Ptaki siwieją ze starości, ale też przez zanieczyszczenia środowiska
- Jak siwieją kawki?
Aleksandra Śmigielska: - Pojawiają się u nich pojedyncze białe pióra, z czasem robią się coraz bardziej białe. To proces związany z wiekiem i zanieczyszczeniami środowiska. Najłatwiej jest zaobserwować siwe, a więc tak naprawdę biało-czarne ptaki krukowate: gawrony czy kawki. Spacerując, zauważyłam właśnie taką siwiejącą kawkę wśród biało-czarnych gołębi. Z daleka trudno było dostrzec, że nie jest jedną z nich, ale z bliska różnice były oczywiste. Miałam już wtedy w głowie historię, jaką chcę opowiedzieć, wiedziałam, jak pobiegnie linia fabularna, ale brakowało mi bohaterki. I wtedy to zobaczyłam.
- Kawkę.
- To, jak bardzo chce się dopasować do środowiska, od którego odstaje i w którym nigdy nie poczuje się do końca sobą. Marcie, głównej bohaterce mojej książki, niby na pierwszy rzut oka się to udaje, ale w gruncie rzeczy nigdy nie zyska poczucia przynależności i zawsze będzie musiała coś naginać, jedno ukrywać, a drugie podkoloryzowywać, by inni ją akceptowali. Ma za sobą trudne dzieciństwo, a te doświadczenia ciągle wpływają na jej losy, bo to nieprzepracowane traumy. Wydaje jej się, że wciąż musi się dostosowywać, udowadniać, że jest lepsza, niż jest, by nie zostać odrzuconą. Wystarczy przyjrzeć się jej domowi. Parter wygląda jak z katalogu, tak urządziła go jej teściowa. Marta nie ma śmiałości niczego tam zmieniać i nawet nie chce tego robić. Za to pomieszczenia na górze to istny chaos. Tak jakby mogła być sobą tylko, jeśli nikt nie patrzy, a na zewnątrz była zmuszona do zakładania maski.
To nieprawda, że każdy może wszystko i każdy sam decyduje o swojej przyszłości
- Oszustka. Nie da się jej od razu i bezwarunkowo polubić. Ryzykownie.
- Każdy wybór dotyczący bohaterów czy fabuły to dla autora ryzyko. Kiedy myślałam o tym, jaka będzie Marta, wcale nie chciałam, by wszyscy ją lubili. Narracja pierwszoosobowa, a taką prowadzę od początku do końca, zmusza do pokazywania wyłącznie jej perspektywy. Widzimy Martę tylko jej oczami, przez pryzmat jej doświadczeń i decyzji. Nie może sobie z pewnych mechanizmów zdawać sprawy, ma nieprzepracowane traumy, więc jest nieświadoma tego, w jaki sposób wpływają na jej życie i nie może o tym opowiedzieć czytelnikowi. Musi być nieco naiwna tak jak jej wybory. Kiedy siadłam do pisania, nie kalkulowałam, jak Martę odbiorą czytelnicy. Chciałam im po prostu o niej opowiedzieć.
- Panią Marta denerwuje?
Raczej jej współczuję. Tak jak jednej z koleżanek z podwórka. Kiedy byłyśmy małe, bawiłyśmy się wspólnie na dworze. Ja i moja siostra zawsze byłyśmy umorusane, nie raz zdarzyła się dziura w spodniach. Ona zawsze miała na sobie starannie upraną i wyprasowaną sukienkę. Nie chodziła z nami po drzewach, bo bała się ubrudzić. Za plamę oberwałoby się jej w domu. Marta też pilnuje się na każdym kroku. Dlatego bywa wycofana i zachowawcza. Nikt nie zna prawdziwej Marty, więc moja bohaterka - teoretycznie szczęśliwa mężatka, stale otoczona ludźmi – jest potwornie samotna. Zresztą Marta nie miała w dzieciństwie dobrego wzorca prawidłowych, bliskich relacji, a co za tym idzie: nie potrafi się do nikogo zbliżyć. Wydaje jej się, że trzymanie swojej przeszłości w tajemnicy przed najbliższymi to jedyny sposób na ochronę własnej rodziny.
- W książce dotyka pani tematu dorosłych dzieci alkoholików. To ważny dla pani wątek?
- Ważne było dla mnie to, żeby pokazać nierówności społeczne. To nieprawda, że każdy może wszystko i każdy sam decyduje o swojej przyszłości. To, w jakim miejscu przychodzimy na świat, w jakim środowisku, czy mamy wsparcie rodziców i dziadków, kiedy dorastamy, ma ogromny wpływ na nasze życie, determinuje je. Nie startujemy z tego samego poziomu, nie mamy równych szans. Niektórzy przed rozpoczęciem wyścigu muszą dobiec spory kawałek. Ja miałam wspaniałe dzieciństwo, ale to przecież wcale nie takie oczywiste.
Trup w gabinecie był prawdziwy!
- Marta mówi: „Moje poprzednie życie było tajemnicą”. A pani życie też pełne jest niedopowiedzeń?
- Przeciwnie! Wszyscy o mnie wszystko wiedzą. Opowiadam nawet o swoich lękach. Zwłaszcza jako dziecko miałam ich sporo. Podczas spotkań autorskich, kiedy siadam przed sporym gronem osób, które chcą dowiedzieć się o mnie jak najwięcej, zdarza mi się popłynąć, choć początki były bardzo trudne. Czasami słuchacze nie dowierzają, kiedy mówię, że kiedyś bałam się wejść do sklepu i kupić bułkę. Perspektywa odezwania się do ekspedientki paraliżowała mnie. Opowiadam więc także o łamaniu swoich strachów przed tym, co nowe. Ujarzmiam je, robiąc (w swoim tempie!) to, co napawa mnie lękiem. Chyba jedyną tajemnicą (moją własną, bo cudzych nie zdradzam), jakiej udaje mi się dochować, pozostaje imię mojego kota. Kiedy zdradziłam je wydawcy, zabronił mi wypowiadać je głośno przy ludziach. Więc na ten temat cicho sza!
- To kiedyś wypłynie, jak każda tajemnica! Ta o trupach w pani gabinecie już ujrzała światło dzienne.
- Bo sama o tym opowiadam! Pewnej mroźnej zimy nad jeziorem w pobliżu mojego gabinetu, gdzie żyje mnóstwo zwierząt, zaczęły padać ptaki (pewnie z powodu bardzo niskich temperatur). Ludzie, chcąc je chyba mimo wszystko ratować, przynosili je pod gabinet i zostawiali na skrzynce pocztowej. Może sądzili, że je wskrzeszę. W żadnym z tych przypadków nie zdołałam tego zrobić, ale nikogo to nie zrażało. Listonosz powiedział mi kiedyś na przywitanie: „Znów ktoś pani trupa podrzucił”. Pomyślałam, że muszę to wykorzystać w mojej historii.
- Pracuje pani nad kolejną powieścią?
- Tak, ale szczegółów nie zdradzę, bo sama niewiele jeszcze wiem (będzie w klimacie kryminalnym, może skręcę w stronę thrillera psychologicznego). Na pewno jednak pisanie jest już częścią mojego życia. Zresztą, było jednym z moich marzeń obok zostania lekarką weterynarii i mieszkania w lesie (to ostatnie to jeszcze kwestia czasu). Piszę m.in. w gabinecie, kiedy czekam na kolejnych pacjentów. To dla mnie odskocznia, bo praca na co dzień - choć bardzo satysfakcjonująca - stresuje. Zawsze zostaje w głowie myśl: czy zrobiłam wszystko, by pomóc zwierzęciu? Czasem rodzi frustrację, np. kiedy przychodzi człowiek z młodym psem, którego nie da się już uratować, ale ja wiem, że gdyby zobaczyła go tydzień wcześniej i mogła od razu zainterweniować, żyłby. Czasem - bardzo drenująca emocjonalnie, kiedy właściciel, ze względu na stan zwierzęcia, podejmuje decyzję o jego eutanazji. To wyczerpuje. Jest i druga strona medalu: kiedy pochłonie mnie pisanie, np. podczas urlopu, zaczynam tęsknić za pracą w gabinecie, za pomaganiem zwierzakom i za moimi klientami. Na tym chyba polega równowaga.
Aleksandra Śmigielska, bydgoska pisarka, weterynarka
- Miłośnicy kryminalnych historii usłyszeli o niej jeszcze przed powieściowym debiutem.
- Jej opowiadania były nagradzane w konkursach organizowanych m.in. w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu i Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda.