Jak ocenia Pani wynik sondażowych wyborów parlamentarnych opartych na badaniu exit poll?
Dr hab. Izabella Kapsa: Rzeczywiście PiS zgromadził, według tych sondażowych wyników, największe poparcie. Jednak widzimy, że do większości tam sporo brakuje i nie bardzo jest z kim utworzyć większość. Konfederacja, która według sondażu miałaby 12 mandatów nie daje PiSowi z dwustoma mandatami szans na to, by uzyskać tę większość. Stricte matematycznie obecnie rządząca partia tej większości po prostu nie zgromadzi. Radość po stronie opozycji jest duża, ponieważ jeśli policzymy sobie zarówno Koalicję Obywatelską, jak i Trzecią Drogę i Lewicę czyli trzyskładnikową koalicję, mamy tutaj większość w liczbie 248 mandatów.
Kto zatem ma realną szansę na utworzenie rządu?
IK: Zwycięstwo opozycji nie jest jeszcze przesądzone. Będzie tu dużo zależało od mobilizacji na forum parlamentu, podziału uzgodnień koalicyjnych. Biorąc jednak pod uwagę to, co się działo podczas kampanii wyborczej, tę silną determinację związaną z odsunięciem PiSu od władzy, to raczej należy się spodziewać takiego scenariusza, że będzie to większość składająca się z Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy.
Jak natomiast ocenia Pani tę rekordową frekwencję? Do godz. 17 w samej Bydgoszczy frekwencja wyniosła prawie 62%.
IK: Zwyciężyli obywatele, zwyciężyli wyborcy. Duża mobilizacja i wysoka frekwencja zawsze cieszy. Jest to na pewno dobry sygnał z punktu widzenia demokracji. W tym przypadku należało się spodziewać, że ta mobilizacja będzie raczej wskazywała na rzecz opozycji. Widać było, że te wybory są ważne. Ta frekwencja to pokazała. Tu się ważyła wizja nie tylko tego, która partia tę władzę przejmie, ale jaka to będzie wizja przyszłości w kontekście polityki wewnętrznej, zagranicznej i wielu rozstrzygnięć, w jakiej Polsce chcemy żyć.
Czy wynik sondażowy będzie się różnił od oficjalnych wyników?
IK: Na pewno możemy się spodziewać pewnych różnic. Pamiętajmy, że są to wyniki przeliczone procentowo, a metoda d'Hondta jest metodą, która sprzyja dużym partiom. Więc po ustaleniu, które partie przekroczyły próg wyborczy, to może być wahanie jeśli chodzi o Konfederację. W exit pollu jest to 6,2%, a mamy błąd statystyczny ok. 2 punktów procentowych, więc może się jeszcze okazać, że Konfederacja tego progu nie przekroczy. Oficjalne wyniki nie zmienią jednak sytuacji PiSu, bo stracić on może tylko potencjalnego koalicjanta, więc i tak tej większości może nie osiągnąć.
Czyli musimy zatem czekać na oficjalne wyniki?
IK: Ze względu na ten efekt matematyczny, efekt metody d'Hondta, trzeba będzie poczekać na te oficjalne wyniki. Zdarzyło się już kiedyś, że partia, która w exit pollach miała nie przekroczyć progu wyborczego, jednak weszła do parlamentu i zmieniło to rozkład mandatów. Natomiast myślę, że jeśli chodzi o aktualną sytuację, najprawdopodobniej większość będzie tworzyła obecna opozycja. Póki nie będzie oficjalnych wyników, żadna ze stron nie może być w stu procentach pewna.
Teraz bardzo ważne pytanie. W wyborach parlamentarnych 2019 bydgoszczanie wybrali Koalicję Obywatelską, która miała prawie 3 punkty procentowe więcej niż PiS. Jednak w efekcie z listy koalicji dostały się 4 osoby, a z PiSu – 5. Jak zatem wygląda przydzielanie mandatów? Czym jest metoda d'Hondta?
IK: Na początku przeliczamy podział mandatów w parlamencie po przekroczeniu progu wyborczego. Próg wyborczy dla jednej partii wynosi 5%, a dla koalicji 8%. Dopiero po ustaleniu tego, ile partii będzie brało udział w podziale mandatów w parlamencie, dokonujemy dalszych przeliczeń. W przeliczeniu na okręgi wyborcze, tutaj w przypadku bydgoskiego okręgu, ustala się liczbę mandatów przypadających na poszczególne listy wyborcze, w zależności od tego, jak głosowali wyborcy w danym okręgu. My oddając głos na danego kandydata tak naprawdę oddajemy głos na daną partię.
Jak to wygląda w praktyce? Jeśli - dla przykładu - pan Kowalski zagłosuje na „dziesiątkę” Koalicji, a ona się nie dostanie, czy jego głos przepadł?
IK: Nie, to będzie oddany głos na konkretną partię, z której ten kandydat kandyduje. W tym przypadku Koalicję Obywatelską. Jeśli z tej listy uda się zdobyć – dla przykładu – trzy mandaty i ta osoba będzie najlepsza wśród tej trójki, to oczywiście mandat zdobędzie. Natomiast jeśli nie, będzie to inna osoba wśród trzech, które zdobyły najwyższy wynik. Głos na kandydata jest głosem na całą listę wyborczą. Natomiast w dalszej kolejności bierzemy pod uwagę wyniki poszczególnych kandydatów.
Czy Pani zdaniem w tych wyborach wszystkie „jedynki” z Bydgoszczy przy takiej frekwencji mają szansę wejść do Sejmu?
IK: Myślę, że tak. Chociaż w przypadku PiSu, jedynka mogłaby być tutaj najmniej spodziewana jeśli chodzi o zwycięstwo, aczkolwiek trzeba pamiętać o tym, że jest część wyborców, którzy naprawdę nie wiedzą, jak głosować. Oddając swój głos, również widziałam kilka osób, które dopiero zapoznawały się z listami wyborczymi w trakcie głosowania. Wówczas częstym zjawiskiem jest to, że wybiera się „jedynkę” z partii, na którą chcemy głosować, bo identyfikujemy tę osobę z konkretnym ugrupowaniem. Jeśli jednak osoba z pierwszego miejsca nie ma najlepszego wyniku, a są trzy, cztery mandaty do wzięcia i ona gdzieś tam jest w tej czołówce, to i tak ten mandat uzyska. Myślę, że w przypadku Bydgoszczy tak się właśnie stanie.