Pani Renata jest osobą niepełnosprawną, na co dzień mieszka w Danii. Do Bydgoszczy przyjechała, by odwiedzić swoją córkę. Pobyt w mieście zapamięta na długo.
Wszystko przez sytuację, do której doszło we wtorek 19 lipca w okolicy południa na Placu Wolności. Kobieta chciała zaparkować swój pojazd na parkingu przy kościele koło kwiaciarni, gdzie znajduje się miejsce dla osób niepełnosprawnych oznaczone kopertą.
- Nie mogłam tam wjechać, bo przed kopertą stał samochód zaparkowany w poprzek, który blokował wjazd na miejsce parkingowe – relacjonuje pani Renata. - Był tam także rower miejski. Nie znałam miasta, błądziłam. Spojrzałam, że tuż obok stała straż miejska. Zatrzymałam się i podeszłam do strażników.
Kobieta poinformowała strażników o problemie z wjazdem. Dodała, że jest osobą niepełnosprawną i posiada duńską kartę inwalidzką.
- Bardzo uprzejma pani strażniczka powiedziała, że zaraz mi pomoże – mówi pani Renata. - Kiedy podeszła na miejsce nadjechał drugi pojazd straży miejskiej. Po czym wyszedł z niego strażnik i powiedział, że „przejmuje sprawę”. Ta kobieta się spojrzała i odeszła.
Według relacji pani Renaty strażnik miejski miał w nieuprzejmy sposób nakazać jej, by wyjechała z parkingu. Kiedy ta poinformowała go o problemie z wjazdem na miejsce dla osób niepełnosprawnych mężczyzna miał nagle zacząć odzywać się do niej na „Ty”.
Jak podaje kobieta - z ust strażnika najpierw padły słowa: „Czy ty rozumiesz, co ja do ciebie mówię? Chcesz zostać ukarana mandatem?”. Następnie mężczyzna miał odezwać się do niej w ten sposób: „K***a mać nie słyszałaś?! Wyjeżdżaj stąd!”.
- Byłam w szoku – mówi dalej pani Renata. - W tym momencie kierowca samochodu, który zablokował mi dostęp odjechał. Myślałam, że nie będę już w stanie wjechać na to miejsce. Trzęsły mi się ręce. Łzy napływały mi do oczu, byłam bliska płaczu. Udało mi się jednak zaparkować, a strażnik odjechał. Następnie podeszłam do tej pierwszej straży miejskiej. Byli to kobieta i mężczyzna.
Z relacji pani Renaty wynika, że dwoje strażników widziało opisaną sytuację z boku.
- Byli dla mnie bardzo uprzejmi i pomocni – dodaje. - Próbowali mnie pocieszyć i uspokoić. Powiedzieli mi, żebym się nie denerwowała. Dodali też, że nie jest to nowa sytuacja związana z tym strażnikiem.
Strażnicy mieli podać pani Renacie imię i nazwisko mężczyzny, a także zachęcić ją, by zgłosiła się na straż miejską i opowiedziała o wszystkim. Kobieta pojechała na miejsce i złożyła oficjalną skargę. Otrzymała również zaświadczenie potwierdzające zgłoszenie zdarzenia.
- Pan, który mnie przyjmował również był w strasznym szoku, że taka sytuacja miała miejsce – podaje kobieta. - Następnie widziałam, że na miejsce podjechał samochód straży miejskiej i wysiedli z niego strażnik i strażniczka, którzy wcześniej mi pomogli. Wydaje mi się, że zostali wezwani, by potwierdzić to zdarzenie.
W tej sprawie skontaktowaliśmy się z bydgoską strażą miejską. Jak poinformował nas rzecznik prasowy – w związku ze skargą trwa postępowanie wyjaśniające okoliczności zdarzenia.
Pani Renata wróciła do Danii w środę. Jak jednak zaznacza – dalej nie może wyjść z szoku po wtorkowych wydarzeniach.
- Nigdy wcześniej nie spodziewałam się, że taka sytuacja może kogokolwiek spotkać – dodaje. - Pan strażnik tak mnie wystraszył, że do końca pobytu w Polsce bałam się gdziekolwiek pojechać samochodem.
Przypomnijmy, że na jedno stanowisko dla osób niepełnosprawnych przypada od 6 do 15 pozostałych miejsc parkingowych. Za zaparkowanie na „kopercie” grozi natomiast mandat w wysokości 500 zł.
Będziemy informować o dalszym rozwoju sprawy.