Dębowiec. Mała wieś w województwie kujawsko-pomorskim. Do Bydgoszczy stąd ok. pół godziny autem. Do Chełmna 17 minut jazdy. To wieś nad samą Wisłą, na granicy dwóch powiatów. Na pograniczu absurdu jest historia pani Magdy i jej dzieci, które uczą się i odbywają terapie w Chełmnie. Droga, która w dwie strony zajmuje może nieco ponad pół godziny, dla nich trwa nawet osiem godzin. Z których większość to czekanie. I tak od niemal roku.
- O, tamten szpaler topoli wyznacza granicę między powiatami bydgoskim i chełmińskim - pokazuje mi Magdalena Połczyńska, kiedy przemierzamy jakiś kilometr wałem przeciwpowodziowym przy Wiśle.
To trasa, jaką w pół godziny pokonuje pieszo z 5-letnimi bliźniakami rankiem, po godz. 6, kiedy muszą zdążyć do przedszkola na 8. lub popołudniami, kiedy tak jak dziś, skończą zajęcia przed południem. Bus dojeżdża tylko do Kokocka (to powiat chełmiński).
Przystanek początkowy: Dębowiec (chyba że nie ma PKS-u, to Kokocko)
Ale zacznijmy na przystanku początkowym.
Jest ostatni poniedziałek roku szkolnego. Za kwadrans 8. Nie znam adresu, wiem tylko, że mam dotrzeć prawie pod sam wał przeciwpowodziowy i wypatrywać bocianiego gniazda. Najpierw jednak w oczy rzuca się przystanek przy głównej drodze. Ledwo stoi, wygląda, jakby pamiętał czasy, kiedy autobusy ze wsi do miast jeździły zdecydowanie częściej, wypełnione tak, że na trasy puszczano ogórki z przyczepkami. Wygląda tak, że zatrzymuję się, by zdążyć zrobić zdjęcie. Nie tylko ja się obawiam.
- To jest ostatni przystanek w powiecie bydgoskim. Betonowe boki odklejają się od tyłu - usłyszę później od Magdaleny Połczyńskiej z domu pod bocianim gniazdem.
Na przystanek ruszam z nią i 5-letnim Kacprem. Jego brat bliźniak wyjątkowo został w domu. Ruszamy do przedszkola. Do pokonania mamy 17 km. Gdybyśmy wsiadły w auto, na miejscu byłybyśmy po niecałych 20 minutach. Ale pani Magda nie ma prawa jazdy ani samochodu. Jest skazana na komunikację publiczną. To nie przypadek, że brzmi jak wyrok.
- Codziennie tak wędrujecie? - dopytuję.
Codziennie.
- Do przystanku jest może 300 m.
- No tak, ale nie zawsze mamy tu autobus. Cały wrzesień i październik musieliśmy chodzić do Kokocka, żeby być w przedszkolu wcześniej niż o 9. Tam dojeżdża bus z Chełmna. Odjazd o 6.40, więc zimową porą, jakby w ciemną noc szliśmy wałem przeciwpowodziowym, żeby na niego zdążyć - mówi pani Magda.
Trasa: Chełmno - Kokocko przez maleńkie wioski. Wieśbus jeździ tam, gdzie nawet przystanków nie ma
"Wieśbus" - tak na niego mówią, bo zatrzymuje się w każdej najmniejszej nawet miejscowości na trasie z Chełmna do Kokocka. Kierowca bez mrugnięcia okiem skręca w wąskie drogi, zawraca tam, gdzie inny osobówką miałby kłopot, dociera do miejsc, gdzie nawet przystanków nie ma. Jeśli mama z bliźniakami muszą nim rano jechać, wstają przed 5.
Krzysztof Szymański, kierownik do spraw przewozów pasażerskich ES-BUS to jedyny przedstawiciel przewoźników jeżdżących na tej trasie, który odpowiedział na nasze pytania dotyczące komunikacji publicznej w tym rejonie. To ta firma, w porozumieniu z władzami powiatu chełmińskiego, organizuje przewozy busami m.in. na trasie Chełmno-Kokocko, z których korzystają m.in. pani Magda z dziećmi.
- Kursy są współfinansowane w ramach powiatowych przewozów pasażerskich, dlatego dojeżdżamy do ostatniej miejscowości w powiecie chełmińskim, do Kokocka (nie do centrum miejscowości, tylko na skraj, najdalej jak się da). Gdybyśmy przekroczyli granicę powiatów, chcąc pojechać do Dębowca, w organizowanie przejazdów musiałyby się już włączyć urząd marszałkowski - mówi Krzysztof Szymański.
Na razie takiego pomysłu nie ma. Co prawda za miedzą, w powiecie bydgoskim, w organizowanie przejazdów w porozumieniu ze spółką PKS Bydgoszcz włącza się lokalny samorząd, ale obrał kurs w drugą stronę - do Bydgoszczy, stolicy swojego powiatu.
- Z Chełmna do Kokocka mamy 7 kursów dziennie, także w wakacje. Korzystają z nich przede wszystkim uczniowie, ale jeżdżą z nami też seniorzy. Te przejazdy organizujemy już od co najmniej czterech lat. Trasa jest dostosowywana do potrzeb pasażerów, co widać po tym, jak stopniowo była wydłużana - podkreśla Krzysztof Szymański.
Pytany o to, w czym tkwi problem z rozwojem siatki połączeń autobusowych w Polsce odpowiada krótko: tu chodzi o pieniądze. Liczą je i pasażerowie, i przewoźnicy. Żeby kursy były rentowne, a ceny biletów nie zwalały z nóg, konieczne są dotacje od samorządów.
Jak nie ES-BUS to PKS Bydgoszcz. Innej alternatywy nie ma
Nie zawsze więc pani Magda wsiada z dziećmi do "wieśbusa". Kiedy chłopcy mogą być na zajęciach dopiero na 9. albo gdy kończą po 14, czyli niemal codziennie, do domu cała trójka wraca autobusem PKS Bydgoszcz (tym kursującym na trasie z Bydgoszczy do Chełmna przez Czarże). Jest łatwej, bo jedzie trzy razy krócej i zatrzymuje się niemal pod ich domem.
Dziś mały Kacper wstał koło. 7.
- Poznałam wasz dom po tym bocianim gnieździe. Chyba powinno przynosić szczęście.
- Mogę powiedzieć, że żyjemy szczęśliwie. Ale początki nie były łatwe: pamiętam doły i te uwierające myśli: po co nam to?. Ale Kacperek od kilku miesięcy mówi, dzięki specjalistom z ośrodka, do którego właśnie jedziemy. Od dwóch tygodni nie musi nosić pieluch, a właśnie przez kłopoty z odpieluchowaniem był problem z dostaniem się go do pobliskiego, publicznego przedszkola. Tam mógłby chodzić pieszo, ale dziś czuję, że tak jest lepiej. Jego postępy to dla nas nagroda za to, że nam ciężko, że spędzam dni na dojazdach, że nie ma nas w domu. Płaci za to też starsza córka. Ma 18 lat, ale też jeszcze potrzebuje wsparcia, zwłaszcza że ostatnio przeszła operację. A mnie przy niej nie ma. Cóż, tłumaczę sobie to tak, że podobnie byłoby, gdybym mogła chodzić do pracy. Nadrabiam, gdy tylko mogę.
Mama z bliźniakami cały dzień, dzień po dniu są na trasie do specjalistycznego ośrodka
Kacperek ma zdiagnozowany autyzm wczesnodziecięcy i niepełnosprawność intelektualną w stopniu znacznym. Kubuś jest w procesie diagnozy, potwierdzono już spektrum autyzmu, jak na razie chodzi do zwykłego przedszkola. Też w Chełmnie, bo do tego przydomowego nie miałby go kto zaprowadzić, gdy mamy z Kacprem nie ma w domu, tata w pracy, a starsza siostra w bydgoskiej szkole. Urodzili się przed czasem, oboje z niedotlenieniem, pierwszy oddech wzięli dopiero po reanimacji.
- O której wracacie?
- Autobus powrotny z PKS-u w Chełmnie mamy o 14.10, ale żeby mógł wyjechać, musi najpierw wrócić z Bydgoszczy. Przez korki opóźnienia są czasem takie, że jesteśmy w domu o 16.
Bo nie wystarczy, że pani Magda dzieci zawiezie i wróci po nie po południu. Czeka na nie w Chełmnie. Nie ma szans, żeby wróciła domu i pojechała do Chełmna raz jeszcze tego samego dnia.
- Jedziemy po 8, a następny autobus w tę stronę jest 14.10. Nawet jeśli chłopcy kończyliby później, musiałabym mieć pewność, że on pojedzie. Co, gdybym wróciła do domu i nie była w stanie wrócić po chłopców do miasta, bo autobusu nie byłoby na czas albo nie przyjechałby wcale?
Dla dojeżdżających najgorsza jest zima: ciemno, zimno, do domu daleko, a autobusu nie ma
- Najgorsza była zima. Przerażająca. Mówi się: ciemno, zimno, do domu daleko. I tak faktycznie było. Mąż w pracy, córka w szkole, a my wracamy do wyziębionego domy. Pierwsze co robię po powrocie: rozpalam ogień, żeby ogrzać dzieciaki. W drodze byli ubrani w kilka warstw, ale i to czasem za mało - opowiada pani Magda.
Jesienią tak samo: przeciwdeszczówki na grzbiety, kalosze na nogi, a buty do szkoły do plecaków. Wędrówka wałem w czasie śnieżyc, roztopów, deszczy kończyła się dla chłopców nie raz płaczem. Przewracali się na śliskiej trawie. Oczywiście żadnego oświetlenia tam nie ma, zresztą, wzdłuż głównej drogi też nie.
- Rano dzieci poruszają się jak cienie, właściwie jeszcze śpią. A człowiek idzie, trzymając jednego synka za rękę, drugiego niosąc w ramionach i potrafi się popłakać, że ma taki, a nie inny los. Ale wiem, że następna zima już będzie łatwiejsza, już człowiek będzie nastawiony na to, co go czeka - mówi mama bliźniąt.
Chłopcy jeżdżą z plecakami i mama też zawsze ma plecak. A w nich: komplety ubrań na zmianę, płaszcze przeciwdeszczowe, parasol. Mama dodatkowo ciuchy sportowe i leki na migrenę. Wszystko, co może nagle być bardzo potrzebne.
Na więcej kursów nie liczy, ale niech te autobusy, które są w rozkładzie będą pewne
- Dobrze było kiedyś, jak autobus jechał przed 7. Gdyby nie usunięto go z rozkładu, moglibyśmy na wszystko zdążyć. Od września Kubuś idzie do zerówki i pojawi się problem z dojazdem. Będziemy pewnie musieli chodzić do Kokocka codziennie, żeby być o 8. Fajnie by było, gdyby było więcej autobusów. Ale człowiek już się na to nie nastawia. Fajnie by było, gdyby to były pewne autobusy, o! Wiedzielibyśmy, że przyjedzie zgodnie z rozkładem i nie musielibyśmy czekać na następny kilka godzin - mówi pani Magda.
Drogę z przedszkola Kacpra do przedszkola Kuby w Chełmnie mama wykorzystuje do maksimum. To 2 km.
- Możemy sobie porozmawiać, pobyć sam na sam i tak naprawdę otoczenie nas nie interesuje: śpiewamy, bo chłopcy nauczyli się nowej piosenki, tańczymy, bo ćwiczyli przed występem, skaczemy na słupek czy kamień, bo mamy ochotę. Znika dla nas świat, liczymy się tylko my. To ważne momenty, bo kiedy wracam do domu tak późno, nie mam nawet czasu dla dzieci. Krzątam się do 23., by rano obudzić się w wysprzątanym domu i następnego dnia mieć gotowy obiad - opowiada pani Magda.
Mama czeka kilka godzin pod przedszkolem. Nie ma jak wrócić i przyjechać jeszcze raz
Kiedy chłopcy są już w przedszkolach, mama ma przed sobą kilka godzin oczekiwania. Na początku po prostu siadała na ławce przed gmachem ośrodka i czekała na koniec zajęć. Potem trochę spacerowała, korzystała z gościnności mieszkających w Chełmnie krewnych.
- W końcu odkryłam, że to może być czas dla mnie. Zawsze miałam marzenie, by chodzić na siłownię, ale wydostać się z naszej wsi do miasta, zostawić w domu dzieci tylko po to, by realizować jakieś swoje pomysły - to było dla mnie nie do pomyślenia. Teraz, kiedy trenuję, gdy chłopcy mają swoje zajęcia, czuję, że nikogo nie krzywdzę, nie okradam z mojego czasu i uwagi. Przychodzę na siłownię codziennie na dwie godziny. Dało mi to niesamowitą siłę psychiczną i fizyczną. Na początku, kiedy opowiadałam, że czekam na chłopców, siedząc w parku, ludzie mi współczuli, co bywało irytujące. Teraz kiedy mówię, że czekając, trenuję, prychają: nieźle się urządziłaś, dzieciaki masz zaopiekowane i jeszcze sobie na siłownie chodzisz. Więc nie przejmuję się już tym, co mówią.
Na początku (całkiem niedawno!) bałam się wejść nawet na tę siłownię. Myślałam, że tam nie pasuję, nie wyglądam idealnie. Pani z recepcji bardzo mnie motywowała, ale wciąż chciałam mieć jakąś zasłonkę, zza której nie byłoby mnie widać. Jednak z dnia na dzień było lepiej, pomogła mi trenerka, pomogli mi inni trenujący. Teraz czuję się jak w rodzinie. To moja odskocznia, reset życiowy. Mówi, kiedy przedstawia mnie w Klubie Fitness Trec Nutrition przy Dworcowej w Chełmnie (miejsce idealne, bo widać stąd PKS, a z ośrodka, w którym uczy się Kacper jest rzut beretem).
Dziś zamiast treningu jest nasza rozmowa. Ale musimy iść dalej, bo zaczyna padać deszcz.
Droga powrotna zajmuje trzy razy więcej czasu niż dojazd
- Dzieci są wymęczone już długą jazdą. Zwłaszcza Kacper czasem zasypia mi na kolanach na przystanku. To pora, o której ich rówieśnicy zwykle są już w domach, pewnie bawią się, a my siedzimy i czekamy na autobus - opowiada pani Magda.
- Teraz będziemy jechali dłużej? - dopytuję.
- Oj tak, dużo dłużej, prawie 50 minut. Ten bus jedzie przez wszystkie mniejsze miejscowości. Dobrze, że jest, bo dzieci stąd mają dzięki niemu dojazd, niektóre mają naprawdę daleko do głównej ulicy. A my wykorzystujemy fakt, że Kacperek dzisiaj wcześnie skończył, żeby szybciej być w domu.
Normalnie pani Magda i dzieci czekaliby do 14. na dworcu w Chełmnie, który jest właściwie większym przystankiem.
Spotykani po drodze ludzie już chłopców kojarzą. Przez 10 miesięcy bliźniaki poznały wszystkich kierowców i kierowczynię, panią z kwiaciarni, panią z budki na dworcu, sklepową. Każdemu mówią "dzień dobry", każdemu życzą miłego popołudnia. Do kierowców machają, ci odpowiadają klaksonem.
- Najpierw były pytania, na samym początku: a wy tak codziennie? Teraz już wszyscy wiedzą - mówi pani Magda.
"Sprawa transportu publicznego jest nieogarnięta w Polsce"
Sytuacja pani Magdy to wyrazisty przykład. Ale nie odosobniony. Potwierdzają to i statystyki, i eksperci.
- Rzeczywiście jest to problem powszechny, zwłaszcza na obszarach, nazwijmy to brzydko - peryferyjnych, odległych od większych aglomeracji, gdzie praktycznie transport publiczny nie istnieje. Polska tutaj bardzo negatywnie się wyróżnia na tle krajów zachodniej Europy, do których aspirujemy. Sprawa transportu publicznego, mówiąc kolokwialnie, jest nieogarnięta w Polsce – komentuje dr Łukasz Zaborowski, ekspert w dziedzinie transportu i rozwoju regionalnego z Instytutu Sobieskiego. - Owszem, w miastach czy na obszarach aglomeracyjnych transport publiczny na poziomie powiedzmy regionalnym czy wojewódzkim jest dobrze zorganizowany, natomiast w skali powiatowej są to raczej pozytywne wyjątki niż reguła. Nawet jeżeli gdzieś jest transport publiczny, to zazwyczaj jest substandardowy. To są właśnie takie przypadki, że można na przykład o konkretnej godzinie wyjechać, ale potem nie ma jak wrócić. Niestety jest to powszechny sposób organizacji transportu. Sytuacja jest bardzo zła i trudno powiedzieć, żeby się polepszała. Żeby się polepszyła, wymagałoby to zdecydowanych działań ze strony państwa - dodaje.
Dr Łukasz Zaborowski zwraca uwagę na to, że transport publiczny powinien być oparty na pociągach.
- Kolej powinna być podstawą systemu - mówi ekspert. - Transport szynowy jest po prostu lepszy. Oczywiście na ogromnej większości przestrzeni kraju nie ma bezpośredniego dostępu do kolei i tam powinniśmy mieć normalny transport autobusowy. Tutaj pewnym dobrym wzorcem są tak zwane linie dowozowe, które służą właśnie dostępowi do kolei, czy też dowożą do większych ośrodków miejskich i one są organizowane przez województwa. Dobrym przykładem są województwa małopolskie i łódzkie, ale w innych województwach też to się już zaczyna. Natomiast na poziomie powiatowym, w zdecydowanej większości kraju, to po prostu leży - dodaje.
Wykluczenie komunikacyjne przezwycięży tylko system
Walka z wykluczeniem komunikacyjnym powinna być prowadzona systemowo. Tylko wtedy będzie skuteczna.
- Powinny zostać narzucone ustawowe standardy transportu publicznego, czyli standardy określone na przykład jako maksymalna dopuszczalna odległość do najbliższego przystanku, powiedzmy w zależności od wielkości miejscowości. Powinna być też narzucona częstość obsługi, czyli liczby kursów w godzinach rannych, wieczornych itd. - proponuje dr Łukasz Zaborowski. - Standardy powinny być narzucone, żeby nie było działań pozorowanych ze strony samorządów. Niektóre samorządy dokonują organizacji transportu publicznego, ale robią to substandardowo i to nie jest zadowalające. Oczywiście nie jest to łatwe do zrobienia, bo wiąże się z kosztami... - dodaje.
Specjalista zwraca uwagę na to, co w praktyce przeżywa pani Magda.
- Nie mamy w Polsce ustawowo wyznaczonego organizatora transportu publicznego, który by zapewniał działanie transportu podmiejskiego wokół większych miast, czyli takich, które są wydzielone z powiatów. Problemem jest to, że mamy tak zwane powiaty grodzkie, dookoła których jest inny powiat. Pytanie, kto ma wtedy organizować transport do danego miasta? To też jest formalny problem do rozwiązania - podkreśla dr Łukasz Zaborowski.
Dodaje, że wykluczenie komunikacyjne to nie tylko problem techniczny - z brakiem linii czy dogodnej siatki połączeń, To również problem społeczny: bogatsi bądź sprawniejsi sobie sami radzą, a ci biedniejsi bądź mniej sprawni są skazani na uprzejmość tych, którzy mogą ich podwieźć.
- To zdecydowanie jest problem społeczny w tym wymiarze, że dotyczy nazwijmy to ludzi słabszych społecznie. Często są to osoby niepełnosprawne, starsze, ale także młodzież, która jest niemobilna - mówi dr Łukasz Zaborowski.
Wysiadamy z busa, idziemy na wał. Do domu został kilometr
Zaskoczenia nie ma - bus wysadza nas w Kokocku. Kierowca wraca do Chełmna, a my ruszamy na wał.
- O tyle dobrze, że dziś ciepło, że nie pada. Będzie się tak sympatycznie szło - cieszy się pani Magda.
To nie tylko historia o wykluczeniu komunikacyjnym!
- Ale proszę napisać, że to nie jest tylko historia o wykluczeniu komunikacyjnym. Tak, dojazdy do przedszkola to nasz codzienny koszmar. Tak, bywa, że siedząc na dworcu drugą godzinę, modlimy się, by w końcu PKS przyjechał. Tak, czasem zdarza się, że czekając na przystanku, trzymamy kciuki, by ten nie runął ze starości. Ale to też historia o spełnianiu swoich marzeń, o determinacji, o rodzinie. I żeby nie wyszło na to, że nam trzeba współczuć. Nie chcemy litości. Bo w każdej, nawet najczarniejszej historii, która nas spotyka, umiemy znaleźć coś dobrego. Tym razem też się uda! - prosi na koniec naszej wyprawy Magdalena Połczyńska.
Raport UNICEF Polska. Dla co czwartego ucznia podróż komunikacją publiczną to główny (lub jedyny!) sposób na dotarcie do szkoły
W raporcie UNICEF Polska z 2024 roku, 25 proc. badanych dzieci i młodzieży wskazało transport zbiorowy (w tym autobusy) jako główny środek transportu do szkoły. Dodatkowo 7 proc. wskazało autobusy szkolne.
- W raporcie UNICEF Polska z 2024 roku wspomniano, że autobusy szkolne stanowią główny środek transportu dla 12 proc. badanych uczniów.
- W raporcie tym podano również, że udział autobusów szkolnych w dojazdach do szkół jest wyższy wśród uczniów zagrożonych wykluczeniem transportowym.
- W badaniu uwzględniono również czas dojazdu autobusami szkolnymi, który dla 31 proc. uczniów korzystających z tego środka transportu przekracza 30 minut.
- W powiatach peryferyjnych odsetek uczniów korzystających z autobusów szkolnych jest wyższy niż w próbie ogólnopolskiej.
Ilu uczniów dojeżdża do szkół w dużych miastach? Oto dane GUS
W roku szkolnym 2022/2023 do szkół podstawowych i ponadpodstawowych w Polsce dojeżdżało 958 631 uczniów, co stanowiło 20 proc. ogółu uczniów (6,1 proc. uczniów szkół podstawowych oraz 46 proc. uczniów szkół ponadpodstawowych). Najwięcej uczniów dojeżdżało z województw: mazowieckiego (14,2 proc. ogółu dojeżdżających), wielkopolskiego (10,6 proc.) i małopolskiego (10,3 proc.).
W roku szkolnym 2023/2024 do szkół podstawowych i ponadpodstawowych w Polsce dojeżdżało 1 001 155 uczniów (20,7 proc. ogółu uczniów; 6,1 proc. szkół podstawowych, 45 proc. szkół ponadpodstawowych).
Województwa z największą liczbą dojeżdżających uczniów to: mazowieckie (14 proc.), wielkopolskie (10,8 proc.) i małopolskie (10,2 proc.). W raporcie UNICEF Polska wskazano, że 14 proc. dzieci i młodzieży w wieku 12-19 lat w Polsce jest zagrożonych wykluczeniem transportowym z powodu braku transportu publicznego w miejscu zamieszkania lub zbyt niskiej częstotliwości kursowania.
W tych województwach z roku na rok ubywa linii autobusowych
Tymczasem w wielu miejscach Polski zmniejsza się liczba połączeń autobusowych lub rozkłady są niedostosowane do potrzeb uczniów. Z danych udostępnionych nam przez Główny Urząd Statystyczny (dotyczą wybranych województw) wynika, że na przestrzeni ostatnich lat na korzyść zmieniła się długość linii autobusowych w województwach świętokrzyskim, mazowieckim (po okresie spadku) oraz łódzkim (po okresie spadku). Natomiast na niekorzyść zmniejszyła się w województwach kujawsko-pomorskim, lubelskim i podlaskim.
- W województwie kujawsko-pomorskim długość linii autobusowych wynosiła w 2020 roku 61 878 km. W kolejnych latach nastąpił spadek: w 2021 roku było to 35 304 km, w 2022 roku 28 938 km, a w 2023 roku liczba ta wzrosła do 33 519 km.
- W województwie łódzkim długość linii autobusowych w 2020 roku wynosiła 25 342 km. W 2021 roku spadła do 23 103 km, a w 2022 roku do 22 108 km. W 2023 roku nastąpił wzrost do 25 716 km.
- W województwie mazowieckim w 2019 roku długość linii autobusowych wynosiła 86 426 km. W 2020 roku wzrosła do 90 995 km, jednak w 2021 roku spadła do 58 316 km. W kolejnych latach długość ta wzrosła do 68 901 km w 2022 roku oraz do 73 546 km w 2023 roku.
- W województwie lubelskim długość linii autobusowych w 2020 roku wynosiła 37 653 km. W 2021 roku nastąpił spadek do 31 425 km, a w 2022 roku do 26 255 km. W 2023 roku długość linii utrzymała się na podobnym poziomie – 26 273 km.
- W województwie świętokrzyskim długość linii autobusowych w 2020 roku wynosiła 11 717 km. W 2021 roku spadła do 9 572 km, a w 2022 roku do 8 751 km. W 2023 roku nastąpił wyraźny wzrost do 15 083 km.
- W województwie podlaskim długość linii autobusowych w 2020 roku wynosiła 29 584 km. W kolejnych latach długość ta spadała do 27 079 km w 2021 roku oraz do 21 537 km w 2022 roku, a w 2023 roku wzrosła do 22 341 km.
Dane dotyczące długości linii autobusowych za rok 2024 będą dostępne pod koniec września 2025 roku. Co ważna sama długość linii nie świadczy o tym, ze transport publiczny jest zorganizowany poprawnie i nie wyklcza - kluczowe znaczenie ma liczba kursów.
O to, co na poziomie ogólnokrajowym rządzący robią, by walczyć w wykluczeniem komunikacyjnym, zapytaliśmy w Ministerstwie Infrastruktury
- Ministerstwo Infrastruktury traktuje priorytetowo rozwój publicznego transportu zbiorowego, a w szczególności zmniejszanie wykluczenia komunikacyjnego jako jeden z elementów polityki transportowej państwa - zapewnia Anna Szumańska, rzeczniczka prasowa MI.
I podkreśla, że urzędnicy biorą transport publiczny pod lupę.
- W tym obszarze rozpoczęto rewizję podstaw prawnych dotyczących funkcjonowania publicznego transportu zbiorowego oraz funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej. Z inicjatywy Ministra Infrastruktury powołany został zespół ekspercki do spraw przeciwdziałania wykluczeniu komunikacyjnemu, który do końca marca 2025 r. pracował nad przygotowaniem zmian, które będą odpowiedzią na oczekiwania pasażerów oraz podmiotów uczestniczących w rynku drogowego transportu publicznego. W pracach zespołu uczestniczyli przedstawiciele samorządów - Związku Powiatów Polskich, Związku Województw RP, Związku Gmin Wiejskich RP, Unii Miasteczek oraz Związku Miast Polskich, a także przedstawiciele środowisk naukowych i specjaliści ds. publicznego transportu zbiorowego. Zespół przygotował rozwiązania nowelizujące przepisy ustawy o publicznym transporcie zbiorowym oraz ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej (FRPA). Obecnie trwa analiza uwag zgłoszonych do projektu w trakcie uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych - dodaje Anna Szumańska.
Będzie nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym oraz ustawy o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej. Tak urzędnicy chcą walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym
Co miałoby się zmienić w prawie?
- Projekt nowelizacji wspomnianej ustawy zakłada między innymi, że marszałkowie województw zostaną integratorami przewozów w województwie. Ich zadaniem będzie tworzenie i koordynowanie sieci przewozów o charakterze użyteczności publicznej na swoim obszarze. Będą zobowiązani do opracowania planu zrównoważonego rozwoju publicznego transportu zbiorowego województwa, który będzie sporządzany na podstawie propozycji od pozostałych jednostek samorządu terytorialnego z obszaru województwa.
- To nie wszystko. W planie transportowym marszałek województwa będzie określał obszary, na których mogą być realizowane przewozy w formule transportu na żądanie.
- Marszałkowie województw przejmą od wojewodów zadania z zakresu obsługi funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej i będą dysponować środkami przyznanymi na województwo.
- Dopłata z funduszu będzie przyznawana wyłącznie do linii komunikacyjnych w transporcie autobusowym, które w planie transportowym województwa zostaną określone jako utworzone w celu przeciwdziałania wykluczeniu komunikacyjnemu.
- Ustawa będzie określać również minimalną częstotliwość realizowanych przewozów dofinansowanych z funduszu. Planuje się, że minimalnie będą to 3 pary kursów dziennie, które będą realizowane w godzinach porannych, w południe i wieczorem, także w weekendy i dni wolne od pracy. Ponadto określone zostaną minimalne wymagania odnośnie do taboru autobusów, którymi realizowane będą przewozy na liniach objętych dopłatą z funduszu. To rozwiązanie nie będzie dotyczyło zawartych już wcześniej umów wieloletnich - informuje w rozmowie z nami Anna Szumańska.
Projekt ustawy przewiduje również wprowadzenie obowiązku publikacji przez przewoźników rozkładów jazdy w formacie cyfrowej wymiany informacji GTFS lub NeTex. Projektowane przepisy przewidują utworzenie internetowych rozkładów jazdy linii komunikacyjnych dofinansowanych ze środków Funduszu.
Wszystko to ma się przyczynić do zwiększenia dostępności transportu publicznego dla pasażerów, zwłaszcza na obszarach, na których komunikacja ta obecnie nie istnieje lub funkcjonuje w wymiarze niezaspokajającym potrzeby pasażerów.