Nasi przodkowie wierzyli w upiory. Brało się to z pierwotnych lęków
Historia Wampirki z Pnia pobudza wyobraźnię i - paradoksalnie - kusi wielu, by wydać kategoryczny osąd: wina kościoła! Prawda to?
Oliwia Gemza, edukatorka z Muzeum Etnograficznego w Toruniu: - W XVII wieku ludzie jeszcze nie mieli łatwego dostępu do wiedzy, do edukacji. Próbowali na swój sposób wytłumaczyć zjawiska, jakie obserwowali. Szukali przyczyn, a gdy działo się coś złego - szukali winnego, by to zrozumieć. Gdy racjonalne argumenty nie wystarczały, odwoływali się do działań magicznych, wierzeń. Wiele z nich miało przedchrześcijańskie korzenie. Zresztą, chrześcijaństwo także zaadaptowało sporo pogańskich podań, przekształcając je mniej lub bardziej. Wierzenia w postacie demoniczne są również pokłosiem głęboko drzemiących w nas lęków pierwotnych i wierzeń archaicznych. To też w tym przypadku wyraz strachu przed byciem zjedzonym przez dziką zwierzynę czy strachu przed nierozkładającymi się zwłokami. Do dziś nasze organizmy bardzo często działają na instynkcie pierwotnym, z którego istnienia czasem nie zdajemy sobie sprawy. Przede wszystkim aktywuje się on w momentach wysokiego zagrożenia.
Kolejny punkt zapalny to słowa wampir i wampirka. Uprawnione?
- Mówiono w tamtych czasach o upiorach, zjawach, istotach demonicznych, ale o wampirach też - i to jeszcze pod koniec XIX wieku. Ten temat nabrał mocy w romantyzmie. Literatura miała wielki wpływ na popularyzowanie tematów magicznych, onirycznych. Przesiąkała nimi także społeczność chłopska, zwłaszcza że w utworach ludowe zwyczaje i wierzenia były chętnie opisywane. W różnych regionach stosowano inne nazwy: upiór, wąpierz, strzygoń lub strzyga. Na Pomorzu mówiono: wieszczy, niezależnie od płci, choć niekiedy używano słowa wieszcza dla określenia kobiety. Jednak w książkach najczęściej pojawia się forma męska, która bliżej nie określała płci demona, chyba że mowa była o jakimś konkretnym przypadku.
Wampirka z Pnia wyróżniała się pochodzeniem, statusem, stanem zdrowia
Dlaczego młodą kobietę z Pnia spotkał taki los: pochowano ją z kłódką na palcu stopy, z sierpem na szyi?
- Może jednym z wyjaśnień jest jej pochodzenie. Badania wykazały, że miała niderlandzkie korzenie, że być może wywodziła się ze Szwecji, co prawdopodobnie ją wyróżniało na tle wiejskiej społeczności. Kolejną rzeczą, która biła po oczach, mógł być jej status społeczny, bo pochodziła z majętnej rodziny. Zmagała się z wieloma chorobami, może zmarła nagle. A to sprawiało, że ludzie mogli w niej zobaczyć postać demoniczną. Podejrzliwie patrzono wtedy na wiele wyróżniających się osób, np. na kowali. Nie dość, że mieli wiedzę, jakiej nie miał nikt inny we wsi, to jeszcze potrafili ujarzmić żywioł ognia. Ani chybi mieli układy z diabłem.
Niewiele się zmieniło: wciąż mamy kłopot z akceptowaniem inności.
- Tak, nadal często odrzucamy to, czego nie możemy szybko zrozumieć, ale czasy się zmieniły. Wtedy życie było bardzo trudne. Żeby przetrwać, trzeba było ciężko pracować, a społeczność musiała być samowystarczalna. Tylko współistnienie w niej dawało poczucie, że można uniknąć śmierci z głodu. Odrzucenie przez wspólnotę nierzadko kończyło się rychłą śmiercią dla osoby wykluczonej.
Dlaczego Wampirkę z Pnia potraktowano w niezrozumiały dla nas sposób już po śmierci?
- Wystarczyło, że moment jej śmierci zbiegł się w czasie z wystąpieniem suszy, epidemii czy innego kataklizmu. W takich sytuacjach ludzie podejmowali dodatkowe działania antywampiryczne - zabezpieczali ciało, by demon nie mógł im dalej szkodzić. Jeśli widzieli duże zagrożenie, rozkopywali grób, by upewnić się, czy zabezpieczenie działa.
Upiór mógł nasłać choroby na bliskich lub wstać z grobu, by nakarmić dzieci
Kto rozkopywał grób?
- Najczęściej mężczyźni, którzy się nie bali: silni, ale tacy, których status w społeczności nie był zbyt wysoki. Często byli w stanie nietrzeźwości, rzadko był przy tym ksiądz (kościół starał się tępić tego typu wierzenia). Strach, że zmarły może wstać z grobu, był silny. Uważano, że tuż po śmierci człowiek jest na rozdrożu między światem żywych, a umarłych i wtedy może stać się coś złego, ale i coś dobrego. Zjawa mogła zabić człowieka, przejąć jego ciało, zjeść go, wypić krew, ale i uprzykrzyć życie: nasyłać choroby, klęski żywiołowe. Według licznych podań upiór miał na celowniku przede wszystkim swoją rodzinę. Zdarzały się odstępstwa, jak np. rówieśnicy rzekomego upiora. Czasem mógł pomóc bliskim, np. wykonywać pracę w obejściu, skosić łąkę. Mógł rozmawiać z ludźmi. Kiedy umierała matka, mogła po śmierci odwiedzać swoje dzieci i opiekować się nimi, karmić je. Wszystko to działo się oczywiście pod osłoną nocy.
Dlaczego?
- Słońce miało moc unicestwiania upiorów. Dlatego nocą też rozkopywano groby, wtedy można było zobaczyć, czy zmarły się poruszył. Ludzie byli przy tym uzbrojeni w narzędzia do walki, choć niekiedy można było tylko czekać na świt. Kiedy spotkało się upiora, trzeba było uciekać na zaorane pole. Nie miał wstępu na ziemię uświęconą pracą ludzką. Można też było biec w stronę dzwonnicy kościelnej. Bicie dzwonów odpędzało upiora lub go unicestwiało. Często w podaniach jest mowa o tym, że dźwięk dzwonów sprawia, że upiór podlega transformacji w gęstą maź.
Tak przed wiekami ludzie zabezpieczali się przed wampirami. Dziś te metody wyglądają na drastyczne
Rozkopywanie nie zawsze wystarczało?
- To nie była złota recepta. Ciało trzeba było zabezpieczyć, a sposoby na to były różne, nie tylko kładzenie w mogile sierpa czy noża.
- Wkładano przedmioty w usta zmarłych.
- Chowano ich twarzą do ziemi.
- Do trumny zmarłego wkładano modlitwę bez słowa „amen”, aby ewentualny upiór czytał tekst w nieskończoność.
- Powszechna była też dekapitacja ciała - głowę odcinano i układano między nogami albo poszczególne części ciała grzebano w różnych miejscach.
- Można też było zmienić miejscami ręce i nogi.
- Najskuteczniejsze było palenia ciała.
- Rozczłonkowanie miało często miejsce tuż przed pierwszym pochówkiem, ale można było to zrobić także po pierwszym, jak i drugim pochówku.
Istotny był czas krótko po śmierci. Następowały wtedy puste noce, kiedy trzeba było pozwolić, by zmarły miał możliwość przejścia na drugą stronę (dusza była traktowana jako osobny od ciała byt). W domu, gdzie leżało ciało, otwierano szeroko drzwi. Podczas „pustych nocy” czuwano przy zmarłym, modlono się, ale przede wszystkim zbierały się wtedy wiejskie kobiety i śpiewały pieśni pogrzebowe, które miały wspomóc zmarłego w podróży na drugi świat.
Po co kłódka?
- Miała pełnić podobną funkcję jak knebel czy cegła wkładane do ust zmarłego oraz sznur, łańcuch czy sieć rybacka, którymi wiązano kończyny jego. Kłódkę, jeśli już była, raczej kładziono na ustach, zamknięta na palcu to rzadkość. Wierzono, że człowiek rodzi się z dwom sercami - dwiema duszami: dobrą i złą. Po śmieci trzeba zatrzymać w cielę tę złą i szukano na to sposobu. Zamknięta kłódka symbolizowała także, że zmarły ma zamknięte wszystkie sprawy wśród żywych i nie ma po co wracać. Sama stopa też miała magiczny wymiar. To miejsce w ciele, które było najbliżej ziemi, właśnie przez duży palec mogła ujść dusza.
Blada, raczej drobna, o skandynawskiej urodzie. Umęczona, choć bardzo młoda. Tak wyglądała Wampirka z Pnia. Zobaczcie zdjęcia