Rok 1994 – to wtedy w wieżowcu przy ulicy Żmudzkiej w Bydgoszczy znaleziono zwłoki młodej kobiety. Była nią Joanna S. Na ciele kobiety znaleziono wiele ran kłutych. Nie wykryto jednak żadnych śladów włamania do mieszkania, co wskazywało na to, że mogła znać swojego mordercę. Ciało młodej bydgoszczanki znalazł jej narzeczony.
Przyczyną śmierci było wykrwawienie. Nastąpiła ona prawdopodobnie w ciągu kilku minut. Czas zgonu biegli stwierdzili w przedziale od 12 do 8 godzin przed oględzinami zwłok. Na ciele znajdowały się rany kłute i cięte, zlokalizowane na głowie, szyi, klatce piersiowej i kończynach. Kto mógł zrobić coś takiego i dlaczego? Tego śledczy nie mogli ustalić przez wiele lat.
Sprawa odżyła w 2014 roku, a wszystko zaczęło się od jednego szczegółu zabezpieczonego na miejscu zbrodni w 1994. Był to niewielki odcisk linii papilarnych znajdujący się na wtyczce kabla telefonicznego. Już wcześniej śledczy podejrzewali, że zabójca wyrwał go z gniazda.
Sprawą zajęło się wówczas Archiwum X. Śledczy postanowili ponownie przyjrzeć się zeznaniom świadków przesłuchanych w 1994 roku. Warto również zaznaczyć, że w latach 90-tych technika kryminalistyczna w Polsce nie była na tyle zaawansowana, by móc rozpoznać tak nikły ślad odcisku palca. Również policjanci, którzy znajdowali się wtedy na miejscu zbrodni nie ustrzegli się błędów.
Śledczy skierowali materiał dowodowy do ponownych badań. Wcześniej prokurator apelacyjny w Gdańsku nakazał powrócenie do pracy nad aktami ponad stu niewyjaśnionych spraw, w tym – zabójstwa przy ul. Żmudzkiej w Bydgoszczy.
Odcisk palca trafił do laboratorium. Użyto metody cyjanoakrylowej przy wsparciu specjalistycznego spektrometru. Bo długich pracach – odcisk był na tyle wyraźny, że można było porównać go ze śladami linii papilarnych pobranych od świadków, których policja przesłuchała w 1994 tuż po zabójstwie.
Odcisk palca wskazywał na sąsiada denatki – Sławomira G. Badania nie dały jednak stuprocentowej pewności. Ponadto wyrwanie kabla z gniazda nie oznaczało od razu, że mężczyzna również zamordował kobietę. Jednak od tamtego czasu śledczy zaczęli interesować się byłym sąsiadem.
Uwagę przykuła m.in. rozbieżność w złożonych w 1994 roku przez niego zeznaniach, a także to, że nie pokrywały się one z zeznaniami innych świadków. Co ciekawe – wszystko znajdowało się na pierwszych 30 stronach grubych akt śledztwa.
Sławomir G. w 1994 powiedział policji, że w czasie zabójstwa był w pracy. Z kolei inny sąsiad opowiadając na pytania – co robił i gdzie był pomiędzy godziną 15 a 15.30 - zaznaczył, że znajdował się na klatce schodowej. Dodał również, że widział wtedy na schodach Sławomira G. To właśnie wtedy, według biegłych miała zginąć Joanna.
Nowe dowody pozwoliły wezwać mężczyznę na ponowne przesłuchanie. Po zobaczeniu obciążającego materiału, mężczyzna przyznał się. Zaznaczył, że doszło między nimi do szarpaniny, a kobieta miała w dłoniach nożyczki. Ten miał wyszarpać narzędzie z jej rąk, po czym Joanna nadziała się na nie. Opis zdarzenia oczywiście nie pokrywał się z przeprowadzonymi 20 lat wcześniej oględzinami zwłok. Kobieta miała wiele ran kłutych i ciętych, w wielu miejscach na ciele.
Jak ustalili śledczy i psycholodzy – mężczyzna zamordował Joannę ze względu na nieodwzajemnione uczucie. Kobieta miała narzeczonego. W piwnicy Sławomira G. ponadto znaleziono „ołtarz” utworzony ze zdjęć łudząco podobnych do denatki.
Joanna S. miała by teraz 50 lat. Zginęła prawie 30 lat temu, z rąk sąsiada, który wywiódł na manowce mundurowych na dwie dekady. Ożenił się, założył rodzinę, zarabiał – jednak jego przeszłość była dla wszystkich jedną wielką tajemnicą. Po wszystkim, nawet jego żona nie mogła uwierzyć, że wyszła za mordercę i mieszkała z nim przez wiele lat pod jednym dachem. W 2015 roku Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał Sławomira G. na 15 lat więzienia.