Budynek Urzędu Wojewódzkiej przy ul. Jagiellońskiej w Bydgoszczy od jakiegoś czasu zyskał nowe biało-czerwone barwy. Na nim znajduje się wielki „hasztag” - „Murem za polskim mundurem”. Hasło to odnosi się oczywiście do najnowszej produkcji Agnieszki Holland, która od czasu premiery (22 września) nie schodzi z tapetu.
„Zielona Granica” przyciąga do kin tłumy bydgoszczan
W premierowy weekend film obejrzało ponad 137 tysięcy widzów z całej Polski. Również w Bydgoszczy „Zielona Granica” przyciągnęła tłumy do kina. Jak zwracał uwagę dyrektor bydgoskiego Heliosa – produkcja przyciągnęła największą widownię w skali dnia ze wszystkich tytułów od piątku (w dniu premiery) do wtorku – gdy poprosiliśmy Marcina Łosowskiego o komentarz.
Ja również postanowiłem wybrać się na seans. Bilet kupiłem w piątek (29 września) z jednodniowym wyprzedzeniem, a już wtedy było niełatwo o dobre miejsca. W sobotę, podczas projekcji sala była pełna. Ostatni raz widziałem tylu widzów w jednym pomieszczeniu na premierze „House of Gucci” w listopadzie 2021 roku.
Politycy mieszają film z błotem, choć sami zaznaczyli, że go nie widzieli
Jak zaznaczają osoby z przestrzeni publicznej, które zrugały najnowsze dzieło Holland – na film się nie wybrali i nie wybiorą. Do głowy przychodzi mi tylko jedno porównanie – dziecko, które krzyczy, że nie lubi buraczków, choć nigdy ich nie próbowało.
Czy „Zielona Granica” jest filmem antypolskim?
Czy film rzeczywiście jest tak antypolski, jak zaznaczają przeciwnicy produkcji Holland? W mojej opinii absolutnie nie. Co więcej – postaram się udowodnić, że jest na odwrót, a produkcja jest propolska.
Pokazuje bowiem Polaków, którzy się jednoczą i pomagają innym - ponad wszystko. Nie boją się tego, że spotkają ich za to konsekwencje. Traktują drugiego człowieka, jak równego sobie, ryzykują, a nawet trzymają w domu w piwnicy (przerobionej na mieszkania) uchodźców, by nie dorwały ich służby. Film przedstawił obraz rodaków na podobieństwo tych, z czasów II wojny światowej, którzy ukrywali w swoich domach Żydów.
Czy film Agnieszki Holland uderza w polski mundur?
Politycy partii rządzącej zarzucają Agnieszce Holland, że „pluje” na polski mundur. Ile w tym prawdy? W mojej opinii – ani krzty. Film nie dzieli bohaterów na dobrych – czyli wolontariusze i potworów – polscy funkcjonariusze. Ukazuje postaci z różnych stron. Funkcjonariusze straży granicznej muszą wykonywać swoje obowiązki, a z drugiej strony – zwyczajnie są ludźmi. Za dnia żołnierze wywożą uchodźców za granicę białoruską - w nocy balują, piją bimber, by zagłuszyć emocje. Przynajmniej część z nich.
Nie wszyscy funkcjonariusze są „potworami”. Jeden przepuścił busa z uchodźcami w bagażniku. Dużo ryzykował
Oczywiście znaleźli się i tacy żołnierze, którzy nazywali wywożonych uchodźców "ciapakami" i brakowało im empatii i współczucia. Co więcej – czynności te sprawiały im dużo frajdy. Nie da się ukryć, że tacy w filmie byli i scen z ich udziałem pojawiło się mnóstwo. Jednak ci drudzy, przez sytuację na granicy polsko-białoruskiej, zwyczajnie nie mieli siły wstać z łóżka. Jeden z żołnierzy dał dzieciom po batoniku, bo widział, że są głodne. Drugi zasiadł z małym chłopcem z Syrii za kółko i pozwolił mu „pobawić się” kierownicą, gdy samochód miał zgaszony silnik. Wiedzieli doskonale, że za moment będą musieli spakować ich do wozu i wywieźć za drut oddzielający granicę państw. Nie będzie to przyjemne i będzie trzeba użyć przemocy. Chcieli zawczasu zrobić dla nich coś dobrego, oczyścić sumienie.
Pod koniec filmu widzimy, jak jeden z funkcjonariuszy straży granicznej podczas kontroli zauważa, że w bagażniku ciężarówki, między kartonami ukryta jest rodzina. Udaje, że w środku auta jest czysto i przepuszcza je dalej.
Wolontariuszkę potraktowano na komisariacie jak przestępcę. Pomogła policjantka
Wolontariuszka Julia, grana przez Maję Ostaszewską została aresztowana za wejście do strefy wyłączonej (około granicznej) - opatrzyła jednego z uchodźców i dała mu ciepły posiłek. Policja w nieludzki sposób przeszukała ją i kazała spędzić noc w areszcie. Jednak jedna z policjantek dzwoni do jej prawnika (za plecami komendanta). Chce pomóc. Stara się dodać jej otuchy, bo sama widzi, w jak felernej sytuacji znaleźli się zarówno funkcjonariusze, jak i wolontariusze, którzy dużo ryzykowali niosąc pomoc zziębniętym, głodnym, wycieńczonym i pokaleczonym uchodźcom, dla których każdy dzień może być ostatnim. Był to odruch bardzo ludzki.
W mojej opinii film nie jest antypolski tylko propolski. Nie uderza w polski mundur tylko w polski rząd. Prawdopodobnie dlatego jego premiera była władzy bardzo „nie na rękę”. Mówiąc „bronimy polskiego mundury” politycy krytykujący film w moim odczuciu mają na myśli „brońmy swojego wizerunku”.
W filmie pojawiają się prawdziwe nazwiska. Być może niepotrzebnie, jednak niektórym widzom się to spodobało
Tym bardziej, że w produkcji są wymienieni z nazwiska – dla przykładu Zbigniew Ziobro. Widzimy fragment wypowiedzi prezydenta, Andrzeja Dudy emitowanej w telewizji, a następnie słyszymy komentarz bohaterów. Gdyby nie te fragmenty, film nie miałby aż takiego wymiaru politycznego.
Mimo wszystko, części widzom spodobały się takie „zaczepki” umieszczone w fabule. Podczas sceny z Maciejem Stuhrem, który opowiada o „faszystowskim marszu w stolicy” pod patronatem rządu, wprost uderzając przy tym i ośmieszając władzę z nieco zabawny sposób, cała sala zaczęła klaskać. Oklaski były głośne niczym w Operze Nova podczas musicalu.
Czy warto iść do kina na "Zieloną Granicę"?
Abstrahując od poglądów politycznych i nie zważywszy na to, że fabuła dotyczy prawdziwego problemu, jaki ma miejsce w Polsce, film bardzo mi się podobał. Był wzruszający, choć mocny i dosyć trudny. Pozostawia po sobie wiele refleksji. Wszyscy bydgoscy widzowie wyszli w milczeniu. Prawdopodobnie każdy z nich zastanawiał się – jakim jest człowiekiem, jaką wartość ma drugi człowiek w dzisiejszym świecie, a także – gdzie leży granica pomiędzy moralnością, a zepsuciem.