Kilka dni temu opisywaliśmy historię trzylatki z Bydgoszczy. 11 czerwca odpoczywała z bliskimi nad Jeziorem Smerzyńskim w powiecie żnińskim. Wcześniej ktoś bawił się tam przy ognisku, a potem żar przysypał piaskiem tak, że nie dało się go zauważyć. Dziewczynka weszła w niego. Poważnie poparzyła stopy. Jej mama chce przestrzec innych rodziców, ale przede wszystkim osoby, które bezmyślnie zostawiają rozgrzany żar w miejscach publicznych.
Lekarze alarmują, że do podobnych wypadków latem dochodzi bardzo często.
- Co roku w okresie letnim kilkoro (2-3) dzieci trafia do Oddziału Chirurgii Dziecięcej po oparzeniach stóp spowodowanych wdepnięciem w zagaszone ognisko lub żar ogniska - mówi dr n. med. Agnieszka Szykanowska, kierowniczka oddziału chirurgii dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy. - Rodzaj obrażeń zależy od wieku dziecka, czasu przebywania w żarze oraz czasu, który upłynął od zagaszenia ogniska (lub niezagaszenia). Niekiedy rodzice opowiadają, że ognisko zostało zasypane warstwą piasku, przez co nie widać było zagrożenia. Jak w przypadku każdego oparzenia, część ran udaje się prowadzić zachowawczo (zmiany opatrunków), natomiast większość dzieci, które wymagają leczenia szpitalnego, wymaga również leczenia operacyjnego. Rany oparzeniowe wymagają oczyszczenia z tkanek martwiczych w warunkach sali operacyjnej w znieczuleniu ogólnym, a tak oczyszczone rany zaopatruje się substytutem skóry, a w oparzeniach z przewagą stopnia III - przeszczepami skóry - dodaje.
- Lekarka zauważa, że latem - oprócz oparzeń żarem - częste są oparzenia kontaktowe od dotknięcia rozgrzanego grilla (kilkanaście przypadków każdego roku).
- W przypadku niemowląt, których skóra zawiera większość ilość wody niż skóra dorosłego, do oparzenia może doprowadzić również długotrwałe przebywanie na słońcu.
- W ciągu całego roku najczęstszą przyczyną oparzeń u dzieci jest oblanie gorącą kawą lub herbatą.