Dziecko w polskiej szkole nie jest stawiane na drugim miejscu. Ono zajmuje dopiero miejsce szóste!

2025-10-17 14:55

- Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci. To zupełnie nie o to chodzi, co w programie będzie zawarte, tylko jak podstawa będzie realizowana. Robię 200 rad pedagogicznych rocznie. Wiem, że podstawa programowa w polskiej szkole, jest realizowana fatalnie. Nauczyciel niby program ma, czyli wie, co ma zrobić, a robi to źle - mówi dr Tomasz Wilczewski, były sportowiec, nauczyciel, trener rodziców i nauczycieli

Basen w Bydgoszczy

i

Autor: Dorota Witt

W Bydgoszczy podczas konferencji nauczycieli wychowania fizycznego eksperci rozmawiali m.in. o nowej podstawie programowej z tego przedmiotu i o sposobach motywowania dzieci.

Rozmowa z dr. Tomaszem Wilczewskm, pedagogiem, magistrem wychowania fizycznego, absolwentem AWFiS w Gdańsku, nauczycielem, trenerem.

"Trudne zachowania dzieci to efekt pedagogiki opartej na strachu, wstydzie, obwinianiu czy przymusie i braku zbieżności z potrzebami dziecka, metod narzucanych przez dorosłego"

- Na konferencji dla nauczycieli w Bydgoszczy mówił pan o tym, jak wydobyć potencjał z każdego dziecka. Jak? 

Dr Tomasz Wilczewski, były sportowiec, nauczyciel, trener rodziców i nauczycieli: - W pierwszej kolejności zajmuję się tym, żeby diagnozować, jakie bodźce wpływają na polskie dzieci i jakie są ich reakcje na nie. Dzisiaj dużo rozmawia się o podstawie programowej, która oczywiście wymaga zmian (sprawy, których należy dzieci uczyć, mają wkraczać w układ przyszłości i ich dorosłego życia, czyli rzeczywistości, która nastąpi za 10-20 lat). Ale dużo, dużo ważniejszą kwestią jest układ wpływów metodycznych, których polscy nauczyciele zostali - może celowo nawet - źle nauczeni i źle oddziaływują na dzieciaki. Stąd biorą się niepożądane reakcje dzieci. To efekt pedagogiki opartej na strachu, wstydzie, obwinianiu czy przymusie i braku zbieżności z potrzebami dziecka, metod narzucanych przez dorosłego.

Szereg tych bodźców powoduje negatywne zachowania dzieci. W zasadzie to nie są negatywne zachowania, wręcz odwrotnie. Są to zdrowe zachowania, poprzez które dzieci się bronią przed naciskiem dorosłych. Szkoła ma dzisiaj nie tyle wyzwanie polegające na reformowaniu podstawy programowej, bo to jest drugorzędne. W pierwszej kolejności musi zacząć inaczej pracować - w systemie uwagowym, w upodmiotowieniu dziecka.

Pamiętam swoje lekcje WF-u w podstawówce jako katorgę. Nauczyciel, zapalony fan piłki nożnej, rzucał nam piłkę do nogi i kazał grać. I tak za każdym razem. To wciąż bolączka uczniów?

- Jest to bolączka, bo dzisiaj przedmiot wychowanie fizyczne, czyli element dyscypliny, jaką jest kultura fizyczna, skłania się tylko ku edukacji sportowej. Oznacza to realizację programu danych dyscyplin, indywidualnych czy zespołowych. Nie sprzyja to jednak szerokiemu rozwojowi człowieka w układzie przede wszystkim dialektyki intelektualnej. Chodzi o różne procesy poznawcze w mózgu, o pewną logikę, wyobrażenie, decyzję, działanie w nagłości, głębokie rozumienie siebie i głębokie rozumienie innych. Lekcje, jakie dziś mamy, nie sprzyjają zdobywaniu kompetencji społecznych, nie sprzyjają wychowaniu dziecka w wartościach takich jak wdzięczność, umiarkowanie, odpowiedzialność, kreatywność, współpraca, odpowiedzialność...

Dziecko w uczestnictwie sportowym buduje swoje imperium, czyli wewnętrzne zasoby wiedzy, umiejętności i kompetencji, przestrzenie, w których może przekładać to, czego się nauczy, na inne sfery życia. Dopiero na końcu jest wartość sportu, ta motoryczna, która jest bardzo mocno zróżnicowana ze względu na rozwój biologiczny dzieci (jednym przychodzi to szybciej, drugim później) i predyspozycje genetyczne do sportu.

Więc przestrzeń wychowania fizycznego powinna być kluczowa dla każdej szkoły, ponieważ wtedy na pierwszym miejscu rozwija się mózg, a nie jest tak traktowana. Dzieci są wykorzystywane przez trenerów do systemu rozgrywek wojewódzkich, szkolnych, krajowych - dla ich korzyści i rezultatów.

"Dziecko schodzi w szkole na szósty plan"

Czyli dziecko schodzi na drugi plan podczas lekcji WF-u w Polsce?

- Nie na drugi, tylko na szósty! System szkolny jest dziś tak skonstruowany, że na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo, na drugim -  organizacja, na trzecim miejscu są przepisy i to na każdej lekcji nie tylko na wychowaniu-fizycznym (musi być bezpiecznie, klasa ma być pięknie wymalowana i wyposażona w atestowane sprzęty).

Organizacja, przepisy - nie brzmi groźnie.

- Organizacja to w praktyce znaczy m.in. nieustannie sprawdzać obecność, choć żyjemy w czasach, w których technologia pozwoliłaby to zmierzyć, sprawdzić, odhaczyć co do sekundy - od wejścia do wyjścia dziecka ze szkoły.

Przepisy, czyli wszelkiego rodzaju indywidualne karty pracy z dzieckiem. Co trzecie dziecko dzisiaj w szkole ma indywidualne potrzeby edukacyjne i nauczyciel teoretycznie powinien dostosować program do każdego z nich. A ja odpowiadam, że powinien pracować normalnie, od początku i wtedy by tych wyzwań nie było. Ale skoro krzywdzimy dzieci m.in. złą pracą z nimi, zamiast robić od razu wszystko dobrze, musimy później indywidualnie podchodzić do każdego. 

Co jeszcze jest w polskiej szkole stawiane przed dzieckiem?

- Na czwartym miejscu jest ta nieszczęsna podstawa programowa, o której mówiliśmy. Na piątym - i tam już nauczycieli nie ma - jest to, jak program nauczania będzie się przydawał w innych przestrzeniach życia i w dorosłości, czy będzie faktycznie funkcjonalny. Każdy z nas wie, że tego Pitagorasa to jeszcze nigdy nie użył, a o budowę pantofelka nikt go nigdy nawet nie zapytał.

I dopiero na szóstym miejscu jest człowiek w pełnym jego rozwoju, czyli jego zdolności kognitywne, psychospołeczne i na końcu fizyczne.

Jeszcze jest siódmy i ósmy poziom, czyli prowadzenie badań i odkrycia naukowe. A odkrycia naukowe to jest przestrzeń, w której tylko dzieci mogą nam pokazać, jak będzie wyglądał nowy świat. Jasne, to ogromne uproszczenie, ale mniej więcej tak to wygląda.

"Człowiek do rozwoju potrzebuje ruchu"

Podstawa programowa wychowania fizycznego dopiero co się zmieniła. To krok w dobrą stronę?

- To jest krok w żadną stronę, bo podstawa programowa od zawsze była dobrze napisana. Problem w tym, że jest źle realizowana. Podstawa programowa, czyli zbiór treści, które nauczyciel ma realizować z uczniami w odpowiednim wieku, jest i był od zawsze całkiem spójny. Powiedziałbym nawet, że kiedyś te podstawy programowe były oparte na jeszcze większych wartościach ludzkich. Dzisiaj są już sparametryzowane do wyrażenia wskaźników wydajności, czyli mierzymy dziecko jak laboratorium, co nie ma najmniejszego sensu. Dziecko jest niespójne w swoich wynikach, jeśli spojrzymy z różnych punktów, bo tak wygląda rozwój dziecka. To zupełnie nie o to chodzi, co w programie będzie zawarte, tylko jak ta podstawa będzie realizowana. Robię 200 rad pedagogicznych rocznie. Wiem, że podstawa programowa w polskiej szkole, jest realizowana fatalnie. Nauczyciel niby program ma, czyli wie, co ma zrobić, a robi to źle.

Wyobraźmy sobie, że remontujemy mieszkanie. Mamy pracownika, który ma dokładny projekt, koncepcję, wie, jak to zrobić, ale robi to zupełnie innymi narzędziami, za długo, nieskutecznie, nawet wbrew przestrzeni, w której się znajduje. Kafelki układa na suficie, a podłogę maluje jak sufit. W szkole jest aż tak źle.

Dzieciaki nie chcą chodzić na lekcje WF-u, masowo kombinują zwolnienia lekarskie. Co zrobić, żeby tak nie było?

- Tu nie chodzi o to, żeby teraz rozpocząć interwencję, czyli dać im więcej ocen, dać więcej nagród, dać im czegokolwiek więcej. Chodzi o to, żeby zastanowić się, jaki bodziec powoduje, że nie chcą przychodzić na zajęcia wychowania fizycznego.

Człowiek rozwija się na pewnych poziomach. W pierwszej kolejności potrzebujemy ruchu. Czyli dziecko wszędzie tam, gdzie idzie, to biegnie. Ma ogromną potrzebę rozpraszania energii, cały czas jest w ruchu, bo ruch łączy się ściśle z rozwojem poznawczym mózgu. Dzieci potrzebują ruchu i nie rezygnują z niego, chcą się bawić, chcą biegać i tak dalej. Wartość ruchu to układ emocji, czyli rozwój emocjonalno-wolicjonalny. To właśnie w ruchu, w głupim berku, dziecko rozwija się w układzie radości szczęścia, gniewu, złości, wstydu, strachu i tak dalej. Wszystkie emocje wewnętrzne, które towarzyszą tej grze, rozwijają dziecko do tego, żeby później w dorosłym życiu sobie pięknie poradziło.

Kolejna wartość edukacji sportowej, to układ imperialny, w którym dziecko nabywa umiejętności, zdobywa wiedzę o tym, co potrafi i wie, co umie sam, co umie w relacji z partnerem, co potrafi w grupie, jak radzi sobie w sytuacji trudnej, czyli dziecko zdobywa wiedzę o sobie, buduje w ten sposób swoje wewnętrzne zasoby, czyli imperium.

I czwarta rzecz, to są relacje. Relacje są fundamentem do tego, żeby mózg się rozwijał i to w wymianie różnopokoleniowej. Dzieci starsze od młodszych nawzajem się uczą, to wymiana dóbr. Stąd ściąganie jest najlepszą formą dydaktyczną w szkole i niestety jest zabronione. To wszystko jest istotne do 13 roku życia. A jeżeli to się nie wydarzy, to w wieku 14, 15, 16 lat człowiek przejawia negatywne zachowania. 17-latek zaczyna patrzeć na świat jak dorosły.

A zatem dzieci nie chcą przychodzić na zajęcia wychowania fizycznego czy w ogóle do szkoły, bo tam rządzą dorośli i ustawiają zasady, które są zbieżne z nimi, a nie z dziećmi. Dorośli szkodzą dzieciom, nawet o tym nie wiedząc, bo po prostu myślą, że dziecko to mały dorosły, a nie człowiek, który jest codziennie w jakimś momencie swojego rozwoju i codziennie przychodzi ze swoimi wynikami, myślami, refleksjami, oczekiwaniami do domu.

"Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci"

My jako rodzice pewnie nie zmienimy systemu. Co możemy zrobić, żeby dzieciakom było łatwiej na tych lekcjach WF-u i w ogóle w szkole wytrwać? 

- To jest pytanie z błędną podstawą logiczną. Wysyłamy dziecko do miejsca, gdzie będzie chorować, a w domu dajemy mu lekarstwo, żeby  trochę mniej bolało. Nawet bardziej obrazowo powiem: wkładasz dziecko do piekarnika, a potem wyciągasz i smarujesz kremem, żeby tak bardzo nie piekło. Całkowicie się nie zgadzam z tezą, że rodzice szkoły nie zmienią. To rodzic dziś jest klientem dla szkoły i może zrobić wszystko, żeby w szkole zaczęło się inaczej dziać. Cały czas rozmawiamy o tym, żeby mniej bolało, a ja bym chciał, żeby polskie dzieci nie bolało, tylko żeby cały czas były w układzie rozwoju, poznania siebie, poznania swoich predyspozycji, poznania innych. Żeby były pozytywne  efekty pracy, która dzisiaj w przymusowej edukacji trwa 20 lat - od przedszkola do liceum i studiów  mniej więcej tyle to zajmuje. Żeby ten 25-latek jako osoba dorosła miał wiedzę o sobie, miał rozwinięty układ społeczny, żył w miłości do siebie, a nie cały czas w poczuciu przymusu i poszukiwaniu sensu życia.

Rodzice, zacznijcie zmieniać edukację! Wejdźcie do szkoły i powiecie prosto: albo robimy po nowemu, albo zabieramy stąd dzieci.

Dbanie o jakie takie wyniki w testach europejskich, czy to z czytania, czy liczenia, to tylko pudrowanie trupa. Matury są układane tak, żeby była zdawalność, żeby było się czym pochwalić, a edukacja leży i to na każdym kroku widzimy. A więc nawet ta fundamentalna sprawa, czyli rola dydaktyczna, przekazywanie wiedzy dzisiaj w polskiej szkole nie działa dobrze, bo nie rozumiemy człowieka, z którym pracujemy.

Po prostu neurobiologiczne używamy narzędzi, które są nieskuteczne albo przeciwskuteczne do tego, żeby człowiek chciał się uczyć.

Jak pan sobie wyobraża szkołę dzisiaj?

- Wcale nie muszę sobie tego wyobrażać, bo ja to codziennie robię. Są już dziesiątki, jak nie setki trenerów czy nauczycieli w Polsce, którzy w ten sposób bronią dzieci przed systemem.

Dlaczego szkoła łączy dzieci w tej samej grupie wiekowej, skoro jest to nierealne środowisko w dorosłym życiu? Nikt z nas nie spotyka się z równolatkami na co dzień, ewentualnie raz w roku na jakimś zjeździe. Generalnie współdziałamy się z ludźmi starszymi, młodszymi o kilka, kilkanaście lat i w takich grupach funkcjonujemy. A co nas łączy? Łączą nas grupy zainteresowań. Czyli pierwszą rzeczą, którą należałoby zrobić to zlikwidować przymus szkolny, polegający na tym, że dziecko ma siedzieć z rówieśnikami na lekcjach u 10 nauczycieli z różnych przedmiotów. Same dzieci o tym mówią: dlaczego ja mam się wszystkiego nauczyć, a nauczycieli jest tylu, każdy od czego innego? To ważna zmiana: dać dziecku dobrowolność w wyborze, czego się będzie uczyło. Rozwój cywilizacyjny nie bierze się z tego, że umiemy wszystkiego po trochu, to suma talentów różnych od siebie, indywidualnych osób daje postęp.

Kolejne rzeczy to oczywiście ławki szkolne, konieczność siedzenia niemal cały dzień. Dzieci mają być w ruchu, mają być w emocjach, mają mówić, mają być w relacji, bo tak wygląda proces zdobywania wiedzy.

"Trudno trafić do niektórych nauczycieli, bo system im powiedział, co mają myśleć"

Po szkole wynudzone i zmęczone dzieciaki idą na zajęciach dodatkowe. Mój syn, który nie znosi angielskiego w szkole, po prywatnych zajęciach popołudniowych powiedział ostatnio, że gdyby takie były w szkole, angielski mógłby być codziennie.

- To dowód na to, że szkoła jest niepotrzebna i tam nauczyciel, który dostaje państwowe pieniądze, nie robi swojej pracy dobrze i trzeba zaprowadzić dziecko do układu prywatnego. Szkoda czasu tych dzieci. Ale dlaczego tak się dzieje? Bo nam, nauczycielom wpojono przekonanie, że musimy nauczyć dziecko, ocenić, zabrać mu całkowicie refleksję, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za wszystko. Efekt tego działania jest taki, że nauczyciel po lekcji jest zmęczony, idzie na przerwę, żeby odpocząć. Wszyscy słyszeliśmy hasło: Przerwa jest dla nauczyciela! Powinno być zupełnie odwrotnie. To dziecko ma wyjść na przerwę zmęczone. Dzieci mają inną dynamikę i one mają być fizycznie zmęczone. Dzisiaj szkoła tego nie daje, dziecko dopiero poza szkołą realizuje siebie, na zajęciach, które sobie samo wybierze. Tam dopiero chce dobrowolnie, z satysfakcją wykonywać pewne czynności, osiągać próg pobudzenia psychomotorycznego, czyli stan, w którym ciało i myśli działają w doskonalej harmonii i następuje tworzenie. A tworzenie jest wyrazem talentu.

W szkole dzisiaj nie ma talentów, bo indywidualne potencjały dziecka są rozpraszane na rzeczy, które go nie interesują i tak naprawdę go umartwiają: nie mogę napisać pięknego listu, nie mogę iść grać na instrumencie, nie mogę grać w piłkę, bo mam do odrobienia pracę domową z innego przedmiotu. I tak właśnie się Polaków traktuje od lat w myśl pedagogiki pruskiej, rosyjskiej i bezstresowej. Cały czas - zamiast móc ze swobodną uruchomić się do tworzenia wielkich rzeczy, jesteśmy dotykani, uwrażliwiani rzeczami zbędnymi, które są nam do niczego niepotrzebne.

"Pedagodzy otrzymali przez lata prosty przekaz: nawet jeśli jestem beznadziejny, to i tak w tej placówce będę pracował. Nikt mi nic nie zrobi!"

Nauczyciele dają się przekonać do zmiany?

- Trudno trafić do niektórych nauczycieli, bo system im powiedział, co mają myśleć. Nastąpiło okopanie nauczyciela układem karty nauczyciela, a jego autorytet dziś nie istnieje. Ostatnio pani minister powiedziała, że dążymy do coraz większych zarobków, żeby zwiększyć ten autorytet nauczyciela. To znowu myślenie dorosłych. Dla żadnego dziecka nie będzie miało znaczenie, ile nauczyciel zarabia, tylko jak wpływa na niego. Czy używa wstydu, strachu, przymusu i tłumaczenia, czy wręcz odwrotnie - pozwala dziecku się komunikować, współpracować, zapewnia mu prawidłowy proces zdobywania umiejętności, stwarza możliwość budowania wspomniane imperium. Autorytet nauczyciela to jest to, jak wpływa na dziecko tym, co mówi i jakich form dydaktycznych, w jakich momentach używa. To kluczowa sprawa!

A pedagodzy otrzymali przez lata prosty przekaz: nawet jeśli jestem beznadziejny, to i tak w tej placówce będę pracował. Nikt mi nic nie zrobi! Ewentualnym straszakiem było słynne przeniesienia do biblioteki. Równocześnie pokutuje socjalistyczne podejście: jak ktoś się wybija, jest najlepszy, skłania się go, żeby się wycofał z pewnych rzeczy, bo po co zmieniać, skoro od lat jest tak samo dobrze i jakoś działa. Jestem krytyczny, ale zgadzam się z tym, że nauczyciel nie może pracować jeszcze dłużej, powinien zarabiać więcej. Jestem na tak w myśl wsparcia nauczycieli. Ale trzeba zacząć pracować inaczej na człowieku, jakim jest dziecko.

Katarzyna Zillmann grzmi na temat WF-u w szkołach
Quiz. Polski sport w czasach PRL. Jak dobrze pamiętasz tamte wydarzenia?
Pytanie 1 z 15
Kto zdobył złoty medal olimpijski w pchnięciu kulą na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku?