- Rolnik spod Inowrocławia stanął przed problemem 30 ton cebuli, której kupiec wycofał się w ostatniej chwili.
- Uruchomił sprzedaż bezpośrednią, oferując warzywa w cenach znacznie niższych niż rynkowe.
- Sprawdź, dlaczego taka sytuacja staje się coraz częstsza i jak rolnicy radzą sobie z wyzwaniami polskiego rynku.
Rolnik spod Inowrocławia został z 30 tonami nieodebranej cebuli. Ludzie ruszyli na zakupy do gospodarstwa
Jacek Szwarc prowadzi z żoną gospodarstwo w Szadłowicach w gminie Gniewkowo pod Inowrocławiem (województwo kujawsko-pomorskie).
- Pracujemy razem, o zatrudnieniu kogoś do pomocy mowy nie ma, więc produkujemy tylko tyle, ile sami jesteśmy w stanie ogarnąć - mówi pan Jacek.
W tym sezonie to głównie cebula czerwona i żółta oraz ziemniaki - przede wszystkim przemysłowe, dodatkowo trochę jadalnych.
- Kiedy dałem ogłoszenie, że mam do sprzedania 30 ton czerwonej cebuli - zebranej już z pola, czekającej na przyczepie na kupca, który wycofał się w ostatniej chwili - ludzie zaczęli dopytywać, jakie jeszcze warzywa mogą u mnie kupić. Chcieli cebulę żółtą, więc jak będzie gotowa do zbioru, część przeznaczę do sprzedaży bezpośredniej (resztę mamy zakontraktowaną). Poza tym sadzimy głównie ziemniaki przemysłowe, ale znajdzie się też trochę jadalnych. Teraz nie mamy wyjścia, bo ludzie dopytują - żartuje pan Jacek.
Rolnik spod Inowrocławia: Nie chcę współczucia, pracuję dalej!
Rolnik podkreśla, że ogłaszając w sieci, że sprzeda cebulę, której ktoś nie odebrał, nie chciał się żalić. Choć patrzenie, jak owoce jego wielomiesięcznej pracy niszczeją, bo warzywa tracą na jakości z każdym dniem, boli.
- Niektórzy komentują: współczujemy. My nie potrzebujemy współczucia, nie żalimy się. Pracujemy dalej. Znaleźliśmy sposób, by towar sprzedać, a przy okazji może uda się coś więcej ludziom przekazać: uświadomić, jak długi jest łańcuch dostaw między sklepem a rolnikiem, jak ogromna marża jest po drodze narzucana. Nauczymy też dzieci, skąd się biorą warzywa, dlatego mamy rabat dla tych, którzy przyjadą do nas całą rodziną. Dziadek i tata uczyli mnie, że marnować takich rzeczy nie wolno, więc zapraszam na samozbiory - podkreśla pan Jacek.
60 groszy za kilogram cebuli od rolnika. To nawet 8 razy mniej niż w sklepie!
60 groszy za kilogram to niewiele, ale w skupie nie dostałby wiele więcej.
Rolnik tłumaczy, dlaczego w tym sezonie sytuacja na polskim rynku jest wyjątkowo trudna i tak wiele osób organizuje samozbiory, a w niektórych przypadkach warzywa marnują się na polach. Z jednej strony to klęska urodzaju: ziemniaki czy buraczki obrodziły. Z drugiej - wynik katastrofalnych warunków do uprawy zbóż.
- Część rolników, którzy z reguły uprawiali zboża, z uwagi na warunki pogodowe i hydrologiczne przerzuciło się w ostatniej chwili na warzywa, by cokolwiek zarobić. Bez przygotowania zbytu to się jednak nie mogło udać. Inną kwestią jest to, jakie warzywa możemy znaleźć w marketach w Polsce. Klient czasem nawet nie ma świadomości, że to nie warzywa od polskiego rolnika, a sprowadzone np. z Holandii. Tam funkcjonują rządowe dopłaty do warzyw sprzedawanych za granice, w efekcie nasz rynek zalewają warzywa kupowane po śmiesznie niskiej cenie, tam rolnik się cieszy, bo ma dopłaty, a my zostajemy z niesprzedanymi plonami.
Rolnicy przyznają, że łańcuch dostaw między gospodarstwem a sklepem wydłużył się w ostatnich latach do niebotycznych rozmiarów, każdy z pośredników - nim towar trafi w ręce tego, kto sprzeda go np. do marketu - narzuca swoja marże.
- Za kilogram cebuli żółtej w łupinach w skupie dostanę 15 groszy To śmieszna kwota, nie pokrywa niczego. Czasy są takie, że każdy kilogram warzyw sprzedanych inaczej niż bezpośrednio klientowi to strata - mówi pan Jacek. - Przy takiej cenie to chyba lepiej zostawić te warzywa na polu, niech posłużą jako nawóz. Ale rolnicy zbierają, sprzedają, bo są nauczeni, że jedzenie to wartość - dodaje.
Jak rolnicy rozliczają się po samozbiorach z Fiskusem?
Rolnik musi mieć kasę fiskalną, jeśli jego roczna sprzedaż na rzecz osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych przekroczy 20 tys. zł. Pan Jacek każdą transakcję dokumentuje.
- Każdego spisuję w kajeciku, ale dzięki temu z każdym mogę zamienić dwa słowa. Cudownie patrzeć, jak ludzie przypominają sobie, skąd się biorą warzywa - komentuje rolnik.