Politycy wykorzystują katastrofę smoleńską do własnych celów. Tak już zostanie
Czy temat katastrofy smoleńskiej wciąż pozostaje żywy w polskiej polityce?
Dr Paulina Wenderlich, Katedra Myśli Politycznej i Ruchów Społecznych, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy:
– Pomimo upływu 15 lat od katastrofy smoleńskiej, temat ten wciąż odgrywa istotną rolę w polskim dyskursie politycznym. Regularnie powraca, zwłaszcza w okresach kampanii wyborczych, i z dużym prawdopodobieństwem będzie nadal instrumentalizowany, ponieważ wywoływał i wywołuje silne emocje społeczne - od współczucia i solidarności, przez poczucie narodowej straty, aż po nieufność i teorie spiskowe. A to właśnie emocje, nie zaś chłodna analiza faktów, okazują się najskuteczniejszym narzędziem wpływu na opinię publiczną. Katastrofa smoleńska stanowi jedno z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski, zarówno ze względu na jej skalę, jak i symboliczny charakter. Zginęło wówczas wielu przedstawicieli elity państwowej, świata kultury, organizacji społecznych, dowódcy Sił Zbrojnych RP, duchowni, reprezentujących różne środowiska i poglądy – w tym oczywiście prezydent Lech Kaczyński z małżonką – a wszyscy oni stanowili delegację mającą uczcić 70. rocznicę zbrodni katyńskiej. To nadaje tragedii wyjątkowy wymiar wspólnotowy i tożsamościowy. Polityczne wykorzystanie tej katastrofy przez różne strony sceny politycznej stanowi trwały element polskiej historii najnowszej, niosąc za sobą długofalowe konsekwencje społeczne, polityczne i kulturowe.
Dlaczego politycy, nawet ci osobiście dotknięci tą tragedią, instrumentalizują ją w działaniach politycznych?
– Katastrofa smoleńska, poprzez silne oddziaływanie na emocje społeczne, stwarza przestrzeń do manipulacji i wpływu na decyzje obywateli. Wykorzystywana jest w tym zakresie przez różne środowiska polityczne, choć szczególnie rzuca się w oczy fakt, że politycy związani z Prawem i Sprawiedliwością – mimo osobistego zaangażowania i relacji z ofiarami – posługują się nią w sposób wyraźnie instrumentalny. Warto przypomnieć kontekst polityczny roku 2010 – urząd premiera sprawował wówczas Donald Tusk, a prezydentem był Lech Kaczyński. W tle toczyła się intensywna rywalizacja polityczna, której echo jest wykorzystywane do dziś. Emocje z tamtego okresu są przywoływane, by budować narrację o niezmienności wroga politycznego, wewnątrz kraju i na arenie międzynarodowej. Już wtedy pojawiały się kontrowersje dotyczące śledztwa – zarzuty o przekazanie go stronie rosyjskiej w ramach konwencji chicagowskiej, zamiast prowadzenia go wspólnie. Krytykowano sposób zabezpieczenia wraku i doniesienia o rozkradaniu części maszyny oraz rzeczy osobistych ofiar. Niewyjaśnione wątki stanowiły pożywkę dla teorii spiskowych, które z czasem zyskały miejsce w oficjalnym przekazie środowisk prawicowych, czego przykładem są działaniach podkomisji Antoniego Macierewicza.
Po katastrofie smoleńskiej podziały między Polakami tylko się pogłębiły
Czy ta tragedia zjednoczyła Polaków?
– Wręcz przeciwnie – pogłębiła społeczne podziały, umacniając polaryzację na zasadzie „my” kontra „oni”. Temat katastrofy smoleńskiej jest wykorzystywany selektywnie – nasila się lub wygasa w zależności od bieżącego zapotrzebowania politycznego. Powraca zwłaszcza w momentach, gdy politycy PiS pragną przypomnieć o „wspólnym wrogu”, wzmacniając postawy patriotyczne, wykorzystując elementy tożsamościowe lub niechęć wobec Rosji. To element szeroko rozumianej polityki pamięci. Koalicja Obywatelska nie kreuje własnej narracji, a raczej reaguje na zarzuty i insynuacje, co jeszcze bardziej cementuje podział: „my” – ci, którzy poszukują prawdy i dla których tragedia ma wymiar sacrum, oraz „oni” – ci, którzy rzekomo nie chcą wyjaśnień. Tego rodzaju opozycje umacniane są poprzez grę na emocjach, nieufność i wzajemną wrogość. Tak kształtuje się dzisiejszy pejzaż debaty publicznej w Polsce – głęboko spolaryzowany, ale jednocześnie niezwykle interesujący jako przedmiot badań nad granicami dyskursu prawdy i etyki politycznej.
Co ośmiesza katastrofę smoleńską?
Czy forma upamiętnienia – poprzez pomniki, tablice, zmiany nazw ulic – nie prowadzi czasem do banalizacji lub ośmieszenia samego wydarzenia?
– Faktycznie, niektóre formy upamiętniania, szczególnie organizowane z dużym patosem comiesięczne obchody tzw. „miesięcznic smoleńskich”, spotykały się z krytyką i bywały obiektem ironii. Podobny efekt przyniosły działania podkomisji Antoniego Macierewicza, których ustalenia nie zostały zaakceptowane przez istotną część społeczeństwa – zwłaszcza tych ludzi, którzy nie uznają tego polityka za autorytet. Niemniej, warto pamiętać, że nadal istnieje spora grupa obywateli, którzy nie są w pełni świadomi skali instrumentalizacji tej tragedii i jej konsekwencji dla debaty publicznej.
Czy gdyby reakcja polityków po katastrofie była inna, wydarzenie to mogłoby stać się impulsem do społecznej integracji?
– Jako społeczeństwo mamy zdolność do jednoczenia się w obliczu kryzysów – przykładem może być spontaniczna pomoc udzielana uchodźcom z Ukrainy po rosyjskiej inwazji w 2022 roku. Polacy masowo otwierali swoje domy, kierując się solidarnością i empatią, zanim jeszcze państwo zareagowało systemowo. Podobną funkcję pełniła śmierć papieża Jana Pawła II w 2005 roku, która zjednoczyła społeczeństwo ponad podziałami. Była to postać o znaczeniu historycznym, kojarzona z przemianami demokratycznymi, a jego pontyfikat dawał nadzieję w czasach komunizmu. Gdyby katastrofa smoleńska została potraktowana w sposób ponadpartyjny, mogła mieć podobny potencjał jednoczący.
Czy katastrofa smoleńska ma wpływ na wyniki wyborów w Polsce?
– Nie powiedziałabym, że wpływa na nie bezpośrednio, jednak bez wątpienia pozostaje ważnym elementem budowania tożsamości politycznej niektórych ugrupowań. Umożliwia kreowanie narracji wokół wspólnego przeciwnika – zarówno personalnego (Donald Tusk), jak i instytucjonalnego (Rosja). Poprzez operowanie emocjami i odwołania do narodowej traumy, temat ten mobilizuje elektorat, jednak głównie ten już przekonany. Trudno mówić tu o pozyskiwaniu nowych wyborców – to raczej mechanizm konsolidujący dotychczasowe poparcie.

Tak wyglądała Warszawa 10 kwietnia 2010 roku. Galeria zdjęć