Mity polityczne mają ogromną siłę rażenia
Podczas trwającej kampanii prezydenckiej politycy nawiązują do wydarzeń sprzed 15 lat. Po co podgrzewają temat katastrofy smoleńskiej?
Dr hab. Magdalena Mateja, medioznawczyni z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:
- Można byłoby odpowiedzieć pytaniem: a po co nam dociekanie, co się wydarzyło w Gibraltarze, w jakich okolicznościach zginął gen. Władysław Sikorski? Funkcjonuje pewien wzorzec: kiedy tego typu historia jest potrzebna, wyciąga się ją z szuflady pamięci. Nie chodzi o pamięć historyczną, lecz o to, jak zbiorowość pamięta o przeszłości. W tej kulturowej pamięci królują mity, nie fakty. Mity polityczne mają ogromną siłę rażenia. Ci, którzy potrafią je budować oraz wykorzystywać, z reguły w polityce funkcjonują długo, czego przykładem jest choćby Jarosław Kaczyński. Na kanwie wydarzeń sprzed 15 lat wykreował np. mit bohaterskości prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ożywił także mit ofiary, którym PiS posłużyło się niedawno do budowania narracji o traktowaniu Mariusza Kamińskiego i Michała Wąsika przez obecnie rządzących.
Mit smoleński wciąż żyje. Politycy używają go, by budzić niepokój
Co nam robią te mity?
- Mitami operuje się po to, żeby konkretne interpretacje trwały jak najdłużej, żeby docierały do jak największej liczby osób, żeby zakotwiczyły się w ich umysłach. Człowiek jest istotą w znacznej mierze emocjonalną i w polityce - wbrew życzeniom niektórych teoretyków - kieruje się uczuciami. Żeby do niego dotrzeć, dobrze jest sięgnąć po mit, specyficzną opowieść, która nam tłumaczy świat. Dla polityka będzie to skuteczne narzędzie, dla odbiorcy, obywatela opowieść, którą przyjmujemy „na wiarę”. Mitu nie analizujemy z użyciem intelektu. Mit smoleński, jak go publicyści, ale również niektórzy naukowcy nazywają, był szeroko nagłośniony w mediach jeszcze kilka lat temu, obecnie trochę o nim ciszej. Ale opowieść wciąż żyje, politycy posługują się nią, by wzbudzić niepokój w ludziach. Emocjonalny wyborca to taki, którego łatwo zmanipulować.
Dla niektórych sprawowanie władzy jest uzależnieniem
Brzmi, jakby politycy robili to z pełną premedytacją, świadomie.
- Tak jest, politycy kreują różne narracje, żeby zdobyć władzę i się przy niej jak najdłużej utrzymać. Potocznie rzecz ujmując, politycy są osobami żyjącymi z polityki. Dla niektórych sprawowanie władzy jest swego rodzaju afrodyzjakiem, uzależnieniem, życia sobie poza nią nie wyobrażają. Są gotowi na wiele, by w niej zostać. Wykorzystują mit tak jak marketingowcy, którzy planują strategię sprzedaży.
Nie łudziłabym się, że kreatorzy mitów odczuwają z nimi jakąś duchową czy emocjonalną identyfikację. Może wtedy, gdy mit się rodzi, tak właśnie jest, na późniejszym etapie mamy do czynienia raczej z instrumentalizacją. Kiedy kolejne generacje polityków sięgają po funkcjonujące w danej kulturze mity, zyskują gotową i użyteczną odpowiedź na bieżące problemy. Przykładem są narracje o migrantach z Afryki i Azji, którzy zagrażają bezpieczeństwu i ładowi w chrześcijańskiej Europie, gwałcą kobiety, dokonują rozbojów. Polska to przedmurze. W polityce (i nie tylko) od dawna mierzymy się z mediatyzacją: wszystko jest spektaklem, więc dla widowiskowości, dla efektu warto użyć wszelkich narzędzi, wszelkich rekwizytów, także mitów.

Rzetelne, profesjonalne zbadanie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest potrzebne
Wpisałam w wyszukiwarkę frazę: "Kiedy wrak tupolewa wróci do Polski?". Najstarszy artykuł był z 2010 roku, najświeższy - z 2025. Ludzie chyba wciąż chcą poznać prawdę.
- Warto byłoby dotrzeć do prawdy i warto byłoby ten wrak sprowadzić (abstrahuję od tego, która ekipa polityczna winna tego dopilnować). Rzetelne, profesjonalne zbadanie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest potrzebne. Ono już w części nastąpiło, ale prokuratura dalej ma tu swoją rolę do odegrania. Zamknięcie pewnych wątków, choćby związanych z działaniem maszyny, z ewentualnymi błędami pilotów, z błędami obsługi lotniska, ucięłoby spekulacje. To przysłużyłoby się naszej demokracji, wciąż niedoskonałej, podatnej na kryzysy. Taki mit polityczny, który rozszczepia wspólnotę, jest niebezpieczny, choćby dlatego, że mamy dość agresywnego wschodniego sąsiada, który tylko czyha na słabość państw naszego regionu. Nie mam tu na myśli kolejnego mitu – fałszywie brzmiącej narracji o zgodzie narodowej. Tej prawdopodobnie nie uzyskamy, nawoływania polityków w tej kwestii są bałamutne i nieszczere. Natomiast, jeśli nie zgoda, to może jakiś rodzaj rozejmu, a przynajmniej cywilizowanego dialogu.
Wrak samolotu na wystawie "Nie pytaj o Polskę" w CSW w Toruniu tkwi w pustce
W toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej można zobaczyć wystawę "Nie pytaj o Polskę". Oglądamy setki dzieł polskiej sztuki nowoczesnej, by w ostatniej dużej, pustej, ciemnej sali zobaczyć wrak samolotu. Ta wolna przestrzeń to może właśnie to, czego o katastrofie nie wiemy.
- Co się dzieje, kiedy mamy przed oczami tę symboliczną pustkę? Kiedy znajdziemy się w pustym pokoju, zaczyna działać nasza wyobraźnia i podpowiada nam różne scenariusze, czasami najdramatyczniejsze i najmniej prawdopodobne. Przestrzeń wyobraźni wyborcy warto wypełnić niepodważalnymi faktami. Bo największym wrogiem mitu są fakty. Tam, gdzie są fakty, tam jest względny ład, spokój, wyraźnie zarysowane ramy interpretacji. Tam, gdzie nie ma faktów, jest właśnie pole do popisu dla politycznych mitotwórców. Różne rzeczy mogą nam zaimplementować w „pustych” miejscach.
Czy politykom też zależy na wypełnieniu pustki faktami?
- Na ustaleniu faktów powinno zależeć przede wszystkim ekipie obecnie rządzącej, żeby raz na zawsze uciąć spekulacje, które towarzyszyły np. informacjom o zaniedbaniach podczas identyfikacji zwłok ofiar katastrofy. Ekshumacje ujawniły różne niepokojące fakty, choć nie takie, jakich się spodziewali niektórzy politycy i publicyści. Fakty odsłonią skalę niedociągnięć, zapewne również po stronie naszego państwa, ale położą kres mitom. A przynajmniej osłabią ich moc. Także czas osłabia działanie mitów. Dziś mniej zwracamy uwagę na opowieść o bohaterstwie prezydenta Kaczyńskiego, a bardziej na to, jak politycy zachowują się pod pomnikiem, który upamiętnia ofiary katastrofy. Prowokacje, przepychanki, niszczenie wieńców, celebracje miesięcznic i przedłużająca się niebezpiecznie żałoba smoleńska, wzajemna agresja – z tego nie wynika nic konstruktywnego dla wspólnoty.
Warszawa płakała po katastrofie smoleńskiej. Zobacz zdjęcia
Tak jak zjednoczyliśmy się po katastrofie smoleńskiej, tak trwaliśmy razem po śmierci Piłsudskiego czy Stalina
A jednak na moment po katastrofie byliśmy jednością. Na archiwalnych zdjęciach widzimy morze ludzi na ulicach Warszawy tuż po tej tragedii, tak było wszędzie. Ta wspólnota miała szansę przetrwać?
- Reakcja społeczeństwa na katastrofę smoleńską nie była niczym wyjątkowym. Przechodziliśmy już wcześniej żałoby narodowe po śmierci przywódcy. Przypomnę szok, jakim była dla Polaków śmierć Józefa Piłsudskiego, co prasa międzywojenna obszernie relacjonuje. Potem mieliśmy okres Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w 1953 r. umarł Stalin, a Polacy, choć wiedzieli o zbrodniach, o cierpieniach, jakie powodowała jego polityka, i tak lamentowali. Naukowcy wykazali podobieństwa między tymi żałobami, mimo różnych kontekstów historycznych i ustrojowych. Po katastrofie smoleńskiej weszliśmy w rytuał żałoby, zjednoczyliśmy się, jak jednoczy się rodzina w obliczu kryzysu, zawieszając codzienne nieporozumienia. Kiedy szok minął, każdy wrócił do swoich spraw, do swoich przekonań, do swojego sposobu widzenia świata.
Polityczne wzywanie do jedności na kanwie żałoby smoleńskiej było iluzoryczne od samego początku. Już w pierwszej fazie żałoby wróciliśmy do stanu polaryzacji, który zarysował się przed katastrofy, do podziału na Polskę solidarną i Polskę liberalną. Miejsce pochówku pary prezydenckiej nas podzieliło. Na trwałej polaryzacji korzystają najwięksi polityczni gracze, PiS i KO, wokół konfliktu mogą budować rozmaite narracje, rozgrywać różne interesy. Ze względu na wszechobecność tego konfliktu w mediach brakuje przestrzeni na cokolwiek innego. Jako społeczeństwo nie musimy dążyć do jedności, warto jednak dbać o kształtowanie dialogu, o umiejętność prowadzenia kulturalnego dyskursu, warto umieć się różnić w sposób cywilizowany. Niestety, nie pomagają media społecznościowe, których funkcjonowanie sprowadza się do wzbudzania emocji, w znacznej mierze negatywnych. Tam, gdzie emocje zaczynają odgrywać pierwszorzędną rolę, tam rozum śpi, a wraz z nim przyzwoitość i etyka.
Człowiek, który działa w strachu, dokonuje pośpiesznych i mało analitycznych wyborów
Politykom zależy, byśmy do urn poszli cali w emocjach?
- Nie powiedzą nam: działamy tak, żebyście wy decydowali jak najmniej racjonalnie. Natomiast w dobie profesjonalizacji polityki doskonale wiedzą, w jaki sposób i jakie emocje należy wzbudzić w określonych elektoratach, by osiągnąć wyborczy sukces. To widać nie tylko w samych programach, ale w zachowaniach, w retoryce, w postawach polityków. Z jednej strony kandydaci na prezydenta obiecują gruszki na wierzbie, rzeczy, na które głowa państwa nie ma żadnego wpływu, z drugiej formułują kontrowersyjne hasła, które wzbudzają strach czy nienawiść. Człowiek, który działa w strachu, dokonuje pośpiesznych i mało analitycznych wyborów.
Żyjemy w ciągłym oczekiwaniu na demony
Zmądrzeliśmy? Czy dziś lepiej zrozumielibyśmy intencje polityków, budujących mity wokół katastrofy?
- Nie uważam, żebyśmy zmądrzeli. Polaryzacja przez lata nasiliła się i z polityki uczyniła hiper-spektakl, w którym gesty, słowa, postawy przestały mieć realne znaczenie. Brakuje przestrzeni na racjonalną, rozsądną wykładnię różnych decyzji politycznych. Trwa wzajemne „okładanie się” słowami, w trakcie kampanii wyborczej dochodzi nawet do agresji fizycznej, np. miedzy zwolennikami kandydata a jego przeciwnikami. Proszę zauważyć, jak pomyślane są niektóre wywiady telewizyjne: do studia zaprasza się dwóch polityków o skrajnie odmiennych poglądach, stawia się im prowokacyjnie brzmiące pytania i mamy tzw. samograj. Pozwoliliśmy doprowadzić się do jeszcze większego stanu rozchwiania społecznych emocji, do większego oddziaływania lęków na nasze decyzje. Tam, gdzie rozum śpi, rodzą się demony. My żyjemy w ciągłym oczekiwaniu na demony - wiemy, że z tego pustego pokoju coś w końcu wyjdzie.
Polecany artykuł: