Nie przyjeżdżają na czas albo są zatłoczone. Podróż autobusem i tramwajem po Bydgoszczy to nie lada wyzwanie. Pasażerowie przyznają, że sytuacja jest dramatyczna i coraz gorsza. Trzeba czekać mnóstwo czasu, aż coś w końcu pojawi się na przystanku. Ciężko jest szczególnie w godzinach szczytu.
Problem tkwi nie tylko w pracach, które toczą się na bydgoskich ulicach. To także problem związany z brakami kadrowymi.
- Ciężko dostać się do centrum miasta. Autobusy nie przyjeżdżają, a jak już przyjadą, to jest tłoczno. Często nie da się wejść. Czasami potrafi wyskoczyć jeden kurs i wsiada się w następny. Czekam 20 minut albo pół godziny. Jest tragedia, szczególnie w godzinach szczytu. Jak jadę z Bartodziejów, to co drugi czasem wypada z rozkładu. 55 to już jeździ, jak chce. Dzisiaj czekałam 20 minut - przyznaje pasażerka na rondzie Jagiellonów.
Prezydent Bydgoszczy doskonale zna sytuację w komunikacji miejskiej. Przyznaje, że problem da się rozwiązać, ale nie wszystko od niego zależy.
- O dziwo problemem w komunikacji dzisiaj nie są pieniądze, tylko kierowcy. My mamy dzisiaj jeden problem związany z brakiem motorniczych i kierowców i tylko dlatego nie jeżdżą wszystkie autobusy plus mamy przestrzeń, żeby ilość połączeń zwiększyć. Do tego potrzeba kierowców i motorniczych. Jeżeli jest ktoś, kto ma ochotę ten zawód wykonywać, zapraszam do miejskiej spółki, aby wzmacniać komunikację. Mamy przestrzeń finansową, że możemy więcej zakontraktować. Od miesiąca czy dwóch czekam, aby stan wrócił, chociażby do tej normy, która jest zapisana w umowie, ale te umowy nie są realizowane - mówi Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy.
Miejskie Zakłady Komunikacyjne cały czas ogłaszają nabór na kierowców. Oferują nawet pokrycie kosztów uzyskania wymaganych uprawnień.
Bydgoszcz podaje, że w 2024 roku wzrosną wydatki na transport publiczny – o 17 procent do kwoty ponad 267 milionów złotych.