Mój dziewięcioletni syn wrócił niedawno ze szkoły oburzony. Dostał zadanie domowe, a zadań przecież nie miało być i to takie, którego nie da się zrobić, czytając podręcznik, bo w podręczniku na ten temat nie ma nic. Okazało się, że mieli lekcję o drodze Polski do niepodległości. Na zdjęciach w podręczniku nie było żadnej kobiety, sami żołnierze, więc chłopcy zaczęli komentować, że dziewczyny nic dla Polski nie zrobiły. Nauczycielka poprosiła zatem, by znaleźli informacje o Emilii Plater. Naprawdę wciąż nie ma kobiet w podręcznikach?
Dr Monika Opioła-Cegiełka, historyczka z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy: - Naprawdę wciąż nie ma! Naukowczynie z Poznania, prof. Iwona Chmura-Rutkowska, prof. Edyta Głowacka-Sobiech i prof. Izabela Skórzyńska, już kilka lat temu szukały kobiet na kartach podręczników do szkoły podstawowej i średniej. Nie ograniczyły się tylko do historii, wzięły pod lupę książki do przedmiotów humanistycznych, wertowały i treść, i ilustracje. Wyniki tych badań szokowały. O ile dobrze pamiętam, kobiety stanowiły 3 proc. wszystkich opisywanych i pokazywanych w podręcznikach postaci. Do tej puli zaliczyły się też greckie boginie. Chwała mitologii za piękną Afrodytę, mądrą Atenę, bo podbijają statystyki! To jednak nie tylko kwestia podręczników. Poczta Polska na 100-lecie odzyskania niepodległości wydała okolicznościowe znaczki. Upamiętniono na nich ojców suwerennego państwa - sześciu mężczyzn. W roli matki wystąpiła... Matka Boska Konsekwentne zapominanie o roli kobiet to nie tylko nasza narodowa przywara. Gdybyśmy spojrzeli na to, jak opisywana jest Wielka Rewolucja Francuska, mielibyśmy takie samo wrażenie: niewiele z kobiet, które walczyły wręcz jest dziś chociaż znanych z imienia i nazwiska. Tak funkcjonował w tamtym czasie patriarchalny świat: jego militarno-polityczno-dyplomatyczna przestrzeń należała do mężczyzn. Ale to nie znaczy, że tylko oni ją wypełniali.
Kobiety w walce o niepodległą Polskę
Jaka więc była rola kobiet?
- Jeżeli spojrzymy na płaszczyznę publiczną, jasne jest, że kobiet znajdziemy mniej niż mężczyzn. Nie każda mogła być Aleksandrą Piłsudską: rewolucjonistką, konspiratorką, kurierką. Jestem jej wielką fanką. Historia o tym, jak przewoziła laski dynamitu poutykane w gorsecie (mieściło jej się tam chyba ze 40!) w rozgrzanym pociągu i mnie elektryzuje. Tak samo jak myśl o tym, że Ola i inne kobiety długie suknie motały tak, by ukryć w nich ze dwa mausery. Emilia Plater? Przecież to nasza Joanna d'Arc, nieustraszona. Ale tutaj pojawia się pytanie - czy gdyby nie była dobrze urodzona, ktoś w ogóle pozwoliłby jej założyć męskie ubrania i udawać faceta? Faktem pozostaje, że to dziś jedyna kobieta, która ma swoją ulicę w centrum Warszawy. Gdybyśmy jednak zapytali przechodniów: któż to taki ten E. Plater, czy wiedzieliby, jak rozwinąć inicjał i kto się pod nim kryje? Problem z nieobecnością kobiet na kartach podręcznika wynika też z tego, że przedstawiamy historię Polski zmilitaryzowaną, od powstania, do powstania (nawet jeśli przegranego, to tak ważnego, że niezapomnianego). Podążamy przez wojny, rebelie, batalie. W takiej wersji dziejów kraju jeśli już odnajdujemy kobiety, to zwykle reprezentantki stanów uprzywilejowanych. Wiele zwykłych kobiet, mieszkanek wsi, robotnic, miało olbrzymią misję do wypełnienia i robiły to skutecznie. Musimy pamiętać, że nasz kraj przyszło odbudowywać ludziom, którzy nie pamiętali suwerennej Polski. Zabrali się do tego po 123 latach niebytu, kiedy Rzeczpospolitej było jej na mapie (w przypadku kilku miast to trwało jeszcze dłużej, przecież Bydgoszcz, Grudziądz, Chełmno odzyskały niepodległość po 148 latach, Toruń zniknął z map na 127 lat). Budowaniem wolnej ojczyzny zajęli się ludzie, którzy historię i kulturę ojczyzny znali tylko z opowieści matek, babć. Więcej: językiem polskim mówili tylko dzięki nim i tylko w domu. Zwykle nie było w nim ojca czy wujka, walczyli, a wychowaniem młodego pokolenia musiały zająć się kobiety. Miały tego świadomość, miały poczucie obowiązku, dbały o rodzinę. W Polsce panował kult powstańców, to oni opowiadali o losach Polaków, ale nie w każdym domu był powstaniec. W wielu przypadkach tę role brały na siebie kobiety. Były niewidzialnymi elementami układanki.
Aleksandra Piłsudska szybko straciła oboje rodziców, wychowywała ją babcia, Karolina z Truskolaskich Zahorska, sama wcześniej bardzo zaangażowana w konspirację powstania styczniowego. Miała ogromny wpływ na kształtowanie jej charakteru. Ola opisuje we wspomnieniach, że bardzo chciała przymierzyć okolicznościowy pierścionek babci z wygrawerowaną datą wybuchu powstania styczniowego. Babcia pozwoliła pod warunkiem, że wnuczka przyrzeknie, że wyrośnie na patriotkę. Wyrosła, jak wiele innych. Polki konspirowały, szmuglowały broń. Mówiły potem: kobieta się do tego nadaje lepiej, bo dłużej pozostaje niezauważona, nikt nie bierze jej na poważnie, może więc podejść bliżej. Może to było ich orężem. Kobiety dobrze urodzone często działały filantropijne, uważały, że skoro są uprzywilejowane, muszą w jakiś sposób spłacić dług społeczeństwu (zajmowały się tym jednak głównie panny, bez obciążeń w postaci rodzinnych obowiązków). Walka o niepodległość to był też moment, kiedy kobiety z wyższych stanów zrozumiały, że praca nie obniża wartości tytułu szlacheckiego. Ale te gorzej urodzone wiedziały to od dawna. Wzorem nich będą łódzkie włókniarki, pracujące w ekstremalnie trudnych warunkach, w strugach wody po to, by się nici nie rwały.
Piłsudski obawiał się, że kobiety nie wykorzystają godnie praw wyborczych
Z jednej strony mamy zapomniane bohaterki, z drugiej - wydany 28 listopada 1918 roku przez Józefa Piłsudskiego dekret o ordynacji wyborczej stanowiący, że wyborcą sejmu jest każdy obywatel „bez różnicy płci”. Jeden z pierwszych takich na świecie.
- Ciekawe są dyskusje o tym, czy kobietom dano prawa wyborcze, czy je sobie wywalczyły. Ani jedno, ani drugie. Zdecydował pragmatyzm. W rzeczywistości po I wojnie światowej liczył się bowiem każdy głos w wyborach. Piłsudska była jednak bardzo dumna z tego osiągnięcia. Jej mąż uważał, że kobiety nie wykorzystają godnie prawa wyborczego, więc gdyby tę sprawę zostawić wyłącznie jemu, pewnie by je dostały, ale z ograniczeniami, np. mogłyby głosować, ale nie kandydować. Patrząc na XX-wieczną historię innych państw, widzimy, że władze wcale nie były chętne, by od razu przyznawać kobietom pełnię praw. Ten postęp w Polsce nie wynikał jednak z potrzeby demokratyzacji życia czy ze zrozumienia, że trzeba dać takie same prawa wszystkim, a z tego, że po I wojnie światowej potrzebni byli ludzie do głosowania. Polki oczywiście nie rzuciły się gremialnie do Sejmu. Weszło prawo, ale nie poszła za tym systemowa zmiana, nie zwiększyła się świadomość konieczności wyrównywania szans. Francuski, choć prawa wyborze dostały dopiero w 1844 roku, szybciej i chętniej zasiadały w sejmowych ławach, bo społeczeństwo było do tego gotowe.
Jak przywrócić kobiety na karty podręczników do historii?
Kobiety są niewygodnymi bohaterkami historii Polski?
- I tak, i nie. Rzeczywiście nie pasują do utartego schematu bohatera romantycznego, który jest w nas mocno zakorzeniony, jak zresztą wiele innych romantycznych ideałów. Jesteśmy wyuczeni, by gloryfikować zrywy, robimy to nawet, wiedząc, że czasem ewolucja, a nie rewolucja przynosi lepsze efekty. Do dziś dzieci, kiedy zaczynają edukację, czytają wiersz o Polaku małym, a deklamując go, deklarują, że oddadzą życie za ojczyznę. Chcemy, żeby bohater to był ten, kto walczy o wielkie sprawy. Możesz przegrać, możesz ponieść stratę, ładnie, gdy poświecisz życie. Zrozum: umrzesz, nie będzie cię, ale ideały pozostaną. Nowe pokolenia zyskają, a dla ciebie - pamięć i honor. I mamy takie kobiety w historii, nie tylko Olę Piłsudską, wiele innych. Krystyna Skarbek, nasz James Bond w spódnicy, nawet Irena Sendlerowa (nie ma może w jej losach echa wybuchów, strzałów, ale jest niebezpieczeństwo, konspiracja, groźba utraty życia - liczy się). Ale mamy też mrowie cichych bohaterek, które co dzień walczyły o Polskę, dbając o swoje dzieci, pracując w polu, przekazując córkom i synom wartości patriotyczne. Kiedy myślimy o matce, która opowiada dzieciom po polsku o Polsce, nie czujemy w tym bohaterstwa. Naczytaliśmy się, że bohaterstwo jest wtedy, gdy bronisz działa i giniesz, ewentualnie je ratujesz. Rozumiem atrakcyjność batalistyki, sama lubię kryminały. Ale przez to, że nadajemy tak wysoką wartość temu polu, deprecjonujemy prozę życia. Spięcie budżetu, wykarmienie rodziny, kiedy nie ma się za wiele do wyłożenia na stół, to też akt bohaterstwa. Można to odnieść do wielu innych przełomowych momentów dziejowych. W stanie wojennym nie tylko kolportaż i czynny opór były wyzwaniai i nie tylko represje bohaterstwem. Trwanie w domu, dbanie o rodzinę, pilnowanie tego, by pozostała w całości też było trudne, a zapewnienie dzieciom bytu i edukacji - czasem heroiczne. Przypominanie o tym, także w podręcznikach, to jedyna szansa, by przywrócić twarze i nazwiska kobiet w historii Polski.
Znaczenie ma to, o kim mówimy, ale też to, co mówimy.
- 7 listopada obchodziliśmy rocznicę urodzin Marii Skłodowskiej-Curie, jej nikomu nie trzeba przedstawiać. W sieci można posłuchać, jak dziękuje za medal (w 1931 roku Maria Skłodowska-Curie otrzymała od Amerykańskiego Stowarzyszenia Radiologii medal za wkład w badania nad nowotworami; przy tej okazji nagrano wyjątkowy film, w którym nagrodzona dziękuje za medal; to jedyne zachowane nagranie głosu badaczki, która znana była z niechęci do wystąpień publicznych - przyp. DW). Kadr jest opisany mniej więcej tak: Maria Skłodowska-Curie, kobieta, która pomogła mężowi odkryć rzadki pierwiastek.
7 listopada urodziny obchodziła nieco młodsza od Polki Lise Meitner, austriacka fizyczka jądrowa. Einstein mówił o niej: "nasza Curie". Ma na koncie kilkadziesiąt patentów naukowych. Była pewną kandydatką do Nobla, nie dostała go (bo kobieta, bo żydówka), za to otrzymał go szef jej zespołu, Niemiec, Otto Hahn. Kiedy jej zespół pracował w laboratorium, Lise nie mogła korzystać z toalety w tym budynku. Musiała biegać do hotelu, w którym mieszkała.
W XX wieku prasa pisała, że praca może uszkodzić macicę i lepiej się jej wystrzegać, jeśli chce się mieć dziec
Toaleta była tylko dla mężczyzn!?
- Toaleta była tylko dla mężczyzn. Jak widać nawet te, które były wielkie, zmagały się z nierównością, deprecjonowaniem osiągnięć, bo były kobietami. Mieszkanki miast i wsi borykały się na co dzień z przeciwnościami. Kiedy w 1918 marszałek podpisywał dekret o prawach wyborczych kobiet, na Śląsku obowiązywała ustawa celibatowa nauczycielek. Mówiła o tym, że jeśli nauczycielka wyjdzie za mąż, traci pracę i uprawnienia emerytalne. To nie tak, że dekret, a potem konstytucja marcowa nagle i automatycznie dowartościowały kobiety i tylko w latach 30. odesłano je do domu. Robotnice wiedziały, że muszą pracować, nie miały czasu zastanawiać się, czy im to uwłacza, czy nie. Nie czytały pewnie nawet tych ogłoszeń prasowych, w których pisano, że praca może uszkodzić macicę i lepiej się jej wystrzegać, jeśli chce się mieć dzieci.
Polecany artykuł:
Wincentyna Teskowa wyłapywała dziewczyny, które przyjechały do miasta z prowincji. Bała się, że inaczej trafią w szpony prostytucji
Kobiety nie interesowały się tym, co wokół, wojny ich nie dotyczyły?
Jeżeli wojna zagłada mi do okien, określa, czy będę mogła zostać w domu, czy nie, dotyczy mnie i mojej rodziny. Interesuję się nią, muszę. Ale wybuchła wojna i wcielono do wojska mojego męża, ojca, brata, a dzieci dalej trzeba nakarmić, krowę wydoić, prace polowe czekają. Kto to zrobi, jak nie? Wojną mogę się więc zajmować tylko w takim zakresie, na jaki pozwalają mi życie rodzinne i obowiązki. Ale to nie jest sytuacja czarno-biała. Kobiety zajmowały sprawy społeczne. Życie toczyło się dalej, mimo powstań i konfliktów, trzeba było stawiać mu czoła dzień w dzień. Wincentyna Teskowa, długoletnia redaktorka Dzienniak Bydgoskiego, dyżurowała na dworcu. Wyłapywała dziewczyny, które przyjechały do miasta z prowincji. Wiedziała, że musi im pomóc na starcie, bała się, że w przeciwnym razie zajmie się nimi kto inny i trafią w szpony prostytucji. Poświęcała prywatny czas, życie rodzinne, to nadwyrężało jej relację z synem (który potem zresztą też został dziennikarzem).
Jak brzmi definicja patriotyzmu czasu pokoju?
Jeśli już opiszemy w tych podręcznikach znaczenie kobiet w walce o niepodległość, zostanie pytanie: co w praktyce z tą wiedzą zrobić?
Potrzebujemy definicji patriotyzmu czasu pokoju. Moje ulubione hasło na wiele okazji brzmi: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Właśnie na tym powinniśmy się skupić, a nie tylko na walce. Płacenie podatków, dbanie o dom, o edukację dzieci jest dziś miarą patriotyzmu. Nie tylko jednorazowe zrywy jak stanie w kilometrowych kolejkach do wyborów, a codzienna troska o dobro wspólne. To pokazuje nasz prawdziwy stosunek do Rzeczpospolitej. Kult zmilitaryzowanych historii ma się zbyt dobrze, okopaliśmy się na pozycji, że podniosłe czyny mają większą wartość niż codzienny trud, przez co nie umiemy go docenić i jemu się oddać. Warto wcielić w życie zasadę, że ważne jest, co budujemy, a nie tylko zgliszcza, na których próbujemy to stawiać.
Wenecja Bydgoska ma niepowtarzalny klimat. Tak wyglądała 90 lat temu, a tak zmieniła się dziś. Zobaczcie zdjęcia.