podróże

Wsiedli na rowery, żeby zwiedzić Azerbejdżan. Kraj błotnych wulkanów, ognia, czaju i sumaka [GALERIA]

2023-12-03 14:11

- Gościnność Azerów to nie mit, doświadczaliśmy jej na co dzień. Kiedy w rowerze pękła opona, do wulkanizacji podwiózł nas Azer swoją ładą. Jeździ tam wciąż mnóstwo rosyjskich samochodów, zresztą ciągle widać wpływy dawnego ZSRR na życie ludzi w Azerbejdżanie. Trafiliśmy nawet do domu kobiety, która była śpiewaczką w Związku Radzieckim. Jej dom to jakby muzeum ZSRR, a na ścianach wiszą portrety Lenina. Niektórzy ludzie tam są zanurzeni w aktualnej rosyjskiej propagandzie - opowiada bydgoszczanka, Katarzyna Kociniewska.

Rowerzyści z Polski ruszają w podróże po świecie

Grupa przyjaciół od lat jeździ na rowerowe wyprawy po świecie. Wybierają odległe, niezadeptane przez turystów miejsca. Na rowery prosto z samolotu po raz pierwszy wsiedli razem siedem lat temu. Wybrali się do Izraela i Palestyny. Ich pierwsza pokonana trasa liczyła ponad 400 km, trasy miały już ponad 500 i 600 km, a w Azerbejdżanie przejechali blisko 900 km. Nie było to proste, bo wcale nie są profesjonalnymi cyklistami.

- Podczas pierwszej wyprawy niektórzy nie mieli nawet porządnych rowerów i decydowaliśmy się na korzystanie z wypożyczalni w Izraelu. Bezpieczne zapakowanie rowerów w kartony także na początku było wyzwaniem - mówi Katarzyna Kociniewska, bydgoszczanka, jedna z uczestniczek wypraw. - Dziś mamy opanowaną do perfekcji sztukę parkowania. Sportowy bagaż, łącznie z rowerem, może ważyć ok. 30 kg. Trzeba więc sztywno trzymać się listy, ale pamiętać np. o butach na zmianę (bo bywa, że pękają!), często korzysta się z kuchenki gazowej, kupując butlę z gazem na miejscu, żeby, żeby wieczorem przygotować wspólną kolację, jeśli rozbijamy namioty gdzieś w głuszy. Właśnie namioty są obowiązkowe, ale też śpiwór, karimata lub materac (bo nawet w ciepłych krajach trudno spać bezpośrednio na piasku, zwłaszcza kiedy panuje duża wilgotność) – dodaje.

Azerbejdżan. Nieodkryty kraj z ogromnym potencjałem turystycznym

Przyjaciele wybierają się w daleką podróż raz lub dwa razy do roku na 10-16 dni. Pasję nieco przyhamowała pandemia (jeździli wtedy po Polsce), ale teraz nadrabiają stracony czas. We wrześniu tego roku wybrali się do Azerbejdżanu. To ciekawy geograficznie kraj - są tam i wysokie góry, i morze, i równiny, i połacie błota. O różnorodności niech świadczy fakt, że występuje aż 9 na 11 stref klimatycznych!

- To kraj nieodkryty jeszcze przez turystów. Bezpośrednie loty z Polski uruchomiono tu dopiero w maju 2022 r. Pewnie niebawem ten kraj zyska popularność jak Gruzja, bo ma ogromny potencjał turystyczny: Kaukaz, Morze Kaspijskie, najliczniej występujące na świecie wulkany błotne, gorące źródła, jedyna na świecie szansa skorzystania z kąpieli w naftalenie, pola naftowe, rękodzieło, pyszne jedzenie, regiony słynące z wina, granatów, orzechów, serów, miodów, kiszonek i słodyczy wyrabianych ręcznie. Na każdym rogu przy drodze stoją straganiarze z tymi dobrami. Baza noclegowa też jest wystarczająca i tania - opowiada Katarzyna Kociniewska.

Mityczna gościnność Azerów to fakt. Parzą czaj, częstują owocami, zapraszają pod dach i ślą posłania na dywanach

Rowerzyści z Polski szybko stali się atrakcją dla lokalnych mieszkańców. Budzili zainteresowanie i za ich sprawą w mijanych wioskach i miastach robiło się pozytywne zamieszanie.

- O gościnności Azerów mówi się niemal w kategoriach mitu, doświadczyliśmy tego na własnej skórze - mówi Katarzyna Kociniewska. - Niektórzy zapraszali nas pod swój dach, całą gromadę, kiedy nocą nad wioską przechodziły burze, organizowali dla nas przyjęcia i zapraszali na nie najważniejsze osoby w wiosce (kupca, prawnika). Kiedy jednemu z kolegów pękła opona od roweru i to o niestandardowym rozmiarze, natychmiast dostaliśmy pomoc. Trwało to trochę czasu, ale udało się wszystko załatwić. Do wulkanizacji podwiózł go Azer swoją ładą. Jeździ tam, wciąż mnóstwo rosyjskich samochodów, zresztą ciągle widać wpływy dawnego ZSRR na życie ludzi w Azerbejdżanie. Choć to muzułmanie, piją piwo, produkują wino, chętnie nim częstują. Swój tradycyjny czaj (są tu pola herbaciane) parzą w rosyjskich samowarach. Pije się gorzki napar, ale wcześniej pod język wkłada się kostkę cukru lub cukierka. Na straganach bez trudu kupimy popiersia Lenina czy Stalina. Trafiliśmy nawet do domu kobiety, która była śpiewaczką w Związku Radzieckim. Jej dom to jakby muzeum ZSRR, na ścianach wiszą portrety Lenina. Niektórzy ludzie tam są zanurzeni w aktualnej rosyjskiej propagandzie, jest im sączona do uszu z telewizji, radia. Oglądaliśmy jednego razu program informacyjny razem z nimi. Usłyszeliśmy, że Rosja z sukcesem zakończyła akcje militarne w Ukrainie (wygrała wojnę), a Zachód i Kijów nie chcą uznać tego zwycięstwa i wciąż atakują. Opowiadaliśmy o tym, jak Polacy pomagają Ukraińcom, pokazywaliśmy swoją perspektywę. Azerowie żyją teraz jednak swoją wojną o Górski Karabach. Działania wojenne zaostrzyły się akurat, kiedy tam byliśmy. Po drodze mijało nas coraz więcej konwojów policyjnych i wojskowych. Cały Karabach wyłączony jest ze strefy wstępu dla cywili z zewnątrz i turystów. Wszędzie też promowane jest hasło: Karabach jest Azerbejdżanu. W każdej miejscowości wiszą duże plakaty żołnierzy, którzy tam walczą albo polegli i uznawani są za bohaterów. Oficjalnie światowe media podają, że to Azerbejdżan zaczął atak, a azerbejdżańskie media trzymają się wersji, że to wzmożone działania antyterrorystyczne, czyli prawdopodobnie skierowane w obalenie siłowe liderów z Karabachu.

Kraj wulkanów błotnych i pól naftowych

Wrażenie na podróżnikach zrobiły wulkany błotne. W Parku Narodowym Qoubostan w Azerbejdżanie jest ich najwięcej - 400 z 700 wszystkich zaobserwowanych na świecie. Są bezpieczne, można dojść pieszo bezpośrednio do stożka (o ile nie ugrzęźnie się w błocie). Występują tam, gdzie mają miejsce erupcje gazu ziemnego. Unoszący się gaz natrafia na warstwę wody, z którą się miesza. Na powierzchnię ziemi wyrzucane jest błoto, będące mieszaniną wody, piasku, iłu i mułu.

- Dla kolegów z wyprawy to była niesamowita frajda, bawili się jak dzieci, dosypując nieco piasku do bulgoczącego błota by wybuchy były bardziej spektakularne - opowiada Katarzyna Kociniewska.

Miejsce w marszrutce rezerwuje się workiem cebuli

Rowerzyści zrobili pętlę po kraju, zaczęli i skończyli wyprawę w Baku. 900-kilometrową trasę z licznymi przewyższeniami (jeździli przecież po Kaukazie) zrobili w 14 dni (niektóre dni - ze względu na złą pogodę czy zwiedzanie - były bez jazdy rowerem lub z małą ilością przejechanych kilometrów).

- Mieliśmy też czas na poznanie kultury Azerów, odwiedzenia muzeum czy przejażdżkę marszrutką - mówi Katarzyna Kociniewska. - To autobus, z którego lokalni mieszkańcy korzystają jak z PKS-u. Jeździ szybko niebezpiecznymi, wąskimi drogami - na krawędzi góry. Miejsce w takim busie rezerwuje się na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Jest na to sposób. Ludzie, którzy przyjechali takim transportem z wioski do miasteczka, rzucają na siedzenie worek cebuli, wtedy wiadomo, że zajęli sobie miejsce na powrót.

O wyprawie będzie można posłuchać w Ostromecku i w Bydgoszczy

  • 16 listopada o godz. 18 Kuźnia Pomysłów zaprasza do świetlicy w Ostromecku (ul. Parkowa 1). Katarzyna Kociniewska i Witold Stołecki opowiedzą o wyprawie, ale też poczęstują czajem. Każdy będzie mógł przekonać się też, czym jest sumak. Wstęp wolny, ale trzeba się zapowiedzieć mailowo: kuzniapomyslow.ostromecko@gmail.com
  • 26 listopada o godz. 19 w Klubokawiarni Zakład? przy ul. Gimnazjalnej w Bydgoszczy spotkanie z Katarzyną Kociniewską, która we wrześniu była na rowerowej wyprawie po Azerbejdżanie otworzy nowy cykl wydarzeń Podróże małe i duże. Wstęp wolny.

Dziennik z rowerowej podróży po Azerbejdżanie Katarzyny Kociniewskiej publikowany na bieżąco w mediach społecznościowych (fragmenty)

DZIEŃ 1

Wylądowaliśmy. Samolotem trzęsło tak strasznie, jakby szatan miotał Boeingiem dla zabawy jak grzechotką. Różnica temperatur między lądem a największym jeziorem świata (Morze Kaspijskie) wywołuje tak drastyczne różnice w ciśnieniu, że huraganowy wiatr targa nie tylko samolotami przy lądowaniu, ale też przerzuca rowery podczas jazdy. Zmagając się z wiatrem w twarz, pokonaliśmy ponad 60 km w stronę Baku. Zwiedziliśmy pola naftowe i usiane śmieciami stepy podmiejskie stolicy, płonące nieprzerwanie od paruset lat ognie gazu ziemnego. Przemierzaliśmy dziurawe, zabłocone drogi, po których chodziło mnóstwo krów, ale też zatłoczone autostrady Baku.

DZIEŃ 2

Mieliśmy dziś wcześnie się położyć po dwóch zarwanych nockach, ale tu się po prostu nie da. Cały dzień pod znakiem integracji z lokalsami. Wyjechaliśmy późno z naszej bazy. Lunch na ulicy zakończył się tym, że wszyscy wyszli z okolicznych sklepów, żeby nas oglądać. Przynieśli nam krzesła, a pan fryzjer zaprosił mnie do salonu, żebym mogła zjeść kebsa przy stoliku. Inny pan z kwiaciarni podarował wszystkim dziewczynom kwiatki. Tłumy dzieci nas otaczały na trasie, krzycząc: Lewandowski, Lewandowski na widok polskiej flagi. Dziś było trochę podjazdów, dziurawych dróg z trudniejszymi odcinkami, wszystko, żeby ominąć ruchliwe drogi szybkiego ruchu. Na koniec wpadliśmy na kolację do małego baru. Miało być szybko, a zaczęli nas tak gościć, że lokalsi przynosili nam nawet owoce w skrzyneczkach i stawiali piwo. Nie dało się wyjść. Pan Elcyn nalegał, żebyśmy zostali jego gośćmi. Zrobiła się z tego impreza, bo wpadło jeszcze czworo jego sąsiadów (ważni ludzie: prawnik, wojskowy, właściciel sklepu z częściami samochodowymi, brat gospodarza). Przynieśli samowar, żeby robić nam herbatkę z szałwią i hand made'ową konfiturą, rozstawili koło naszych namiotów ławki, stół, przynieśli słodycze i snaki. Pogadaliśmy po rosyjsku o polityce, o wojnach, o walutach, o NATO, o Polsce, o Azerbejdżanie, o gospodarce, bezrobociu, surowcach...

DZIEŃ 3

Po wczorajszej kolacji w mieście lokalsi odradzili nam nocną jazdę po niebezpiecznej, ruchliwej drodze i zostaliśmy zaproszeni do ogrodu jednego z Azerów. Pięciu starszych Azerów ugościło nas, jak mogło. Elcyn i jego brat Abil nastawili rano samowar z herbatą i kupili nam na śniadanie jajka i chleb. Dostaliśmy też figi, śliwki, winogrona, orzechy i pomidory z ich ogrodu. Przejechanych kilometrów rowerem dziś zero. Prognoza na cały dzień nie budziła nadziei. W nocy znowu ma mocno padać. Śpimy pod dachem typowo po azerbejdżańsku: na dywanach.

DZIEŃ 4

Udało nam się zebrać w miarę wcześnie i po dwóch dniach gościny u Elcyna i Abila wyjechać wreszcie w dalszą trasę. Pokonaliśmy w stronę Podkaukazia 75 km i ponad 1000 m przewyższeń, jadąc prawie cały czas pod górę o nachyleniach 12% (nie lubię). Zjazdy też były z v-max 51 km/h (lubię). Geograficznie przejeżdżaliśmy przez teren pustyni ze wzniesieniami. Zresztą w Azerbejdżanie połowę terenu pokrywają góry i płaskowyże. Hipsometria też dla geografa ciekawa, bo Baku leży w depresji Morza Kaspijskiego na poziomie 28 m p.p.m, a najwyższy szczyt kraju ma 4466 m n.p.m. Qoubostan, przez który dziś przejechaliśmy, udowodnił. jak małe zagęszczenie ludności jest w kraju. Azerbejdżan liczy niecałe 10 mln mieszkańców, z czego 2,2 mln mieszka w bogatym, ropodajnym Baku. Po drodze mijaliśmy nieliczne wioski, a dominował pustynny i niezagospodarowany krajobraz.

DZIEŃ 5

Dziś był najtrudniejszy dzień. Zaczęliśmy od zwiedzania jaskiń i Diri Baba w Qoubostanie. Pierwsze miejsce niekomercyjne, nieco ukryte i mniej dostępne dla przeciętnego turysty, ale zrobiło na nas wrażenie. Starożytne jaskinie z krótkimi, ale stromymi wejściami miały piękny widok na jezioro, a w środku spotkaliśmy nawet sporego nietoperza. Potem udaliśmy się do Diri Baby, który był świętym i pustelnikiem filozofem. Skorzystaliśmy z przewodnika i choć pan nie mówił za dobrze po angielsku, to otrzymaliśmy podstawowe informacje o tym miejscu. Tu też były jaskinie i ostrzeżenia o wężach i skorpionach, ale podobno we wrześniu jest już za zimno i śpią, więc spotkaliśmy tylko pająki. Wcale nie tak zimno, bo w południe było 36 st. C. Dalej czekała nas bardzo długa podjazdowa trasa w kierunku Kaukazu przez Rejon Samaxi słynący z winorośli i wina aż do Ismayilli. Były też fajne zjazdy z v-max 55 km/h. Przed zmrokiem zatrzymaliśmy się jeszcze na czai i kolację. Misza Misza, Azer pracujący w Moskwie, przyszedł dotrzymać nam towarzystwa. Powiedział, że wyglądam jak Azerbejdżanka i zapytał o narodowość moich rodziców. Czarne włosy i ciemna oprawa oczu pasują, ale z kolorem skóry to mógł się pomylić, bo jesteśmy na etapie, gdzie już nie wiadomo czy to opalenizna, czy brud, a ostatnio cywilizowany prysznic był trzy dni temu.

DZIEŃ 6

Po mega trudnym górskim dniu i nocnej jeździe w niebezpiecznym terenie, nocleg zorganizowany prawie przed północą ogarnęliśmy w domu urządzonym w stylu rosyjskim. Nawet Lenin z obrazów nas pilnował. Kolejny dzień planowaliśmy podjechać wyżej w Kaukaz marszrutką, czyli popularnym w krajach byłego Związku Radzieckiego starym, rozwalającym się busem i jedzie się brzegiem stromego zbocza gór. Koszt przejazdu w góry (ponad godzinna przejażdżka) wynosi 2 manaty, czyli ok. 5 zł). Pojechaliśmy do Lahicz, małej, górskiej miejscowości w górach, która była żywym skansenem. Zachwyciły nas tradycyjnie domy z kamienia i drewnianych belek (specjalne konstrukcja, chroniąca przed trzęsieniami ziemi występującymi w tym obszarze). Miejscowość słynie z warsztatów miedzi i wyrobów z miedzi, ale kupić tu można wszystko: miody, herbaty, naczynia, biżuterię, dywany, chusty, przyprawy kiszonki, marmolady...

DZIEŃ 7

Azerbejdzan ma ogromny potencjał turystyczny: Kaukaz, Morze Kaspijskie, najliczniej występujące na świecie wulkany błotne, gorące źródła, jedyna na świecie szansa skorzystania z kąpieli w naftalenie, pola naftowe, rękodzieło, pyszne jedzenie, regiony słynące z wina, granatów, orzechów, serów, miodów, kiszonek i słodyczy wyrabianych ręcznie. Na każdym rogu przy drodze stoją straganiarze z tymi dobrami. Baza noclegowa też wystarczająca i tania. Azerbejdżan jeszcze nie zadeptany przez turystów. Bezpośrednie loty z Polski uruchomiono dopiero w maju 2022 r. więc jeszcze Polacy tu nie są znani, ale prawdopodobnie stanie się tak jak w Gruzji, którą nasi rodacy pokochali i obrali za popularny kierunek wakacji.

Dziś krajobraz zmienił się w wysokie góry porośnięte lasami. Zdecydowaliśmy się na atrakcję: kolejkę linową na trzy szczyty Kaukazu. Widoki były piękne. Wjechaliśmy na wysokość prawie 2000 m n.p.m. Rowerem tak wysoko byłoby ciężko, a czas się kurczy. Jutro zjeżdżamy z Kaukazu w stronę nizin środkowych. Wieczorem zdecydowaliśmy się na nocleg zorganizowany i trochę z przypadku dostosowanie całą willę z basenem na wyłączność, której nie było w ofercie internetowej (cena ok. 30 zł./os.). W

DZIEŃ 8

Na drogach dziś było też wyjątkowo dużo krów. Wyglądało to dokładnie jak w Indiach: krowy spokojnie maszerowały środkiem drogi, nie zwracając uwagi na auta i ludzi. Pod koniec trasy, kiedy już zaczęło się ściemniać, spotkaliśmy azerbejdżańską rodzinę, okazało się, że syn studiuje w Polsce zarządzanie sportem i mówił nawet trochę po polsku.

DZIEŃ 9

Zrobiliśmy 90 km w ulewnym deszczu. To sporo, jak na to, że prawa noga pogryziona od wściekłego psa, a lewa z pękniętym sandałem (w takiej ulewie nie opłacało się odpalać suchych trampek, lepiej zostawić je na zmianę). Na koniec jeszcze Witkowi pękła opona i to będzie problem. Poszukamy rano wulkanizacji, bo bez naprawy nie pojedziemy. Zatrzymaliśmy się w małej wiosce i nocujemy w jakiejś knajpie pod dachem. Oczywiście zostaliśmy gwiazdami i wszyscy chcieli z nami zdjęcia i filmiki.

DZIEŃ 10

Wczoraj była duża impreza. Śmieci wyrzuca się tu do taczki, a rano była cała taczka butelek po wódce. Nie tylko naszych. Chłopaków w knajpie na naszym noclegu było sporo. Było dużo gości, dużo osób z obsługi restauracji i wszyscy chcieli z nami zdjęcia, nagrywali filmiki jak gramy i śpiewamy, łączyli się ze swoimi rodzinami, pokazując nas jako ciekawostkę. Byliśmy w rejonie, który w ogóle nie jest turystyczny i blisko było do granicy wojennej, gdzie Armenia i Azerbejdżan biją się o Górski Karabach. Pytano nas czemu tu przyjechaliśmy i dziwiono się, że mamy radochę z takiego podróżowania w deszczu i błocie po pustkowiach ich kraju. Chłopaki pozwolili nam spać w restauracji i rano zrobili śniadanie (coś w stylu naszych łazanek posypanych mielonym mięsem baranim). Rano zawieźli Witka, żeby załatwić oponę, która wczoraj wystrzeliła i zatrzymała nas na dobre. Załatwili. Trasa dziś była bardzo płaska i monotonna. Mijaliśmy zielone, równinne i bezludne pobocza. Czasem stada owiec. W małych miejscowościach widzieliśmy śmieszne 3-kołowe traktory.  Wczoraj pisałam o tym, jak mijały nas konwoje policji i wojska. Dziś były też całe ciągi wojskowych ciężarówek pod eskortą i okazało się, że parę godzin temu w Karabachu zaczęto wzmocnione działania wojenne. Wszystkie media na świecie zaczęły o tym nagle pisać i mówić

DZIEŃ 11

Dziś wstaliśmy wyjątkowo szybko i już o 8.30 byliśmy w trasie. Chcieliśmy dostać się do Szyrwańskiego Parku Narodowego, który chroni ekosystemy półpustynne i słonorośla, a najcenniejszymi gatunkami fauny są: gazela dżejran, szakal, wilk, flamingi i liczne ptaki wodne. W przeszłości żył tu też tygrys kaspijski i lew azjatycki, ale wyginęły przez polowania. Pierwszym celem było Jezioro Flamingów i tu błoto pokonało nas dosłownie. 5 km przed granicą jeziora połowa grupy utknęła. Błoto tak zaczęło się zbierać na rowerach, że koła przestały się kręcić i połowa grupy zdecydowała się pojechać przez błoto, a połowa została przy budce obserwacyjnej. Straciliśmy tu dużo czasu na czyszczenie rowerów. Dziś zrobiliśmy 98 km (śmiałkowie od Jeziora Flamingów nawet 108 km). Ostatnie kilometry dokręcaliśmy po zmroku.

DZIEŃ 12

Po nocy w hostelu robotniczym, gdzie warunki były spartańskie, ale gościnność ogromna, pojechaliśmy dalej w błoto. Celem było dojechanie do Parku Narodowego Qoubostan i do wulkanów błotnych. Wjechaliśmy znowu w górskie krajobrazy i po paru dniach nizin, dziś było trochę podjazdów. Warto było. Wulkany błotne, które widzieliśmy to prawdziwy księżycowy krajobraz i ile frajdy. Chłopaki bawili się, jak dzieci dorzucając błoto do kraterów i czekając na mocniejszy wybuch. Azerbejdżan ma najwięcej na świecie takich wulkanów.

DZIEŃ 13

Dziś obudziliśmy się na plaży największego na świecie jeziora - Morza Kaspijskiego. To w jego obrębie skupia się 70 proc. wydobycia ropy naftowej całego kraju i czyni stolicę kraju drugim Dubajem. Dziś zamykaliśmy wielką pętlę wokół kraju, a przejechaliśmy na rowerach ok. 900 km.

DZIEŃ 14

Dziś cały dzień bez roweru, plan na zwiedzanie. Baku to połączenie nowoczesnego świata Zachodu i arabskiego, orientalnego Wschodu. Baku i pozostała część Azerbejdżanu są totalnie inne. Na przedmieściach Baku spotkaliśmy rozlegle pola z szybami naftowymi, ale już sama tkanka miejska stolicy to mozaika nowoczesnych, szklanych drapaczy chmur, w których mieszczą się banki i poważne biznesy, a z drugiej strony orientalne, arabskie pałace szejków, którzy tu historycznie władali. Baku to miasto wyjątkowe i piękne. Nie jest to jednak miasto dla rowerzystów. Jeździć można symboliczną, krótką ścieżką rowerową środkiem miasta lub wzdłuż bulwaru nad Morzem Kaspijskim. Pozostała siatka drogowa to autostrady i drogi szybkiego ruchu z niebezpiecznym pędem i brakiem zasad ruchu drogowego.

Giełda Minerałów, Biżuterii i Skamieniałości Geo Expo 2023 w Bydgoszczy