Atak na klientów Santander Banku. Ekspert z Bydgoszczy ostrzega: „To dopiero początek problemu”
Nie milkną komentarze po niedzielnym (26 października) ataku na klientów banku Santander. Policja w całym kraju otrzymała dziesiątki zgłoszeń o kradzieży pieniędzy z kont bankowych. Najwięcej poszkodowanych odnotowano w województwach kujawsko-pomorskim i wielkopolskim, choć przypadki nieuprawnionych wypłat pojawiły się także w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu i Krakowie.
Śledczy podejrzewają, że przy niektórych bankomatach mogły zostać zamontowane specjalne urządzenia do kopiowania danych z kart. W ten sposób przestępcy mogli pozyskać informacje potrzebne do wypłaty pieniędzy z kont ofiar.
Weekendowy atak mógł być zaplanowany
- Ktoś ocenił, że jest to opłacalne, warte zachodu, że zysk będzie taki, że pokryje te np. dwa tygodnie przygotowań. Trzeba zaznaczyć, że oszuści musieli rozpoznać karty i bankomaty, a to musiało trwać. To nie jest kwestia jednego dnia i działania z doskoku – zaznacza profesor.
Hasła to wciąż najsłabszy punkt
Specjalista zwraca uwagę, że mimo rozwoju technologii nadal popełniamy podstawowe błędy w zakresie bezpieczeństwa.
- W tej chwili mamy 12 znaków, minimum 4 grupy: wielkie litery, małe litery, cyfry, znaki specjalne. I to jest oczywiste. Wiele osób na komputerach, w różnych systemach ma bardzo krótkie hasła, a powinny być odpowiednio trudne. Łatwe do zapamiętania dla nas, a trudne do odczytania, złamania, np. taką metodą brute force, czy kolejnych podstawień – zaznacza prof. Mikołajewski.
Technologia coraz lepsza, ale i cyberprzestępcy coraz sprytniejsi
Ekspert podkreśla, że choć systemy bezpieczeństwa są coraz bardziej zaawansowane, to przestępcy również idą z duchem czasu.
- Technologie, którymi się posługujemy są coraz sprawniejsze. Coraz więcej chodzi o botów opartych na AI, które sprawdzają bezpieczeństwo urządzeń w ramach chociażby internetu rzeczy – zaznacza profesor Mikołajewski.
Ataki oszustów rozwijają się razem z technologią. Dziś ktoś może włamać się na naszą pocztę czy konto bankowe, nawet bez potrzeby zhakowania telefonu lub komputera. Internet rzeczy, czyli sieć połączonych urządzeń domowych, sam w sobie staje się furtką dla cyberataków.
- Odnotowaliśmy włamania przez lodówkę inteligentną oczywiście, przez cyfrowy termometr, a w Japonii zdarzyło się włamanie przez inteligentną deskę klozetową. Nie zanotowano ofiar, natomiast zwracamy uwagę, że każdy z nas ma coraz więcej urządzeń. Oprócz smartfonów mamy smartwatche, inteligentne wkładki do butów czy urządzenia do pomiaru stanu zdrowia. Wszystkie one razem tworzą internet rzeczy. Włamanie nie musi nastąpić do tego urządzenia, na którym przechowujemy wszystkie dane, tylko do internetu rzeczy, który pozwala na dużo łatwiejszy dostęp, bo jesteśmy już wewnątrz systemu – tłumaczy ekspert.
Ekspert apeluje, że dokupowanie kolejnego inteligentnego urządzenia do naszego domu musi być przemyślane.
- Kiedy otaczają nas inteligentne urządzenia, które wykonują część obowiązków za nas, nie możemy zapominać o bezpieczeństwie. Niestety, ale może być taka sytuacja, że ktoś kiedyś włamie nam się przez ekspres do kawy albo pralkę. My widzimy skalę problemu już teraz. Zwiększona liczba urządzeń inteligentnych to zwiększona liczba podatności na różnego rodzaju ataki. I nie myślmy, że to nie będzie wykorzystane. To jest kwestia „kiedy”, a nie „czy” – podsumowuje ekspert.