śmierć Grzesia

Trwa śledztwo po śmierci 13-miesięcznego Grzesia z Bydgoszczy. Czworo jego starszego rodzeństwa odebrano matce wcześniej

2024-09-23 10:55

Mieszkali w Bydgoszczy. Tam, gdzie Stary Fordon przechodzi w Nowy. Ludzie mówią, na jakiej konkretnie ulicy. Ludzie mówią, że pod jednym dachem byli od niedawna, może od miesiąca. Ludzie mówią, że mieszkali razem z ciotką mężczyzny. Ludzie mówią: śmierć za śmierć. I że w więzieniu, to zrobią z nimi porządek. Teraz ludzie mówią. Wcześniej o tym, co dzieje się z Grzesiem w czterech ścianach, sąsiedzi głośno nie mówili. Kiedy pytamy o Grzesia w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, dostajemy w odpowiedzi od dyrektorki trzy długie zdania. Tłumaczy, że nic nie powie.

13-miesięczny Grześ z Bydgoszczy trafił do szpitala ciężko pobity. Zmarł nocą z 18 na 19 września 2024

Rok temu, krótko po narodzinach Grzesia, matka pochwaliła się na Facebooku zdjęciami swoich dzieci. Podpisała je tak: Moja kochane cztery skarby. Kocham nad życie.

13 września 2024 roku Grzesia do szpitala przywiozła karetka. To matka ją wezwała. Chłopiec zmarł nocą z 18 na 19 września z powodu licznych obrażeń. Wtedy matka i jej partner już od kilku dni siedzieli w areszcie. Policjanci zatrzymali ich po tym, jak lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy zawiadomili ich, że stan 13-miesięcznego dziecka wskazuje na to, że stosowano wobec niego przemoc, być może przez dłuższy czas.

- W momencie zatrzymania byli pod wpływem środków odurzających, konkretnie: metaamfetaminy - mówi Dariusz Bebyn, szef prokuratury Bydgoszcz-Północ. - Nie znamy skutków, jakie zażycie tych środków wywarło na ich postępowanie, zbadamy to. Oboje byli wcześniej karani, czśść wyroków się zatarła, część nie - dodaje.

Matka i jej partner oskarżani o pobicie Grzesia są w areszcie

31-letnia Katarzyna, jak teraz opisują sąsiedzi w mediach społecznościowych, od niedawna mieszkała pod jednym dachem z o 5 lat starszym partnerem. Może od miesiąca. Niektórzy podają, na jakiej ulicy i dorzucają, że była tam z nimi jego ciotka. Inni wiedzą, że Katarzyna sama miała niełatwe dzieciństwo, wychowywała się bez rodziców, a w dorosłym życiu nie radziła sobie od dawna. Faktem jest, że kobieta miała jeszcze starsze dzieci w wieku 10, 8, 5 i 3 lat.

- Czworo starszych dzieci nie mieszkało z matką, wcześniej zostały oddane pod opiekę innych osób - podkreśla prokurator Dariusz Bebyn.

Ludzie mówią więcej.

- A pierwszą córkę zabrali jej, jak była malutka po tym, jak siedziała na przystanku na Jagiellońskiej z koleżanką. Naćpane, ona w kurtce, a mała w samych śpioszkach przy temperaturze minusowej. To ja się pytam gdzie opieka, już po tym powinna być pilnowana - pisze ktoś w sieci.

Dyrektorka MOPS w Bydgoszczy po śmierci 13-miesięcznego Grzesia: Podjęliśmy możliwe do podjęcia działania, aby zapobiec tej ogromnej tragedii

Czy nie było sygnałów, które wskazywałyby na to, że i najmłodszy syn nie jest bezpieczny z matką? Zapytaliśmy o to w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.

- Odnosząc się do tragicznego w skutkach zdarzenia, w wyniku którego śmierć poniósł 13-miesięczny chłopiec, pragniemy poinformować, iż na obecnym etapie postępowania, które z uwagi na zaistnienie czynu przestępczego zostało przejęte przez bydgoską prokuraturę i organ policji, przez wzgląd na dobro śledztwa i rzetelność prowadzonych czynności wyjaśniających, nie zostaliśmy upoważnieni i nie możemy udzielać informacji w temacie opisywanego postępowania. Nasza jednostka pozostaje do dyspozycji służb, badających to tragiczne wydarzenie i gdy zaistnieje stosowna okoliczność, przekażemy państwu informacje w odniesieniu do kompetencji i działań podjętych przez pracowników zawodowej służby socjalnej. Jesteśmy głęboko wstrząśnięci tą sytuacją, do której bezsprzecznie nigdy nie powinno dojść. Zapewniamy, iż ze swej strony dołożyliśmy wszelkich starań i podjęliśmy transparentne, możliwe do podjęcia działania, aby zapobiec tej ogromnej tragedii - czytamy w oświadczeniu dyrektorki Miejskiego Ośrodka pomocy Społecznej w Bydgoszczy, Renaty Dębińskiej.

Prokurator, pytany o to, czy podejmowano próby umieszczenia także najmłodszego dziecka w rodzinie zastępczej i jak zadziałał MOPS, odpowiada, że do sprawy został wyznaczony prokurator specjalista od prawa rodzinnego i cywilnego. Na tym etapie nie jest przesądzone, czy będzie to miało wpływ na etapy postępowania w sprawie śmierci dziecka, może będzie prowadzone odrębne postępowanie.

Prokurator może oskarżyć matkę Grzesia i jej partnera o zabójstwo. Trzeba czekać na wyniki sekcji zwłok

Śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok. Te mogą być dopiero za miesiąc. Od nich i od tego, co uda się ustalić podczas przesłuchań i zbierania innych dowodów, będzie zależało, jakie zarzuty ostatecznie usłyszą matka i jej partner. Krótko po zatrzymaniu nawzajem zwalali na siebie winę. Na tym etapie śledztwa oboje pozostają oskarżeni.

- Ale sprawa jest dynamiczna, na bieżąco aktualizowana. Główne możliwości są dwie: sprawcy mogą zostać oskarżeni o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego śmiercią lub o zabójstwo. W obu przypadkach maksymalną karą jest dożywotnie pozbawienie wolności - mówi prok. Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. - Wszystko zależy od ustaleń sekcyjnych, od tego, jakie były uszkodzenia narządów wewnętrznych, jakie obrażenia doprowadziły bezpośrednio do śmierci - dodaje.

Światełko dla Grzesia. Bydgoszczanie oddali hołd 13-mieisęcnzemu chłopcu z Fordonu

W niedzielny wieczór, 22 września dwie młode bydgoszczanki zorganizowały akcję Światełko dla Grzesia. Mieszkańcy spotkali się na Starym Rynku, by godnie upamiętnić chłopca, zapalić znicze. By zamanifestować sprzeciw wobec przemocy. Wśród zebranych była m.in. Joanna Czerska-Thomas, miejska radna.

- Grześ został brutalnie pobity przez swoją matkę i jej partnera. Był bezbronny, niewinny, ufny – tak jak każde dziecko. To, co się stało, nie jest tylko statystyką ani pojedynczym przypadkiem. To dramatyczny sygnał, że nasz system, nasze społeczeństwo, wszyscy – my – zawiedliśmy. Nie możemy pozwolić, by kolejne dzieci ginęły, cierpiały, były pozostawiane same sobie w obliczu przemocy - mówiła Joanna Czerska-Thomas. - Przyjęto „Ustawę Kamilka”, która miała być odpowiedzią na takie dramaty. Miała chronić dzieci przed przemocą, przed krzywdą. Jednak sama ustawa nie wystarczy! Nie rozwiążemy tego problemu, jeśli my – wrażliwi, odpowiedzialni sąsiedzi, nauczyciele, pracownicy społeczni – nie będziemy reagować, jeśli nie będziemy patrzeć uważniej. Prawo to tylko narzędzie, ale to my, jako społeczeństwo, musimy wypełniać je treścią.Dziś jesteśmy tutaj, by przypomnieć sobie nawzajem, że każdy z nas ma moc, by chronić dzieci. Musimy nauczyć się dostrzegać, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, a kiedy widzimy coś złego – musimy reagować! Czasami jedno pytanie, jedna reakcja może uratować życie. Musimy przestać bać się interweniować. To nie jest tylko sprawa urzędów, sądów czy policji. To nasza wspólna odpowiedzialność. Jako sąsiedzi, jako bliscy, jako ludzie – musimy być głosem dzieci, które nie potrafią się obronić. Musimy tworzyć społeczeństwo, w którym każde dziecko jest bezpieczne, w którym przemoc nie ma miejsca. Grześ nie miał szansy dorosnąć. Dziś jesteśmy tu, żeby walczyć o to, by historia Grzesia i wielu innych dzieci już nigdy się nie powtórzyła. Niech ta tragedia będzie dla nas wszystkich ostrzeżeniem i wezwaniem do działania. Nasz gniew musi przekształcić się w determinację, by chronić każde dziecko przed podobnym losem - dodała.

***

Dwa zdjęcia. Troje uśmiechniętych kilkulatków i niemowlę. Moja kochane cztery skarby. Kocham nad życie - kłuje wciąż w oczy to, co napisała matka.

- Współczuję trzem, które zostały - skomentował ktoś w sieci.

Wolontariusze z Bydgoszczy ruszyli ze zbiórką dla powodzian