Bydgoszczanin zdobył złoto Mistrzostw Świata Głuchych w pchnięciu kulą
O tym, że w życiu potrzebny jest cel i o tym, że w świecie potrzebne jest miejsce dla każdego rozmawiamy z Oskarem Kokoszewskim, utytułowanym sportowcem z Bydgoszczy i jego mamą, Anettą Zawistowską.
Czy to pani jest pierwszą inspiratorką syna? Zależało pani, by spełniał się w sporcie?
- Inspiratorką, tak. Sport jest ważny w życiu każdego człowieka, tzn. powinno tak być. To raczej predyspozycje i budowa ciała zainspirowały nas do poszukiwań odpowiedniej dziedziny i tak trafiliśmy na trenera Janusza Gassowskiego w klubie Zawisza Bydgoszcz. Ponadto szukałam czegoś, co będzie zajmowało jego wolny czas.
Treningi i wyjazdy syna mocno panią angażują?
- Moje zaangażowanie polega na motywowaniu syna oraz załatwianiu spraw przez telefon, jeśli tego wymagają sytuacje.
Oskar Kokoszewski z Bydgoszczy ma już olimpijski medal, chce sięgnąć po kolejny
Jak sport pomaga osobom z niepełnosprawnościami w codziennym funkcjonowaniu?
- Oskar należy do klubu w Lublinie. W tym klubie trenują osoby niesłyszące. To wielka szansa dla nich wszystkich. Niedosłuch uniemożliwia codzienne funkcjonowanie i przede wszystkim komunikację. Dlatego należy stworzyć im inne warunki m.in. podczas sportowej rywalizacji. Nie usłyszą budzika, nie usłyszą wystrzału pistoletu startowego, nie usłyszą komunikatu, nie usłyszą głosu z daleka ani nie dostrzegą, że coś mówisz, kiedy jesteś odwrócony tyłem. Start w standardowych warunkach nie byłby po prostu możliwy. Gdyby nie trzecia grupa - poza olimpiadami i paraolimpiadami - osoby niesłyszące i niedosłyszące nie miałyby możliwości osiągania takich sukcesów. Oskar jest już olimpijczykiem, w Brazylii na igrzyskach zajął III miejsce. W Niemczech na wcześniejszych mistrzostwach świata też zajął III miejsce. Ma sukcesy i nikt ani nic mu tego nie odbierze. Będzie mógł być inspiracją dla swoich dzieci i wnuków. Jesteśmy z niego bardzo dumni.
A czy realizacja sportowej pasji coś mu w życiu utrudnia?
- Jedyna trudność polega na tym, że trenując, syn nie może podjąć pracy ze względu na różne godziny treningów.
Ale podporządkowanie życia pod sportowy grafik to już dla bydgoszczanina żaden problem, ćwiczy się w tym od lat.
Od jak dawna pan trenuje?
- Dawno temu z nauczycielem wychowania fizycznego urządzaliśmy sobie w szkole zawody w pchnięciu kulą i oczywiście wszystkich kolegów przerzuciłem. Wtedy zacząłem się interesować kulą. Kilka dni później zapisałem się do klubu Zawisza Bydgoszcz i zacząłem trenować już prawie na poważnie. Miałem 16 lat. Codzienne treningi, niezliczone godziny spędzone na siłowni i rzutni przyniosły efekty, były progresy, przyszły dobre wyniki. Zdobyliśmy kilka medali mistrzostw Polski (PZLA i PZSN), mamy też medale mistrzostw Europy, świata i jeden, ten najważniejszy z Igrzysk Olimpijskich Głuchych w Brazylii.
Jak wyglądają pana codzienne treningi?
- Przygotowanie się do zawodów bywają czasochłonne. Trzeba realizować plan opracowany nawet na kilka miesięcy przed ważnym startem. Wiadomo, czasem moja niepełnosprawność jest źródłem pewnych ograniczeń. Radzę sobie jak każdy człowiek. Trzeba jakoś żyć i mieć w życiu cel, bo bez tego nici z życia.
Bydgoszczanin z niepełnosprawnością chce pchać kulą jak najlepsi. Ma wielkie sukcesy na koncie
Jakie więc miejsce w pana życiu zajmuje sport?
- Sport jest dla mnie wszystkim. Nauczył mnie cierpliwości, szacunku, ciężkiej pracy oraz tego, jak znaleźć swój cel. Z poziomu hobby, marzeń, stał się sposobem na życie.
A to złoto wywalczone w Tajpej, jakie ma dla pana znaczenie?
- Dało mi powód do dumy. Jestem mega szczęśliwy, że po tylu latach ciężkiej pracy udało mi się uzyskać tytuł mistrza świata. To jest coś pięknego.
Jaki jest pana kolejny cel?
- Najważniejsze zawody przede mną. Mam na myśli przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskich Głuchych w Tokio. Będę się do tego przygotowywał, a inspirują mnie najlepsi miotacze świata, którzy pchają po 20-23 m, jak Rajindra Campbell, Thomas Walsh, Ryan Crouser.