Dziecko w polskiej szkole nie jest stawiane na drugim miejscu. Ono zajmuje dopiero miejsce szóste!

2025-10-21 13:03

- Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci. To zupełnie nie o to chodzi, co w programie będzie zawarte, tylko jak podstawa będzie realizowana. Robię 200 rad pedagogicznych rocznie. Wiem, że podstawa programowa w polskiej szkole, jest realizowana fatalnie. Nauczyciel niby program ma, czyli wie, co ma zrobić, a robi to źle - mówi dr Tomasz Wilczewski, były sportowiec, nauczyciel, trener rodziców i nauczycieli.

Basen w Bydgoszczy

i

Autor: Dorota Witt

W Bydgoszczy podczas konferencji nauczycieli wychowania fizycznego eksperci dyskutowali m.in. o nowej podstawie programowej z tego przedmiotu i o sposobach motywowania dzieci. Właśnie o tym miał być nasz wywiad z dr. Tomaszem Wilczewskm, pedagogiem, magistrem wychowania fizycznego, absolwentem AWFiS w Gdańsku, nauczycielem, trenerem. Szybko jednak okazało się, że chcąc mówić o zmianach w polskiej edukacji, rozmawiać należy zupełnie o czym innym. 

"Trudne zachowania dzieci to efekt pedagogiki opartej na strachu, wstydzie, obwinianiu czy przymusie i braku zbieżności z potrzebami dziecka, metod narzucanych przez dorosłego"

- Na konferencji dla nauczycieli w Bydgoszczy mówił pan o tym, jak wydobyć potencjał z każdego dziecka. Jak? 

Dr Tomasz Wilczewski, były sportowiec, nauczyciel, trener rodziców i nauczycieli: - W pierwszej kolejności zajmuję się tym, żeby diagnozować, jakie bodźce wpływają na polskie dzieci i jakie są ich reakcje na nie. Dzisiaj dużo rozmawia się o podstawie programowej, która oczywiście wymaga zmian (sprawy, których należy dzieci uczyć, mają wkraczać w układ przyszłości i ich dorosłego życia, czyli rzeczywistości, która nastąpi za 10-20 lat). Ale dużo, dużo ważniejszą kwestią jest układ wpływów metodycznych, których polscy nauczyciele zostali - może celowo nawet - źle nauczeni i źle oddziaływają na dzieciaki. Stąd biorą się niepożądane reakcje dzieci. To efekt pedagogiki opartej na strachu, wstydzie, obwinianiu czy przymusie i braku zbieżności z potrzebami dziecka, metod narzucanych przez dorosłego.

Szereg tych bodźców powoduje negatywne zachowania dzieci. W zasadzie to nie są negatywne zachowania, wręcz odwrotnie. Są to zdrowe zachowania, poprzez które dzieci się bronią przed naciskiem dorosłych. Szkoła ma dzisiaj nie tyle wyzwanie polegające na reformowaniu podstawy programowej, bo to jest drugorzędne. W pierwszej kolejności musi zacząć inaczej pracować - w systemie uwagowym, w upodmiotowieniu dziecka.

Pamiętam swoje lekcje WF-u w podstawówce jako katorgę. Nauczyciel, zapalony fan piłki nożnej, rzucał nam piłkę do nogi i kazał grać. I tak za każdym razem. To wciąż bolączka uczniów?

- Jest to bolączka, bo dzisiaj przedmiot wychowanie fizyczne, czyli element dyscypliny, jaką jest kultura fizyczna, skłania się tylko ku edukacji sportowej. Oznacza to realizację programu danych dyscyplin, indywidualnych czy zespołowych. Nie sprzyja to jednak szerokiemu rozwojowi człowieka w układzie przede wszystkim dialektyki intelektualnej. Chodzi o różne procesy poznawcze w mózgu, o pewną logikę, wyobrażenie, decyzję, działanie w nagłości, głębokie rozumienie siebie i głębokie rozumienie innych. Lekcje, jakie dziś mamy, nie sprzyjają zdobywaniu kompetencji społecznych, nie sprzyjają wychowaniu dziecka w wartościach takich jak wdzięczność, umiarkowanie, odpowiedzialność, kreatywność, współpraca, odpowiedzialność...

Dziecko w uczestnictwie sportowym buduje swoje imperium, czyli wewnętrzne zasoby wiedzy, umiejętności i kompetencji, przestrzenie, w których może przekładać to, czego się nauczy, na inne sfery życia. Dopiero na końcu jest wartość sportu, ta motoryczna, która jest bardzo mocno zróżnicowana ze względu na rozwój biologiczny dzieci (jednym przychodzi to szybciej, drugim później) i predyspozycje genetyczne do sportu.

Więc przestrzeń wychowania fizycznego powinna być kluczowa dla każdej szkoły, ponieważ wtedy na pierwszym miejscu rozwija się mózg, a nie jest tak traktowana. Dzieci są wykorzystywane przez trenerów do systemu rozgrywek wojewódzkich, szkolnych, krajowych - dla ich korzyści i rezultatów.

"Dziecko schodzi w szkole na szósty plan"

Czyli dziecko schodzi na drugi plan podczas lekcji WF-u w Polsce?

- Nie na drugi, tylko na szósty! System szkolny jest dziś tak skonstruowany, że na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo, na drugim -  organizacja, na trzecim miejscu są przepisy i to na każdej lekcji nie tylko na wychowaniu-fizycznym (musi być bezpiecznie, klasa ma być pięknie wymalowana i wyposażona w atestowane sprzęty).

Organizacja, przepisy - nie brzmi groźnie.

- Organizacja to w praktyce znaczy m.in. nieustannie sprawdzać obecność, choć żyjemy w czasach, w których technologia pozwoliłaby to zmierzyć, sprawdzić, odhaczyć co do sekundy - od wejścia do wyjścia dziecka ze szkoły.

Przepisy, czyli wszelkiego rodzaju indywidualne karty pracy z dzieckiem. Co trzecie dziecko dzisiaj w szkole ma indywidualne potrzeby edukacyjne i nauczyciel teoretycznie powinien dostosować program do każdego z nich. A ja odpowiadam, że powinien pracować normalnie, od początku i wtedy by tych wyzwań nie było. Ale skoro krzywdzimy dzieci m.in. złą pracą z nimi, zamiast robić od razu wszystko dobrze, musimy później indywidualnie podchodzić do każdego. 

Co jeszcze jest w polskiej szkole stawiane przed dzieckiem?

- Na czwartym miejscu jest ta nieszczęsna podstawa programowa, o której mówiliśmy. Na piątym - i tam już nauczycieli nie ma - jest to, jak program nauczania będzie się przydawał w innych przestrzeniach życia i w dorosłości, czy będzie faktycznie funkcjonalny. Każdy z nas wie, że tego Pitagorasa to jeszcze nigdy nie użył, a o budowę pantofelka nikt go nigdy nawet nie zapytał.

I dopiero na szóstym miejscu jest człowiek w pełnym jego rozwoju, czyli jego zdolności kognitywne, psychospołeczne i na końcu fizyczne.

Jeszcze jest siódmy i ósmy poziom, czyli prowadzenie badań i odkrycia naukowe. A odkrycia naukowe to jest przestrzeń, w której tylko dzieci mogą nam pokazać, jak będzie wyglądał nowy świat. Jasne, to ogromne uproszczenie, ale mniej więcej tak to wygląda.

"Człowiek do rozwoju potrzebuje ruchu"

Podstawa programowa wychowania fizycznego dopiero co się zmieniła. To krok w dobrą stronę?

- To jest krok w żadną stronę, bo podstawa programowa od zawsze była dobrze napisana. Problem w tym, że jest źle realizowana. Podstawa programowa, czyli zbiór treści, które nauczyciel ma realizować z uczniami w odpowiednim wieku, jest i był od zawsze całkiem spójny. Powiedziałbym nawet, że kiedyś te podstawy programowe były oparte na jeszcze większych wartościach ludzkich. Dzisiaj są już sparametryzowane do wyrażenia wskaźników wydajności, czyli mierzymy dziecko jak laboratorium, co nie ma najmniejszego sensu. Dziecko jest niespójne w swoich wynikach, jeśli spojrzymy z różnych punktów, bo tak wygląda rozwój dziecka. To zupełnie nie o to chodzi, co w programie będzie zawarte, tylko jak ta podstawa będzie realizowana. Robię 200 rad pedagogicznych rocznie. Wiem, że podstawa programowa w polskiej szkole, jest realizowana fatalnie. Nauczyciel niby program ma, czyli wie, co ma zrobić, a robi to źle.

Wyobraźmy sobie, że remontujemy mieszkanie. Mamy pracownika, który ma dokładny projekt, koncepcję, wie, jak to zrobić, ale robi to zupełnie innymi narzędziami, za długo, nieskutecznie, nawet wbrew przestrzeni, w której się znajduje. Kafelki układa na suficie, a podłogę maluje jak sufit. W szkole jest aż tak źle.

Dzieciaki nie chcą chodzić na lekcje WF-u, masowo kombinują zwolnienia lekarskie. Co zrobić, żeby tak nie było?

- Tu nie chodzi o to, żeby teraz rozpocząć interwencję, czyli dać im więcej ocen, dać więcej nagród, dać im czegokolwiek więcej. Chodzi o to, żeby zastanowić się, jaki bodziec powoduje, że nie chcą przychodzić na zajęcia wychowania fizycznego.

Człowiek rozwija się na pewnych poziomach. W pierwszej kolejności potrzebujemy ruchu. Czyli dziecko wszędzie tam, gdzie idzie, to biegnie. Ma ogromną potrzebę rozpraszania energii, cały czas jest w ruchu, bo ruch łączy się ściśle z rozwojem poznawczym mózgu. Dzieci potrzebują ruchu i nie rezygnują z niego, chcą się bawić, chcą biegać i tak dalej. Wartość ruchu to układ emocji, czyli rozwój emocjonalno-wolicjonalny. To właśnie w ruchu, w głupim berku, dziecko rozwija się w układzie radości szczęścia, gniewu, złości, wstydu, strachu i tak dalej. Wszystkie emocje wewnętrzne, które towarzyszą tej grze, rozwijają dziecko do tego, żeby później w dorosłym życiu sobie pięknie poradziło.

Kolejna wartość edukacji sportowej, to układ imperialny, w którym dziecko nabywa umiejętności, zdobywa wiedzę o tym, co potrafi i wie, co umie sam, co umie w relacji z partnerem, co potrafi w grupie, jak radzi sobie w sytuacji trudnej, czyli dziecko zdobywa wiedzę o sobie, buduje w ten sposób swoje wewnętrzne zasoby, czyli imperium.

I czwarta rzecz, to są relacje. Relacje są fundamentem do tego, żeby mózg się rozwijał i to w wymianie różnopokoleniowej. Dzieci starsze od młodszych nawzajem się uczą, to wymiana dóbr. Stąd ściąganie jest najlepszą formą dydaktyczną w szkole i niestety jest zabronione. To wszystko jest istotne do 13 roku życia. A jeżeli to się nie wydarzy, to w wieku 14, 15, 16 lat człowiek przejawia negatywne zachowania. 17-latek zaczyna patrzeć na świat jak dorosły.

A zatem dzieci nie chcą przychodzić na zajęcia wychowania fizycznego czy w ogóle do szkoły, bo tam rządzą dorośli i ustawiają zasady, które są zbieżne z nimi, a nie z dziećmi. Dorośli szkodzą dzieciom, nawet o tym nie wiedząc, bo po prostu myślą, że dziecko to mały dorosły, a nie człowiek, który jest codziennie w jakimś momencie swojego rozwoju i codziennie przychodzi ze swoimi wynikami, myślami, refleksjami, oczekiwaniami do domu.

"Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci"

My jako rodzice pewnie nie zmienimy systemu. Co możemy zrobić, żeby dzieciakom było łatwiej na tych lekcjach WF-u i w ogóle w szkole wytrwać? 

- To jest pytanie z błędną podstawą logiczną. Wysyłamy dziecko do miejsca, gdzie będzie chorować, a w domu dajemy mu lekarstwo, żeby  trochę mniej bolało. Nawet bardziej obrazowo powiem: wkładasz dziecko do piekarnika, a potem wyciągasz i smarujesz kremem, żeby tak bardzo nie piekło. Całkowicie się nie zgadzam z tezą, że rodzice szkoły nie zmienią. To rodzic dziś jest klientem dla szkoły i może zrobić wszystko, żeby w szkole zaczęło się inaczej dziać. Cały czas rozmawiamy o tym, żeby mniej bolało, a ja bym chciał, żeby polskie dzieci nie bolało, tylko żeby cały czas były w układzie rozwoju, poznania siebie, poznania swoich predyspozycji, poznania innych. Żeby były pozytywne  efekty pracy, która dzisiaj w przymusowej edukacji trwa 20 lat - od przedszkola do liceum i studiów  mniej więcej tyle to zajmuje. Żeby ten 25-latek jako osoba dorosła miał wiedzę o sobie, miał rozwinięty układ społeczny, żył w miłości do siebie, a nie cały czas w poczuciu przymusu i poszukiwaniu sensu życia.

Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci.

Dbanie o jakie takie wyniki w testach europejskich, czy to z czytania, czy liczenia, to tylko pudrowanie trupa. Matury są układane tak, żeby była zdawalność, żeby było się czym pochwalić, a edukacja leży i to na każdym kroku widzimy. A więc nawet ta fundamentalna sprawa, czyli rola dydaktyczna, przekazywanie wiedzy dzisiaj w polskiej szkole nie działa dobrze, bo nie rozumiemy człowieka, z którym pracujemy.

Po prostu neurobiologiczne używamy narzędzi, które są nieskuteczne albo przeciwskuteczne do tego, żeby człowiek chciał się uczyć.

Jak pan sobie wyobraża szkołę dzisiaj?

- Wcale nie muszę sobie tego wyobrażać, bo ja to codziennie robię. Są już dziesiątki, jak nie setki trenerów czy nauczycieli w Polsce, którzy w ten sposób bronią dzieci przed systemem.

Dlaczego szkoła łączy dzieci w tej samej grupie wiekowej, skoro jest to nierealne środowisko w dorosłym życiu? Nikt z nas nie spotyka się z równolatkami na co dzień, ewentualnie raz w roku na jakimś zjeździe. Generalnie współdziałamy się z ludźmi starszymi, młodszymi o kilka, kilkanaście lat i w takich grupach funkcjonujemy. A co nas łączy? Łączą nas grupy zainteresowań. Czyli pierwszą rzeczą, którą należałoby zrobić to zlikwidować przymus szkolny, polegający na tym, że dziecko ma siedzieć z rówieśnikami na lekcjach u 10 nauczycieli z różnych przedmiotów. Same dzieci o tym mówią: dlaczego ja mam się wszystkiego nauczyć, a nauczycieli jest tylu, każdy od czego innego? To ważna zmiana: dać dziecku dobrowolność w wyborze, czego się będzie uczyło. Rozwój cywilizacyjny nie bierze się z tego, że umiemy wszystkiego po trochu, to suma talentów różnych od siebie, indywidualnych osób daje postęp.

Kolejne rzeczy to oczywiście ławki szkolne, konieczność siedzenia niemal cały dzień. Dzieci mają być w ruchu, mają być w emocjach, mają mówić, mają być w relacji, bo tak wygląda proces zdobywania wiedzy.

"Trudno trafić do niektórych nauczycieli, bo system im powiedział, co mają myśleć"

Po szkole wynudzone i zmęczone dzieciaki idą na zajęciach dodatkowe. Mój syn, który nie znosi angielskiego w szkole, po prywatnych zajęciach popołudniowych powiedział ostatnio, że gdyby takie były w szkole, angielski mógłby być codziennie.

- To dowód na to, że szkoła jest niepotrzebna i tam nauczyciel, który dostaje państwowe pieniądze, nie robi swojej pracy dobrze i trzeba zaprowadzić dziecko do układu prywatnego. Szkoda czasu tych dzieci. Ale dlaczego tak się dzieje? Bo nam, nauczycielom wpojono przekonanie, że musimy nauczyć dziecko, ocenić, zabrać mu całkowicie refleksję, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za wszystko. Efekt tego działania jest taki, że nauczyciel po lekcji jest zmęczony, idzie na przerwę, żeby odpocząć. Wszyscy słyszeliśmy hasło: Przerwa jest dla nauczyciela! Powinno być zupełnie odwrotnie. To dziecko ma wyjść na przerwę zmęczone. Dzieci mają inną dynamikę i one mają być fizycznie zmęczone. Dzisiaj szkoła tego nie daje, dziecko dopiero poza szkołą realizuje siebie, na zajęciach, które sobie samo wybierze. Tam dopiero chce dobrowolnie, z satysfakcją wykonywać pewne czynności, osiągać próg pobudzenia psychomotorycznego, czyli stan, w którym ciało i myśli działają w doskonalej harmonii i następuje tworzenie. A tworzenie jest wyrazem talentu.

W szkole dzisiaj nie ma talentów, bo indywidualne potencjały dziecka są rozpraszane na rzeczy, które go nie interesują i tak naprawdę go umartwiają: nie mogę napisać pięknego listu, nie mogę iść grać na instrumencie, nie mogę grać w piłkę, bo mam do odrobienia pracę domową z innego przedmiotu. I tak właśnie się Polaków traktuje od lat w myśl pedagogiki pruskiej, rosyjskiej i bezstresowej. Cały czas - zamiast móc ze swobodną uruchomić się do tworzenia wielkich rzeczy, jesteśmy dotykani, uwrażliwiani rzeczami zbędnymi, które są nam do niczego niepotrzebne.

"Pedagodzy otrzymali przez lata prosty przekaz: nawet jeśli jestem beznadziejny, to i tak w tej placówce będę pracował. Nikt mi nic nie zrobi!"

Nauczyciele dają się przekonać do zmiany?

- Trudno trafić do niektórych nauczycieli, bo system im powiedział, co mają myśleć. Nastąpiło okopanie nauczyciela układem karty nauczyciela, a jego autorytet dziś nie istnieje. Ostatnio pani minister powiedziała, że dążymy do coraz większych zarobków, żeby zwiększyć ten autorytet nauczyciela. To znowu myślenie dorosłych. Dla żadnego dziecka nie będzie miało znaczenie, ile nauczyciel zarabia, tylko jak wpływa na niego. Czy używa wstydu, strachu, przymusu i tłumaczenia, czy wręcz odwrotnie - pozwala dziecku się komunikować, współpracować, zapewnia mu prawidłowy proces zdobywania umiejętności, stwarza możliwość budowania wspomniane imperium. Autorytet nauczyciela to jest to, jak wpływa na dziecko tym, co mówi i jakich form dydaktycznych, w jakich momentach używa. To kluczowa sprawa!

A pedagodzy otrzymali przez lata prosty przekaz: nawet jeśli jestem beznadziejny, to i tak w tej placówce będę pracował. Nikt mi nic nie zrobi! Ewentualnym straszakiem było słynne przeniesienia do biblioteki. Równocześnie pokutuje socjalistyczne podejście: jak ktoś się wybija, jest najlepszy, skłania się go, żeby się wycofał z pewnych rzeczy, bo po co zmieniać, skoro od lat jest tak samo dobrze i jakoś działa. Jestem krytyczny, ale zgadzam się z tym, że nauczyciel nie może pracować jeszcze dłużej, powinien zarabiać więcej. Jestem na tak w myśl wsparcia nauczycieli. Ale trzeba zacząć pracować inaczej na człowieku, jakim jest dziecko.

Raz, dwa, trzy psycholog patrzy

W polskich szkołach pracują też psycholodzy. Oczywiście ich podstawowe zadania to praca z dziećmi, ale i podczas rad pedagogicznych, i podczas omawiania sytuacji konkretnych uczniów współpracują z pedagogami, poznają ich codzienne rozterki, przyglądają się, jak realizują swoje obowiązki, widzą, czego im brakuje, a czego mają nadto. O tym, jak z tej perspektywy wygląda praca nauczycieli, mówi Monika Misiak, psycholożka pracującą w jednej z placówek w Kujawsko-Pomorskiem. 

Jak zauważa ekspertka, w debacie o edukacji zbyt często pomija się realne warunki pracy nauczycieli oraz skalę odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa.

- Wciąż zbyt często cała odpowiedzialność za funkcjonowanie systemu edukacji przerzucana jest na nauczycieli. Oczywiście są oni bezpośrednimi wykonawcami procesów dydaktycznych, jednak ich możliwości działania są coraz bardziej ograniczane przez przepisy, biurokrację i obciążenia administracyjne. Nauczyciele nie zawsze mają realne warunki do rzetelnej realizacji swoich obowiązków — zarówno w sensie organizacyjnym, jak i prawnym - mówi Monika Misiak.

"Nauczyciele są sfrustrowani, mają poczucie niesprawiedliwości"

Wskazuje, że przykładem mogą być ostatnie zmiany w rozporządzeniach dotyczących rozliczania czasu pracy nauczycieli. W sytuacji, gdy nauczyciel uczestniczy w szkoleniu delegowanym przez dyrektora, traci prawo do wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe, które w tym czasie przypadałyby mu w szkole.

- Co więcej, jeśli szkolenie trwa dłużej niż jego standardowy czas pracy, nikt nie rekompensuje tego dodatkowego wysiłku. To rodzi poczucie niesprawiedliwości i frustracji. Podobne sytuacje dotyczą organizacji wycieczek szkolnych — zdarza się, że nauczyciel ponosi koszty za uczniów, którzy ostatecznie, na ostatni moment, rezygnują z wyjazdu. To pokazuje, jak wiele zadań i odpowiedzialności przerzucanych jest na nauczycieli, często bez odpowiedniego wsparcia systemowego.

Psycholożka podkreśla, że w szkołach coraz częściej pojawiają się wartościowe inicjatywy edukacyjne wychodzące poza mury placówki — takie jak akcje społeczne czy projekty w przestrzeni miejskiej.

- Przykładem może być Tydzień Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci, w ramach którego uczniowie angażowali się w działania poza szkołą, rozmawiali z mieszkańcami, rozdawali ulotki i prezentowali własne transparenty. - Takie doświadczenia uczą dzieci kompetencji społecznych i obywatelskich w sposób naturalny, poprzez działanie. Niestety, takich form nauki wciąż jest zbyt mało w polskich szkołach - mówi Monika Misiak.

"Jeżeli chcemy, by edukacja rozwijała się w dobrym kierunku, powinniśmy skupić się na poprawie warunków pracy nauczycieli"

Ekspertka zauważa, że problemem jest nadmiar dokumentacji, którą nauczyciele muszą wypełniać — od planów pracy, przez ewaluacje, po szczegółowe sprawozdania z każdej formy wsparcia ucznia.

- W efekcie coraz mniej czasu pozostaje na realny kontakt z dzieckiem. Podobne zjawisko obserwujemy nawet w żłobkach, gdzie opiekunowie – mimo braku wyższego wykształcenia – obciążani są obowiązkiem tworzenia licznych raportów i samoocen, zamiast w pełni poświęcać się opiece nad najmłodszymi - mówi Monika Misiak. Zbyt często w debacie publicznej pojawia się narracja, że nauczyciele mają zbyt dużo wolnego lub za mało godzin pracy. Tymczasem rzeczywistość jest odwrotna – wielu z nich poświęca swój prywatny czas na przygotowanie zajęć, opracowywanie materiałów, uczestnictwo w spotkaniach zespołów interdyscyplinarnych czy tworzenie dokumentacji dotyczącej poszczególnych uczniów. To osoby, które myślą o swoich wychowankach także po zakończeniu lekcji. Jeżeli chcemy, by edukacja rozwijała się w dobrym kierunku, powinniśmy skupić się nie na krytyce nauczycieli, ale na poprawie warunków ich pracy i odciążeniu ich z nadmiernych obowiązków biurokratycznych. Dopiero wtedy będą mogli w pełni realizować swoją misję – wspierać rozwój dzieci i młodzieży, ucząc ich nie tylko wiedzy przedmiotowej, ale też umiejętności społecznych, empatii i odpowiedzialności - dodaje.

Polski uczeń czuje się na lekcjach fatalnie, wyniki ma lepsze od kolegów z innych krajów. Co mówią nam o szkole międzynarodowe testy? 

Jednym ze sposobów zmierzenia efektów nauczania są międzynarodowe testy. Polscy uczniowie biorą udział m.in. w badaniu TIMSS (Trends in International Mathematics and Science Study), organizowanym co cztery lata dla czwartoklasistów. W ostatniej edycji, w 2023 roku, okazało się, że są fenomenalni jeśli chodzi o naukę matematyki i nauk przyrodniczych. I że fatalnie się w szkole czują. Szczegóły można znaleźć w raporcie z badania. Poniżej zestawiamy jego najistotniejsze wnioski. 

Polscy uczniowie szkół podstawowych po raz kolejny udowodnili, że należą do światowej czołówki. W międzynarodowym badaniu TIMSS 2023 zajęli wysokie miejsca zarówno w matematyce, jak i w przyrodzie. Wyniki pokazują, że nauczanie w Polsce przynosi efekty, choć nie brakuje wyzwań – zwłaszcza w sferze emocjonalnej i motywacyjnej uczniów oraz w sytuacji nauczycieli.

Czym jest TIMSS?

  • TIMSS (Trends in International Mathematics and Science Study) to jedno z największych na świecie badań edukacyjnych.
  • Co cztery lata sprawdza ono, jak uczniowie z różnych krajów radzą sobie z matematyką i naukami przyrodniczymi. W edycji 2023 uczestniczyło 58 krajów.
  • Za organizację odpowiada Międzynarodowe Stowarzyszenie Mierzenia Osiągnięć Szkolnych (IEA).
  • Wszystkie kraje stosują te same procedury, a przebieg testów jest ściśle kontrolowany.

Polscy uczniowie świetnie rozwiązują zadania matematyczne 

Średni wynik polskich czwartoklasistów z matematyki wyniósł 546 punktów, co dało Polsce 10. miejsce na świecie. Lepsze rezultaty uzyskano tylko w siedmiu krajach, głównie w Azji. W pierwszej dziesiątce oprócz Polski znalazły się jedynie dwa inne kraje europejskie – Litwa i Anglia.

Polskie dzieci osiągnęły wyraźny postęp. W porównaniu z 2019 rokiem ich wynik wzrósł aż o 26 punktów, a w stosunku do 2015 – o 11 punktów. Już 83 proc. uczniów osiągnęło co najmniej średni poziom umiejętności, a 14 proc.  uplasowało się na najwyższym poziomie. Tylko 4 proc. uzyskało wyniki poniżej minimum.

W matematyce utrzymuje się jednak wyraźna różnica między płciami – chłopcy zdobyli średnio o 11 punktów więcej niż dziewczęta. Przewaga ta pojawiła się w 2019 roku i w 2023 jeszcze się zwiększyła.

Czwartoklasiści z polskich szkół są świetni z przyrody 

Jeszcze wyższy wynik Polska uzyskała w przyrodzie – 550 punktów, co oznacza 7. miejsce na świecie. Lepsze rezultaty odnotowano jedynie w czterech krajach. W czołówce obok Polski znalazły się Anglia i Finlandia, a liderami pozostają Singapur, Korea Południowa i Tajwan.

Większość polskich uczniów – 72 proc. – osiągnęła poziom co najmniej średni, a tylko 3 proc. uzyskało wyniki poniżej niskiego. Także w przyrodzie 14 proc. dzieci znalazło się na najwyższym poziomie umiejętności. Co ważne, nie stwierdzono różnic między dziewczętami a chłopcami – osiągają podobne wyniki.

Średni wynik w porównaniu z 2019 rokiem wzrósł o 19 punktów, a w stosunku do 2015 pozostał na bardzo zbliżonym poziomie. Zmniejszył się odsetek uczniów słabszych, a przybyło tych o najwyższych osiągnięciach.

Kto uczy polskie dzieci - szkoła czy rodzice? 

Polscy rodzice należą do najbardziej zaangażowanych na świecie – tylko w sześciu krajach częściej biorą udział w zabawach rozwijających czytanie i liczenie przed pójściem dziecka do szkoły. Aktywność rodziców ma wymierne efekty: dzieci, których opiekunowie często wspierają je w nauce, zdobywają średnio 558 punktów z matematyki i 562 z przyrody – znacznie więcej niż rówieśnicy z mniej aktywnych rodzin.

Nauczyciele – doświadczeni, ale przemęczeni

Polscy nauczyciele to jedna z najbardziej doświadczonych kadr w badaniu. Średni staż pracy wynosi 24 lata w przypadku matematyki i 25 lat w przyrodzie, a tylko 15 proc. nauczycieli ma mniej niż 40 lat.

Prawie wszyscy mają wyższe wykształcenie magisterskie, często kierunkowe – to wynik wyróżniający Polskę na tle innych państw. Jednak mimo wysokich kwalifikacji, nauczyciele nie czują się doceniani. Pod względem satysfakcji zawodowej Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc – nauczyciele matematyki są przedostatni, a przyrody – na samym końcu rankingu.

Najczęstsze bolączki polskich nauczycieli to przeładowane programy nauczania, nadmiar biurokracji i brak czasu na indywidualną pracę z uczniami. Wielu z nich deklaruje, że lubi swoją pracę, ale brakuje im poczucia dumy i wsparcia.

Świetne wyniki, słabsza motywacja

Choć wyniki uczniów są bardzo dobre, ich nastawienie do nauki budzi niepokój. Coraz mniej dzieci lubi matematykę i przyrodę, a zainteresowanie tymi przedmiotami systematycznie maleje. Wśród 58 krajów to właśnie polscy uczniowie najrzadziej oceniają naukę jako przystępną i ciekawą.

Matematykę częściej lubią chłopcy, przyrodę – dziewczęta, choć różnice nie są duże. Niestety, nawet mimo wysokich wyników, polscy czwartoklasiści mają niskie poczucie pewności siebie w tych dziedzinach.

Polskie dzieci nie chcą chodzić do szkoły, czują się tam źle 

Z badań wynika, że 60 proc. uczniów lubi chodzić do szkoły, ale ich poczucie przynależności do szkolnej społeczności jest najniższe spośród wszystkich krajów uczestniczących w badaniu. 

- Polskich uczniów charakteryzuje deklarowane niskie poczucie przynależności do szkoły – nie lubią do niej chodzić i nie czują się z nią związani. Poczucie przynależności do szkoły zmierzone w 2023 roku jest wyjątkowo niskie, choć na tle innych krajów było już bardzo niskie w latach ubiegłych. Na podstawie obserwacji zmian w systemach edukacyjnych innych krajów można powiedzieć, że polska szkoła powinna większą wagę przywiązywać do budowania dobrych relacji między nauczycielami i uczniami oraz między samymi rówieśnikami, a także rozwijać społeczne umiejętności miękkie, takie jak współpraca w grupie, komunikacja, rozwiązywanie problemów, oraz zwracać uwagę na stan emocjonalny i psychiczny uczniów. Niezbędne wydaje się zintensyfikowanie wsparcia szkoleniowego w tym zakresie dla nauczycieli, pedagogów i psychologów szkolnych oraz zapewnienie im zestawu narzędzi wspierających wszechstronny rozwój uczniów w zakresie radzenia sobie ze stresem i emocjami, skutecznej komunikacji i kreowania współpracy w ramach różnorodnych grup rówieśników - czytamy w raporcie Osiągnięcia matematyczne i przyrodnicze czwartoklasistów. TIMSS 2023: trendy, wyzwania, perspektywy.

Aż jedna piąta uczniów skarży się na zakłócenia podczas prawie każdej lekcji matematyki, takie jak hałas czy przerywanie nauczycielowi. Na lekcjach przyrody podobne problemy występują u 16 proc. dzieci.

Mniej niż w innych krajach, ale wciąż obecne jest zjawisko dręczenia rówieśniczego. 62 proc. uczniów deklaruje, że nie doświadcza przemocy ze strony kolegów, jednak pozostali spotykają się z wyśmiewaniem, wykluczaniem z zabaw czy rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji. Uczniowie, którzy nie są ofiarami dręczenia, osiągają zdecydowanie lepsze wyniki w nauce.

Quiz. Polski sport w czasach PRL. Jak dobrze pamiętasz tamte wydarzenia?
Pytanie 1 z 15
Kto zdobył złoty medal olimpijski w pchnięciu kulą na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku?
Katarzyna Zillmann grzmi na temat WF-u w szkołach