszy przyleciał na miejsce powiedział „tego nikt nie mógł przeżyć”. 100 ofiar katastrofy udało się zidentyfikować. Pozostałe - 80 były spalone i porozrywane.
Jak dodaje portal Rynek Lotniczy - bezpośrednią przyczyną katastrofy była awaria łożyska podpory pośredniej wału silnika. W radzieckiej fabryce (gdzie wyprodukowano maszynę) wbrew normom technologicznym wywiercono w panewce otwór "dla lepszego smarowania".
Zawiniła radziecka konstrukcja, niezgodna z normami technologicznymi
W ten sposób zatarło się łożysko - wskutek zużycia zmniejszyła się średnica wałeczków tocznych, jeden z nich zaklinował się w otworze i zablokował toczenie się reszty.
W miejscu katastrofy dziś znajduje się drewniany krzyż, a spalony teren został na nowo zalesiony. Znajdziemy tam również głaz, na którym zostały wypisane imiona i nazwiska wszystkich ofiar katastrofy samolotu.