O tej sytuacji zrobiło się głośno jesienią zeszłego roku w mediach społecznościowych. Jak tłumaczyła dwójka bydgoszczan – Roksana i Maciej, pewnego wieczoru do pizzerii w Fordonie miał wbiec pies rasy chart rosyjski. Pies był bez obroży. Kobieta i mężczyzna wyszli z lokalu by poszukać właściciela.
Jak relacjonowali – gdy właściciel psa się pojawił, zwierzę miało wykazywać objawy panicznego strachu, na co mężczyzna odpowiedział, że „ona już dobrze wie, że czeka ją kara”.
Według Roksany i Macieja pies próbować zwyczajnie uciec przed właścicielem, stąd pojawił się w pizzerii. Nie bez powodu. Mężczyzna miał wyciągnąć na oczach dwójki bydgoszczan pejcz z rozciętym rzemieniem, a następnie uderzać nim przestraszone zwierzę.
Roksana i Maciej zgłosili tę sytuację na policję. Okazało się, że wcześniej jeden z bydgoszczan również zgłosił zaginięcie charta rosyjskiego. Był to oczywiście właściciel katowanego zwierzęcia o imieniu Sonia. W kolejnych dniach interweniować w sprawie próbował też OTOZ Animals. Właściciel nie wpuścił jednak pracowników do mieszkania.
Po opisaniu sytuacji na Facebooku, sprawą zainteresowała się pani Lidia, która znała psa i właściciela z widzenia – na spacerach w parku. Sama ma w domu dwa charty szkockie.
– Sonia biegała z nimi kilka razy na myślęcińskiej polanie. Postanowiłam więc pomóc. Skontaktowałam się z jej ówczesnym właścicielem i zaproponowałam, by przekazał mi Sonię. Po kilku dniach pan przystał na moją propozycję. Przywiózł mi Sonię, spisał ze mną stosowną umowę i w ten sposób stałam się pełnoprawnym właścicielem borzojki – cytowali panią Lidię dziennikarze Metropolii Bydgoskiej.
Pies potrzebował opieki weterynaryjnej. Nie miał również przeprowadzonych obowiązkowych szczepień. Pani Lidia utworzyła zbiórkę na pomoc w pokryciu kosztów opieki nad zwierzęciem. Jak zdradziła w rozmowie z Gazetą Wyborczą – właściciel Soni jest lekarzem.
Jak ustalili dziennikarze wyborczej – sprawą zajmuje się policja i Prokuratura Bydgoszcz-Północ. Należy ustalić, czy właściciel psa łamał ustawę o ochronie zwierząt. Jak zaznaczył Adam Lis z bydgoskiej prokuratury - mężczyzna tłumaczył, że bicz, który widzieli świadkowie jest tylko ulubioną zabawką charta.
Obecnie prokuratura czeka na opinię weterynarzy, którzy rozwieją wszelkie wątpliwości co do stanu zdrowia zwierzęcia, oraz – czy rzeczywiście nad psem znęcano się przeszłości.