Wracamy do głośniej sprawy, która wydarzyła się w jednym z bloków na ul. Pestalozziego w Bydgoszczy. Rodzinna awantura przerodziła się w krwawy horror! Przybyli na miejsce policjanci odkryli ciała dwóch młodych mężczyzn: 25-letniego Stanislava i 22-letniego Mykoli. Z kolei dwie kobiety z bardzo poważnymi obrażeniami trafiły do szpitala. Wszystko stało się na oczach małych dziewczynek: w wieku 5 i 3 lat.
Niedługo po morderstwie przyjaciele otworzyli zbiórkę w celu pomocy medycznej dla 25-letnie Yany, matki dziewczynek, która w krytycznym stanie walczyła o życie w szpitalu. Jak ustaliła Gazeta Wyborcza – obecnie również współpracowniczki kobiety zbierają środki na pomoc dla niej i dzieci.
Dramat rozegrał się 7 lutego przy ulicy Pestalozziego w Bydgoszczy. 25-letni Ukrainiec przyszedł do mieszkania swojej żony, również 25-latki. Para miała razem dwójkę małych dzieci. Kobieta od jakiegoś czasu związana była z innym mężczyzną, również pochodzącym z Ukrainy 22-letnim mężczyzną.
Mąż kobiety nie miał problemu z tym, że ta spotyka się z kimś innym. Głównym powodem awantury miały być dzieci. Według relacji poszkodowanej, 25-letni mąż miał w pewnym momencie zacząć dźgać wszystkich. 25-latka i jej babcia zostały poważnie ranne. Jak dodaje policja - po całym zajściu sprawca popełnił samobójstwo.
Dziennikarze Gazety Wyborczej dotarli do współpracowniczki 25-latki, która poinformowała, że obecnie kobieta nadal jest w bardzo poważnym stanie. Przeszła dwie operacje zespolenia ran serca, ponad miesiąc była w śpiączce farmakologicznej.
- Jestem kierowniczką Jany, pracujemy razem. Odwiedzam Yanę w szpitalu, pomagam jej rodzinie, w czym tylko mogę. Mam kontakt z jej mamą, która podczas ataku odniosła lżejsze obrażenia, a po tygodniu pobytu w szpitalu wróciła do domu i zaopiekowała się wnuczkami. Jana obecnie nadal jest w bardzo poważnym stanie. Przeszła dwie operacje zespolenia ran serca, ponad miesiąc była w śpiączce farmakologicznej. Tydzień temu się wybudziła i samodzielnie oddycha, jest dożylnie karmiona. Trochę reaguje na zadawane pytania mruganiem oczu. Pilnie jest potrzebny ośrodek rehabilitacyjno-neurologiczny, żeby mogła być odpowiednio rehabilitowana. To jest jedyna szansa, żeby doszła do siebie – przekazała Monika Zakrzewska-Pamin w rozmowie z gazetą.
Każdy kto chce wesprzeć rodzinę, może to zrobić wpłacając datek pod tym LINKIEM.